Pani Marianna nie była kobietą bardzo bogatą, cierpiała na niedowład ręki i nogi. Ten kiosk był dla niej jedynym źródłem dochodu. Za niewłaściwie ulokowane uczucie zapłaciła życiem. Stała się ofiarą jednej z najbardziej makabrycznych zbrodni, o których słyszał Kraków w latach 50.
Pociąg nr 3911
1 września 1955 r. szef Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku wysłał do szefa KWP MO w Krakowie wykaligrafowany telefonogram. „30 sierpnia 1955 r. o godz. 13.30 w wagonie klasy II, który przybył z Krakowa do Gdyni, znaleziono pod siedzeniem dwie nogi ludzkie odcięte przy kolanach, odziane w pończochy bawełniane koloru beżowego. Na jednej nodze poniżej kolana znajdowała się podwiązka koloru szarego. Zachodzi przypuszczenie morderstwa”.
9 września w magazynie PKP otwarto wiklinowy kosz - nieodebraną przesyłkę z Krakowa, bo dobywał się z niego straszny smród. Znaleziono tam poćwiartowane zwłoki kobiety, bez głowy i nóg odciętych powyżej kolan. Ciało było owinięte w żółto-zieloną kapę w liście i kwiaty. Oprócz zwłok w koszu znalazł się ręcznik oraz krzyżyk, należący prawdopodobnie do ofiary. Pięć dni później krakowska milicja wszczyna śledztwo.
Tylko pomagali
W pociągu Kraków-Wrocław w dn. 29 sierpnia 1955 r. konduktorzy zapamiętali dwóch mężczyzn. Jeden był po cywilnemu i chciał im wcisnąć poza formalnościami pakunek. Proponował za to wódkę i 1 tys. zł. Drugi był w mundurze kolejarza. Konduktorzy opisali obu z nich. Jedna z pracownic przyznała też, że go poznała - często wsiadał w Mydlnikach, a mieszkał w Rząsce. Tak dotarto do Władysława W. To on nadał makabryczna paczkę. Niedługo później śledczy wpadli na trop Henryka K., kolegi Władysława. Ten skryty, nieposiadający przyjaciół człowiek był pomagierem. Razem nadali paczkę. W tym momencie w śledztwie pojawił się Stanisław W.
Chłopak poznał 44-letnią Mariannę pod koniec lat 40., był od niej 20 lat młodszy. Zauroczył samotną, schorowaną kobietę. Kupował u niej papierosy, załatwiał jej drobne sprawunki. Podawał się za doktora, choć nie dostał się na medycynę. Udzielał porad i wyrobił sobie pieczątkę „Dr. W., specjalista chorób kobiecych”.
Miłość i kłamstwa
Wykorzystywał Mariannę i pożyczał od niej spore sumy, kiedy jednak straciła koncesję na prowadzenie kiosku, przestała go interesować. Według śledczych to wtedy, na początku 1955 r., zaczął planować morderstwo. 29 sierpnia w mieszkaniu przy ul. Długiej zamordował ją i pokawałkował zwłoki. Sąsiadka z Długiej zobaczyła go, jak wylewał w toalecie zakrwawioną wodę z miski.
Wyrok krakowskiego sądu zapadł 12 listopada 1958 r. - dożywotnie więzienie. Dwa lata później sąd wojewódzki w Krakowie zamienił karę dożywocia na 25 lat. Stanisław W. wyszedł w 1978 r., za dobre sprawowanie i zamieszkał w Stalowej Woli, przydzielono mu kuratora. Zmarł w Stalowej Woli w 1980 r. MP, TŻ
