28 lutego 1981 roku Polacy po raz pierwszy odebrali kartki na mięso. Dziś już mało kto pamięta, że były one jednym z postulatów sierpniowych. Reglamentacja miała zlikwidować wielokilometrowe kolejki i sprawić, że mięso będzie faktycznie dostępne dla wszystkich. Ale nie po równo. Pracownikom umysłowym przysługiwało 2,5 kg mięsa i wędlin, pracującym fizycznie i dzieciom 4 kg, a górnikom 7 kg.
Mimo że przydziały nie były duże, ich wykupienie i tak nastręczało wiele problemów. Tylko w niewielkim stopniu sytuację poprawiały pozakartkowe kurczaki czy podroby.
A propaganda szalała. Według niej mięso w nadmiarze miało być niezdrowe i właściwie niepotrzebne.
- W "Przyjaciółce" czy "Kobiecie i Życiu" pełno było przepisów na jarskie dania. A to kotleciki z gotowanych jajek, a to panierowany żółty ser, a to jarski gulasz. Często sytuację ratowały tanie i łatwiej dostępne ryby - wspomina Ewa Daszkiewicz, emerytka z Poznania. - Na pewno wtedy jadło się inaczej - dodaje
Statystyka to potwierdza. Obecnie przeciętny Polak zjada w ciągu roku nieco ponad 70 kg mięsa i jego przetworów. To zdecydowanie więcej, niż przysługiwało pracownikowi umysłowemu w okresie PRL. Jeszcze dziesięć lat temu zjadaliśmy średnio 63 kg mięsa i wędlin na głowę. Spożycie więc rośnie.
- I bardzo dobrze - twierdzi prof. Edward Pospiech, szef Zakładu Surowców Mięsnych na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu. - Mięso to pełnowartościowe białko i nie należy się go bać. Oczywiście najzdrowsza jest wołowina, ale jej z racji ceny jemy śladowe ilości. Jednak chuda wieprzowina niesłusznie ma kiepską prasę - podkreśla poznański naukowiec.
Tej w ostatnich latach zjadamy nieco ponad 40 kg rocznie. Za to coraz większą popularnością cieszy się drób. Uchodzi za zdrowszy, ale przede wszystkim jest tańszy.
- I to jest argument rozstrzygający - twierdzi prof. Pospiech. - Jeśli mięso drobiowe można kupić po 10 zł za kilogram, a wieprzowinę dwa razy drożej, o wołowinie już nie mówiąc - wybór jest prosty.
Rosnąca popularność wegetarianizmu nie wpływa na mięsne statystyki.
- To zawsze będzie dieta niszowa - uważa prof. Pospiech. - Oczywiście można ułożyć ją tak, by dostarczyć niezbędnych składników. Ale wtedy przestaje być tania.