Oblężone przez młodzież dyskonty i "Żabki" w pobliżu szkół, tatusiowie donoszący kanapki na lekcje 20-letnim uczniom oraz dyrektor rozważający wezwanie na pomoc modnych w Łodzi food trucków (czyli barów w furgonetkach lub kamperach). Oto niektóre skutki wprowadzenia zakazu sprzedawania tzw. śmieciowego jedzenia w oświatowych placówkach, który obowiązuje od 1 września.
Największe dylematy mają dyrektorzy techników i ogólniaków.- Od tygodnia uczniowie przychodzą do mojego gabinetu i pytają, czemu oni, w połowie przypadków dorośli ludzie, stracili możliwość decydowania, co mogą zjeść w szkole - mówi Janusz Bęben, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Łodzi (na granicy starego Widzewa i Śródmieścia).
W technikum Janusza Bębna właściciel sklepiku umowy ze szkołą nie zerwał, ale zawiesił działalność.
- Wobec tego młodzież uprzejmie informuje mnie, że będzie łamać zakaz opuszczania terenu placówki, aby kupić hot doga na stacji benzynowej za ogrodzeniem - opowiada dyrektor Bęben. - A po drugiej stronie ulicy jest "Żabka", której personel cieszy się podwójnie, bo oprócz mojej szkoły za rogiem jest także gimnazjum... Chyba w obecnej sytuacji najbezpieczniej i w zgodzie z przepisami byłoby sprowadzić pod szkołę samochód z jedzeniem, który prowadziłby handel tuż za furtką placówki.
Faktycznie, wczoraj przed południem pod najbliższą "Żabką" kłębił się tłumek wyrośniętych nastolatków. Zresztą w innych punktach Łodzi też można zaobserwować wycieczki gastronomiczne - młodzieżą bywa wypełniony np. McDonald na Widzewie Wschodzie, a duża część szkolnej klienteli bierze zestawy na wynos.
Jednak w przypadku ZSP nr 3, uczniowie domagają się wznowienia działalności przez sklepik w szkole. Wraz z rodzicami i kadrą technikum zebrali przez dwa ostatnie dni 300 podpisów pod ogólnopolską petycją, której autorzy domagają się zwołania konsultacji wokół listy dozwolonych w szkołach produktów.
Na liście widnieje podpis m.in. Sławomira Serafina, ojca ucznia ostatniej klasy technikum. - Zapomniał kanapek z domu, ma cały dzień zajęć, w szkole nic nie kupi, dlatego poprosił mnie, żebym podrzucił mu z domu - mówi ojciec 20-latka.
Agnieszka Piec, która aktualnie zawiesiła działalność sklepiku w ZSP nr 3 i zbiera podpisy pod petycją, tłumaczy, że wcale nie "zatruwała" młodzieży. - W ofercie były np. zupy z kateringu: rosół, pomidorowa, grzybowa. Ale solone, więc teraz zakazane - mówi Agnieszka Piec.
Jednak nie wszystkie sklepiki w łódzkich szkołach ponadgimnazjalnych są aktualnie zamknięte.
- Stary ajent zrezygnował w wakacje, nowy jest naszym absolwentem. Trzyma się listy dozwolonych produków. Zobaczymy, jak będzie - informuje Dariusz Jędrasiak, wicedyrektor II Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi.
Zakazana sól i majonez |
Dozwolone produkty w sklepikach Ministerstwo Zdrowia podzieliło na 14 grup (np. kanapki, mleko, warzywa, owoce). Czego nie ma na liście, jest zakazane (czyli np. napoje z dodatkami cukrów i substancjami słodzącymi, batony). To, co jest dozwolne, jest dokładnie opisane. Przykładem są kanapki: tylko na bazie pieczywa razowego, pełnoziarnistego lub bezglutenowego. Wyliczono produkty, które można włożyć do kanapki - wśród serów nie ma topionych, przetwory mięsne muszą mieć co najmniej 70 proc. mięsa. W kanapce zakazne są sosy, w tym majonez, wyjątek to keczup (w przypadku którego zużyto nie mniej niż 120 g pomidorów do przygotowania 100 g produktu). Kanapek nie wolno solić - podobnie jak dań przygotowanych w stołówkach i w kateringu. Z kolei herbaty, naparów owocowych i kawy (tylko zbożowej) nie wolno słodzić cukrem - można użyć miodu pszczelego. Grupę soków (tylko warzywnych, owocowych lub owocowo-warzywnych, niedosładzanych) ogranicza zapis, że opakowanie nie może przekraczać 330 ml. |