Wiedza jaką posiadał Tadeusz D., już 18 lat temu mogła doprowadzić do wykrycia sprawców zabójstwa Iwony Cygan. Mężczyzna nie zdążył jednak podzielić się ze śledczymi swoimi rewelacjami. Przepadł bez śladu, a jego ciało kilka miesięcy później wyłowiono z Wisły. Wszczęte z urzędu śledztwo szybko zostało zakończone stwierdzeniem, że 33-latek popełnił samobójstwo.
W taki scenariusz nie uwierzyli ani bliscy zmarłego, ani większość mieszkańców Szczucina. - To było niemożliwe. Znałem Tadka bardzo dobrze. On, instruktor nauki pływania, miał się utopić w Wiśle? - kręci głową jeden z jego znajomych.
Cofnijmy się o cztery miesiące wstecz. 13 sierpnia 1998 roku. Tadeusz D. razem z Krzysztofem B. i Jerzym B. siedzieli na Rynku w Szczucinie. Pili alkohol. Około godz. 21 w zasięgu ich wzroku pojawiła się Iwona Cygan z koleżanką Renatą G. Mężczyźni doskonale widzieli skąd dziewczyny przyszły i co potem się wydarzyło.

Kiedy następnego dnia ciało zamordowanej Iwony znaleziono w międzywalu Wisły, śledczy przesłuchali Renatę. Uznali za wiarygodną jej opowieść o tym że rozstała się z 17-latką na Rynku i każda poszła w kierunku swojego domu. Do trójki mężczyzn, którzy mogli mieć kluczowe dla sprawy informacje, nikt nie potrafił albo nie chciał dotrzeć.
Jerzy B. zmarł z przyczyn naturalnych niedługo potem. Jego dwaj kompani sami również z nikim nie podzielili się swoimi spostrzeżeniami. Tymczasem 14 stycznia 1999 r. w telewizji został wyemitowany program 997, w którym przedstawiona została sprawa zabójstwa Iwony Cygan. Padła w jego trakcie informacja o wyznaczonej nagrodzie w kwocie 20 tys. zł dla osoby, która pomoże schwytać zabójcę 17-latki. - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, bo trudno było uwierzyć, że nikt nic nie wie - wspomina Bolesław Łączyński, ówczesny burmistrz Szczucina, który wyznaczył nagrodę za pomoc w ustaleniu sprawcy morderstwa.
W miejscowym barze wiadomość tę usłyszał Tadeusz D. Zaczął się chwalić, że zgarnie całą pulę, bo wie kto zabił Iwonę. Czy zrobił z tej wiedzy użytek? Nie wiadomo. 15 stycznia znów pojawił się w barze. Kiedy wieczorem opuszczał lokal, kilku świadków widziało, że wsiadł do jakiegoś samochodu w towarzystwie kilku młodych osób. To był ostatni raz, gdy widziano go żywego. W maju na jego ciało, w zaroślach przy brzegu Wisły, natknął się wędkarz. W miasteczku huczało, że Tadeusz D. został zamordowany. Wersji o samobójstwie nie dawano wiary. Choćby dlatego, że 33-latek miał się niebawem żenić. Jego śmierć przeraziła wszystkich, którzy mogli mieć jakiekolwiek informacje o tragedii Iwony Cygan.
Dopiero w 2011 r. zeznawać zdecydował się ostatni z żyjących świadków wydarzeń z 13 sierpnia 1998 r. na Rynku. Krzysztof B. zaprzeczył wersji Renaty G. Policjantom z Archiwum X opowiedział, że obok Iwony Cygan i jej koleżanki zatrzymał się wtedy biały polonez. Po krótkiej rozmowie kierowca zabrał 17-latkę i odjechał. Samochód miał należeć do Pawła K. ps. „Klapa” - dziś głównego podejrzanego o zabójstwo dziewczyny.
Zeznania Krzysztofa B. zakwestionował wówczas prokurator prowadzący śledztwo w sprawie Iwony. Uznał, że z racji nadużywania alkoholu mężczyzna może konfabulować. Teraz śmiercią Tadeusza D. zajmuje się Prokuratura Krajowa. Uznano, że ma ona związek z zabójstwem 17-latki.