Dowody zbrodni. Każdy zabójca zostawia jakiś ślad

Dorota Kowalska
123RF
Nie ma zbrodni doskonałych. Jest tylko zagadka, którą trzeba rozwiązać, pytania, na które trzeba odpowiedzieć. Wskazać sprawcę morderstwa, pomóc ustalić, kim była ofiara. Rozwój technologii i nauki sprawiają, że dzisiaj coraz częściej te odpowiedzi padają. Dotyczą zbrodni nie tych sprzed tygodnia, czy dwóch, ale sprzed wielu dekad.

To jedna z najbardziej tajemniczych zbrodni ostatnich lat i, kto wie, być może sprawa zabójstwa młodej kobiety na Pomorzu znajdzie wreszcie swój finał. Rozczłonkowane zwłoki wyłowiono w stawie w miejscowości Drzewina 25 kwietnia 2009 roku. Na miejscu biwakowali młodzi ludzie z koła turystyczno-krajoznawczego. Nagle zobaczyli wystający z wody worek owinięty metalowym łańcuchem i plastikowymi opaskami zaciskowymi.

W środku znajdowało się makabrycznie okaleczone ciało kobiety: był tylko korpus, brakowało głowy, nóg i dłoni. Na miejscu natychmiast pojawili się śledczy. Ustalono, że kobieta zginęła od 3 do 10 dni przed odnalezieniem zwłok. Jej ciało, najprawdopodobniej za pomocą ostrego noża i piły mechanicznej, zostało rozczłonkowane już po śmierci.

Kim była zamordowana? Jej wiek oszacowano na 20-30 lat, była średniego wzrostu, między 157 a 167 cm. Z jej lewego przedramienia zabójca wyciął kawałek skóry, być może kobieta miała w tym miejscu charakterystyczny tatuaż lub znamię, które ułatwiłyby jej identyfikację. Na podbrzuszu widoczna była blizna, być może przeprowadzono u niej cesarskie cięcie.

Policja miesiącami bezskutecznie szukała sprawcy tej zbrodni. Wreszcie, śledztwo umorzono. W listopadzie 2024 roku sprawę przejęli funkcjonariusze z Archiwum X. Ponownie przeszukali staw w Drzewinie, zaapelowali też do ewentualnych świadków, osób, które mogły coś wiedzieć o tej zbrodni, jej sprawcy lub ofierze. Z powodzeniem.

„Policjanci pozyskali istotne dla sprawy informacje. Zgłosiły się również kolejne osoby, które do tej pory nie występowały w prowadzonym postępowaniu” — czytamy w komunikacie policji.

W sprawę zaangażowana została amerykańska firma Parabon Nanolabs, która wykorzystuje zaawansowane badania genetyczne pozwalające na przewidywanie cech wyglądu osoby na podstawie jej materiału biologicznego. W ten sposób udało stworzyć portret pamięciowy kobiety. Policja ponownie zaapelowała do osób, które mają jakiekolwiek informacje na temat sprawy o kontakt ze śledczymi. I tym razem, to było dobre posunięcie.

- Odzew był bardzo duży - nie kryje w rozmowie z tvn24.pl podkomisarz Anna Banaszewska-Jaszczyk z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Do tej pory na adres skrzynki mailowej oraz na wskazane przez nas numery kontaktowe wpłynęło kilkadziesiąt zgłoszeń od osób, które informują policjantów o możliwej tożsamości ofiary - mówi.

Jak dodaje, kryminalni, którzy weryfikują spływające sygnały, przekazali, że pojawiają się też wskazania co do ewentualnego sprawcy morderstwa.

- Dziękujemy wszystkim osobom, które zapoznały się z naszą publikacją i przekazały swoje spostrzeżenia. Tak jak wcześniej informowaliśmy, każda wskazówka może okazać się kluczowa dla wyjaśnienia tej zbrodni - podsumowała podkomisarz Banaszewska-Jaszczyk.

Niezawodne DNA

Techniki kryminalistyczne w ostatnich latach mocno się rozwinęły, przełomem były oczywiście badania DNA. Jeden włos, plamka krwi, niedopałek papierosa zostawiony na miejscu zbrodni wystarczą, by odczytać znajdujący się w nich kod genetyczny i ustalić kolor oczu, włosów, skóry, region świata, z którego pochodzi sprawca, ba, nawet jego przybliżony wiek. To nie wszystko, dzisiaj na zabójcę, czy gwałciciela można trafić przez członków jego rodziny, których próbki znajdują się w ogólnokrajowych bazach danych. A jest ich sporo, swego czasu miliony Amerykanów wysyłało do prywatnych firm swoje DNA, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości. W ten sposób, trochę nieświadomie doprowadzili do przełomu w kryminalistyce, bo dzisiaj łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej ustalić imię i nazwisko sprawcy.

Przesada? Wcale nie. Weźmy sprawę z końca ubiegłego roku, która pewnie przejdzie do historii amerykańskiej kryminalistyki. 50 lat po zabójstwie 25-letniej studentki Mary K. Schlais zatrzymano w Miennesocie 84-letniego Jona Millera. To on zadźgał Mary w swoim samochodzie.

- Wierzę, że po tylu latach nawet jemu może to przynieść ulgę - powiedział tuż po zatrzymaniu szeryf hrabstwa Dunn. - Musiał o tym myśleć każdego dnia – dodał.

Ale po kolei: 15 lutego 1974 roku ciało Mary K. Schlais znaleziono przy drodze w niewielkim miasteczku Spring Brook w Wisconsin. Jechała autostopem na wystawę sztuki w Chicago. Została kilkakrotnie dźgnięta nożem. Broniła się przed śmiercią, świadczyły o tym chociażby rany na rękach. Może chciała chwycić nóż, którym zadawano jej ciosy, może osłaniała rękoma ciało.

Na miejscu zbrodni znaleziono czapkę, nie należała do kobiety, musiała zatem należeć do sprawcy. Na niej kilka włosów. Wprawdzie znalazł się naoczny świadek, który widział podejrzanego i podejrzany pojazd, ale śledztwo stanęło w miejscu. Było kilka tropów, o zbrodnię podejrzewano jednego z seryjnych morderców, jednak sprawy nie udało się rozwiązać, wreszcie jej akta trafiły na półkę.

Do czasu, kiedy biuro szeryfa hrabstwa Dunn nie nawiązało współpracy z genealogami genetycznymi z Uniwersytetu Ramapo w New Jersey. Do pracy ruszyli fachowcy, analizowali DNA pobrane z włosów pozostawionych na czapce, porównali je drzewami genealogicznymi na popularnych witrynach genealogicznych i przekazali śledczym nazwiska krewnych podejrzanego.

Sprawa nie była łatwa, Jon Miller był adoptowanym dzieckiem, stąd połączenie jego DNA z krewnymi było bardziej niż skomplikowane. Ale nauka zaprowadziła śledczych do Michigan, potem do Jona Millera w Minnesocie. Ten przyznał się do zbrodni. Opowiedział śledczym, że Mary stała na drodze, chciała złapać autostop, zabrał ją do samochodu. Po drodze namawiał do uprawiania seksu. Mary odmówiła, wtedy chwycił za nóż.

Ale to nie jedyna sprawa rozwiązana po latach dzięki śladom DNA. Te wskazują sprawców lub oczyszczają niewinnie skazanych.

Maurice Hastings prawie 40 lat powtarzał, że jest niewinny, że to nie on zgwałcił i zamordował Roberty Wydermyer, której ciało z raną postrzałową głowy znaleziono w 1983 roku. Śledczy ustalili, że przed śmiercią kobieta została wykorzystana seksualnie.

O zabójstwo oskarżono właśnie 30-letniego Maurice Hastingsa. Nie przyznawał się do winy, ale nie przekonał do siebie przysięgłych. 20 października 1988 roku, po kilkuletnim pobycie w areszcie, usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Podczas autopsji w jamie ustnej ofiary odnaleziono ślady nasienia. Prokuratura odrzucała jednak wnioski Hastingsa o zbadanie DNA. Amerykanin spędził w kalifornijskim więzieniu stanowym 38 lat, dopiero w 2021 roku udało mu się złożyć oświadczenie o niewinności w jednostce ds. uczciwości skazań w biurze prokuratora okręgowego. Testy DNA, przeprowadzone w czerwcu, potwierdziły niewinność Hastingsa. W 2022 roku, niedługo przed 70. urodzinami, odzyskał wolność.

Trzy miesiące wcześniej amerykańska NBC News informowała, że po 36 latach spędzonych w więzieniu uniewinniony został 53-letni obecnie Sullivan Walter. Walter jako 17-latek został skazany za gwałt wyłącznie na podstawie zeznań ofiary. Historia niemal identyczna, jak ta Maurice Hastingsa. Także w tym przypadku niewinność mężczyzny udowodniono dzięki badaniom DNA.

Zidentyfikować ofiarę

DNA często pomaga ustalić, kim była ofiara. Historia „chłopca z pudełka” to najstarsza nierozwiązana sprawa w Filadelfii, Ciało malca zostało znalezione w kartonowym pudełku 25 lutego 1957 roku. Było nagie, owinięte w koc, pokryte siniakami i ranami. Śledczy nie mieli wątpliwości, że dziecko musiało być maltretowane, a potem pobite na śmierć.

Plakaty ze zdjęciem chłopca rozwieszono w całej Filadelfii, cisza. Nikt nie znal tego dziecka, nikt go nie szukał.

Chłopca pochowano na miejscowym cmentarzu. Na nagrobku wygrawerowano napis: „Nieznane dziecko Ameryki”. Ludzie odwiedzali ten grób, kładli na nim kwiaty i zabawki.

Policja sprawdzała dziesiątki tropów. Przeprowadzano ekshumację 4-latka, by pobrać jego DNA, ale zagadka „chłopca z pudełka” pozostawała nierozwiązana. Dochodzenia jednak nigdy nie zawieszono. Wreszcie po sześćdziesięciu pięciu lat na podstawie badań DNA udało się ustalić tożsamość chłopca. To Joseph Augustus Zarelli, urodzony 13 stycznia w 1953 roku.

Wiadomo, że oboje rodzice Josepha zmarli, żyje natomiast jego rodzeństwo. Rodzina 4-latka mieszka w zachodniej Filadelfii. Policjanci mają nadzieję, że teraz śledztwo ruszy do przodu. Wiadomość o tożsamości malca została podana do wiadomości publicznej, może więc zgłosi się ktoś, kto wie coś o sprawie, coś słyszał, zauważył. Trzeba ustalić, kto zabił to dziecko.

Z kolei nowoczesne badania izotopowe ruszyły naprzód jedno z największych śledztw, jakie prowadzi Intepol. Agencja razem z policją z Holandii, Niemiec i Belgii pracuje nad ustaleniem tożsamości dwudziestu dwóch kobiet, których ciała znaleziono w tych krajach na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat. Większość ofiar zmarła z użyciem przemocy, niektóre z kobiet były przed śmiercią maltretowane lub głodzone. Według ustaleń śledczych, aż osiem spośród nich mogło pochodzić lub mieszkać w Europie Wschodniej, prawdopodobnie w Polsce. Ustalono to właśnie na podstawie nowoczesnych badań izotopowych. Badanie izotopowe, nazywane także scyntygrafią, polega na wprowadzeniu do organizmu środków chemicznych (zwanych radioizotopami), cyfrowej obserwacji ich rozpadu i graficznym jego przedstawieniu. Takim badaniem można wykryć, gdzie dana osoba żyła, gdzie spędziła dzieciństwo, a nawet gdzie piła wodę w ostatnich miesiącach i latach przed śmiercią. Twarze kobiet zrekonstruowano na podstawie czaszek, dzisiaj można to zrobić metodą rysunkową, plastyczną i komputerową. Najwięcej trudności stwarza odtworzenie okolic oczu, nosa, ust i ucha, bo te obszary twarzy charakteryzują się bardzo dużą indywidualnością, ale często udaje się stworzyć niemal idealny obraz ofiary.

Rozbryzg krwi

Coraz więcej na miejscu zbrodni znaczą ślady krwi, a konkretniej jej rozbryzg. Dużo mówi o sile uderzenia, narzędziu zbrodni, a bywa, że wskazuje sprawcę.

To była głośna sprawa, opisywały ją media nie tylko w Stanach Zjednoczonych.

W Walentynki, 2001 roku dr John Hamilton, szanowany położnik i ginekolog, zadzwonił pod numer alarmowy. Znalazł swoją zonę Susan martwą na podłodze w łazience domu, który dzielili w ekskluzywnej dzielnicy Oklahoma City. John i Susan należeli do miejscowej elity towarzyskiej, uchodzili za zgodne, kochające się małżeństwo. Razem prowadzili też klinikę, w której można było dokonywać aborcji. Nie wszystkim się to podobało, pod placówką co rusz demonstrowali przedstawicieli ruchów prolife, licznych w konserwatywnej Oklahomie.

Susan została uduszona dwoma krawatami Johna, na jej głowa widoczny był ślad od uderzenia: głęboki, rozległy. Dr Hamilton reanimował żonę, próbował ratować jej życie. Kiedy na miejscu pojawili się sanitariusze i śledczy jego koszula pokryta była krwią.

Na początku detektywi łączyli morderstwo z pracą małżeństwa, pod ich adresem od miesięcy kierowane były groźby, ale ten trop prowadził do nikąd. Pewnego dnia jeden z prowadzących sprawę znalazł w domu Hamiltonów kartkę walentynkową. To Susan pisała do męża.

„Kupiłam moją kartę dwa tygodnie temu, ale te słowa nie wydają się już odpowiednie. Miłego dnia. Susan”. Śledczy zaczęli się zastanawiać, czy małżeństwo Hamiltonów było tak szczęśliwe, jak wydawało się to ich znajomym. I co? Okazało się, że Susan podejrzewała męża o zdradę. Niektórzy z jej przyjaciół powiedzieli detektywom, że rozważała rozwód.

Morderstwo było brutalne, sprawca miał emocjonalny stosunek do ofiary, a to wykluczało przypadkowe włamanie.

Siłą rzeczy, głównym podejrzanym stał się dr Hamilton. Jego alibi okazało się „dziurawe”, miał motyw – żona chciała od niego odejść, a on, jak twierdził, wciąż kochał ją do szaleństwa. Podstawowym dowodem prokuratury były plamy krwi na koszuli Johna. Obrona twierdziła jednak, że dr Hamilton pobrudził się nią, kiedy ratował żonę. To właśnie obrona wezwała na świadka eksperta od odprysków krwi, Toma Bevela. Bevel przeprowadził niezależną analizę koszuli i potwierdził, że odciski krwi zostawione na niej mogły powstać podczas reanimacji Susan.

Prokuratura była w potrzasku, mogła przegrać sprawę. Co ciekawe, salę rozpraw wypełniały głównie kobiety, którym dr Hamilton pomógł w ten czy inny sposób. Zresztą, nie tylko one nie wierzyły w winę ginekologa, cała Oklahoma stała za nim murem widząc w doktorze ofiarę nie sprawcę.

Kiedy obrona skończyła przesłuchiwać Bevela, przed ekspertem stanął prokurator. Zadał kilka pytań. Widać było, że jest zrezygnowany. Przeczuwał, że to koniec gry.

- Czy prokuratura przeoczyła coś istotnego w tej sprawie? – zapytał jeszcze na koniec.

- Tak – odpowiedział Bevel.

Na sali zapadła grobowa cisza.

- To koszula mordercy – dodał Bevel.

Potem ekspert wyjaśnił, że najważniejsze ślady krwi na koszuli dr Hamiltona, to nie te z przodu, na klatce piersiowej, one, rzeczywiście mogły powstać, kiedy ginekolog reanimował żonę, ale te po wewnętrznej stronie mankietów. Mogły się tam znaleźć tylko wtedy, kiedy dr Hamilton uderzał Susan jakimś przedmiotem w głowę. Potem dokładnie wytłumaczył swoją tezę.

Na koniec Bevel stwierdził, że nie miał wyboru.

- Ostatecznie przysięgasz, że mówisz prawdę, a to przeważa nad wszelką lojalność, jaką mogę mieć wobec jakiegokolwiek klienta - powiedział.

W mniej niż dwie godziny ława przysięgłych skazała dr Hamilton za morderstwo pierwszego stopnia.

Odcisk zbrodni

Daktyloskopia - niektórzy mówią: królowa kryminalistyki. Bo w pracy śledczych wciąż ważne są te stare, ale ciągle doskonalone metody badania śladów.

Jak długo może przechować się ślad? Był przypadek, że po 30 latach na kartce papieru zachował się odcisk palca. Wszystko zależy od podłoża, na którym pozostawiono ślad, od warunków, w jakich go przechowywano. Ale nie tylko. Nasze odciski to najczęściej pozostawiona na czymś substancja potowo-tłuszczowa, czyli w 90 procentach woda, w 10 tłuszcz. Ślad inaczej będzie się zachowywał jeśli jesteśmy na diecie, albo przyjmujemy lekarstwa.

Pierwszy na świecie wyrok orzeczony na podstawie zostawionych na miejscu zbrodni odcisków linii papilarnych wydano w 1892 roku w Argentynie. Skazana została Francesca Rojas za zamordowanie dwójki swoich dzieci i obarczanie winną innych. W Europie po raz pierwszy skazano człowieka na podstawie odcisków palców w Anglii, 2 września 1902 roku. Harry Jackson za włamanie dostał siedem lat więzienia. Nieszczęśliwie dla siebie samego, zostawił odciski linii papilarnych na parapecie. W 1892 roku Francis Galton, zięć Darwina wykazał, że prawdopodobieństwo, by dwoje ludzi miało takie same układy linii papilarnych jest jak 1:64 000 000 000.

Od kiedy jeszcze śledczy mają do dyspozycji automatyczny system identyfikacji AFIS, czyli ogromną bazę danych o przestępcach i śladach pozostawionych w miejscach przestępstw, nie tylko z dziedziny daktyloskopii, mogą naprawdę sporo.

Przykłady? W 2012 roku, po dwóch latach od zbrodni, zatrzymano mężczyznę, który wraz z kolegami napadł na sklep przy ul. Szanajcy w Warszawie. 28-letni Jacek K. odbywał już wcześniej karę za napad. Podejrzany nie przyznawał się do winy. Twierdził, że 16 czerwca 2010 roku, w dniu, w którym doszło do napadu, był poza Warszawą, ale dowody zgromadzone na miejscu przestępstwa, mówiły zupełnie co innego.

W trakcie napadu bandyci brutalnie pobili 75-letnią sprzedawczynię, która w wyniku obrażeń zmarła. Skradli jakieś drobiazgi: papierosy, bilety komunikacji miejskiej, karty doładowań do telefonów komórkowych. W sumie ich łup wyniósł kilkaset złotych. Już wcześniej zarzut zabójstwa usłyszał 35-letni Sebastian Sz. Jego linie papilarne zabezpieczono na miejscu zbrodni, policjanci sprawdzili je w bazie AFIS i nie było wątpliwości, kto na ul. Szanajcy obrabował sklep. Sebastian Sz. miał już zresztą na koncie inne zabójstwo. Odsiedział za kratami 12 lat. Takich historii są tysiące.

Łuska, zapach, mikroślady

Na sukces śledztwa pracują także umysły ścisłe: spece od chemii, elektroniki, pożarów, od mikrośladów pozostawionych na lakierach samochodów i włóknach ubrań ofiar wypadków samochodowych. Wzywają ich na pogorzeliska, na miejsca porażeń prądem elektrycznym, do wytwórni alkoholi i narkotyków, na miejsca tragedii drogowych, których sprawcy po prostu uciekli, na miejsca wybuchów bomb.

Wciąż dużo znaczy balistyka. Na podstawie analizy łusek i pocisków można określić broń, z jakiej oddano strzał, jej kaliber, kąt, pod jakim strzelano, czasem odległość, w jakiej od swojej ofiary stał zabójca. Bo każdy egzemplarz broni jest inny, nawet, jeśli pochodzą z tej samej serii. Dzięki porównaniu łusek i pocisków znalezionych na miejscu przestępstwa udało się tylko w naszym kraju rozwiązać tysiące spraw.

Do tego dochodzą ślady zapachowe. Z badań wynika, że nawet bliźnięta jednojajowe pachną inaczej. Każdy z nas nieustannie zostawia wokół siebie niepowtarzalną mieszaninę molekuł, która – to bardzo ważne - może przetrwać wybuchy, pożary, napromieniowania. Nie tylko specjalnie do tego szkolone psy, mogą kierując się zapachem doprowadzić śledczych do sprawcy. Naukowcy z Instytutu Karolinska w Szwecji wykazali, że osoby uczestniczące w bardzo stresującej sytuacji, na przykład będące świadkami przestępstwa, potrafią przed długi czas zachować w pamięci zapach drugiego człowieka i na tej podstawie go później zidentyfikować.

Już kilka lat temu na 15 lat więzienia katowicki sąd skazał Dariusza O., który okradł i zabił staruszkę w mieszkaniu w centrum Katowic. Motywem zbrodni był rabunek. Kilka dni wcześniej kobieta dostała 30 tys. zł odszkodowania za śmierć syna, tymczasem szafka, w której trzymała pieniądze, była pusta. Jedynym śladem, który mógł doprowadzić policję na zabójcę, był jego zapach. Sprawca zostawił go, dotykając mebla. Dariusz O. znał kobietę, usuwał w mieszkaniu staruszki usterki techniczne. Został zatrzymany, po procesie, trafił do więzienia.

Są profilerzy – ci tworzą profil zabójcy, psychologiczny ślad, który zawsze zostaje na miejscu zbrodni. Psychologia, jak nigdy wcześniej, pomaga dzisiaj w śledztwach.

Cyfrowe wskazówki

Coraz większe znaczenie mają też cyfrowe dowody zbrodni: nagrania z monitoringu, logowania naszych telefonów komórkowych, ślady używania kart bankomatowych, informacje wyszukiwane w naszych komputerach. Ilość danych, które tworzymy w swoim codziennym życiu, jest większa, niż nam się wydaje. Wszechobecność technologii sprawiła, że dzisiaj morderstwo jest trudniejsze do popełnienia, czy może inaczej – łatwiejsze do wykrycia. Bo nie ma zbrodni doskonałych. Jest tylko zagadka, którą trzeba rozwiązać, pytania, na które trzeba odpowiedzieć. I dzisiaj coraz częściej te odpowiedzi padają.

od 16 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl