Pasek artykułowy - wybory

Zamiast kiełbasy i śledzia dobra, warzywna sałatka, czyli moda na wegetarianizm

Dorota Kowalska
Salad with grilled vegetables, decorated with greens and pomegranate on a green plate. BBQ vegetable
Salad with grilled vegetables, decorated with greens and pomegranate on a green plate. BBQ vegetable 123RF
W Polsce można już zjeść nie tylko schabowego z kapustą, ale także pyszne wegetariańskie dania. Polacy, podobnie jak wszyscy Europejczycy, jedzą mniej mięsa. Powodów jest przynajmniej kilka. Najważniejsze? Ekologia, zdrowie i pieniądze

O Polsce, a konkretnie o Warszawie, pisał ostatnio brytyjski „Guardian”, ale nie w kontekście kampanii wyborczej, wypowiedzi któregoś z polityków, a w kontekście jedzenia. „Miasto, kojarzone z kiełbasą i śledziem, jest teraz wegańską przystanią” - napisał dziennik przypominając, że Warszawa od 6 lat znajduje się w czołówce rankingu „vege miast” świata, a przed trzema laty „National Geographic” przyznał jej miejsce pierwsze.

I tu „Guardian” zauważa, że trwająca od dwóch dekad cicha wegańska rewolucja w Polsce nie powinna nikogo zaskakiwać, czy dziwić, bo nasi przodkowie jedli głównie produkty roślinne: ziemniaki, warzywa korzenne i liściaste. Na mięso, nabiał, czy ryby mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi.

W PRL-u wcale nie było lepiej, pokolenie dzisiejszych pięćdziesięciolatków plus doskonale pamięta kartki na mięso, długie kolejki przed sklepami z wędliną i zazwyczaj puste w nich półki. Z czasem podroby, wołowina, wieprzowina, kurczaki stały się codziennością i może także dlatego, nie są już towarem tak pożądanym jak kiedyś.

Dziennik zauważa także, że w Polsce dieta to już sprawa niemal polityczna. I tu przytacza badania IBSOS sprzed kilku lat, w których aż 30 proc. zwolenników lewicy byłoby gotowych przeciwdziałać katastrofie klimatycznej za pomocą rezygnacji z mięsa, podczas gdy wśród prawicy na taki krok zdecydowałoby się zaledwie 11 proc.

- Weganizm jest postrzegany jako termin pejoratywny - stwierdziła Anna Spurek z pierwszego polskiego wegańskiego think tanku Green REV Institute. - Lobby mięsne i grupy interesów używają go, aby polaryzować społeczeństwo - zauważyła. Jak dodała, prawicowi politycy sugerują, że „weganizm jest antypolski, a weganie są szaleńcami oderwanymi od rzeczywistości”. Jednak jej zdaniem idea diety roślinnej powinna wymknąć się politycznym pułapkom, tym bardziej że jest zdrowsza i stanowi rodzaj powrotu do polskich chłopskich korzeni.

Zostawmy więc politykę - tak, jemy coraz mniej mięsa i to z kilku powodów. Wyraźnie wskazują je badania ProVeg z 2024 roku przeprowadzone z udziałem 7500 osób z 10 krajów Europy - takich jak Austria, Dania, Francja, Niemcy, Włochy, Holandia, Polska, Rumunia, Hiszpania oraz Wielka Brytania.

Wnioski? Spożycie mięsa w Europie stale maleje. Aż 51 procent przebadanych Europejczyków podkreśla, że ogranicza spożywanie mięsa, w 2021 roku było to 46 procent osób.

Trzy najczęstsze powody, to względy zdrowotne - aż 47 procent badanych wskazało tę właśnie odpowiedź, dalej - obawy związane ze środowiskiem, wreszcie - troska o zwierzęta. 27 procent respondentów określiło się jako fleksitarianin, czyli kogoś, kto ogranicza jedzenie mięsa. Najbardziej zainteresowane taką formą diety są osoby z pokolenia Boomers (ludzie urodzeni między 1943 a 1960 rokiem). Aż 46 procent badanych potwierdza, że radykalnie ograniczyło spożywanie mięsa lub całkowicie z niego zrezygnowało, 66 procent Europejczyków coraz częściej sięga też po strączki, czyli produkty spożywcze uznawane za pożywny zamiennik mięsa, który dostarcza białko.

Według ekspertów obserwowane trendy „to w dużej mierze zasługa młodszych pokoleń”.

Ekologia na pierwszym planie

Pełna zgoda. Młode pokolenie, tak zwana Generacja Z, inaczej zoomerzy chce mieć realny wpływ na zmiany w świecie. Zoomerzy to ludzie urodzeni w latach 1995-2010. To właśnie oni jako pierwsi zaczęli na całym świecie wychodzić na ulice i apelować do rządzących, by zrobili coś, aby ocalić planetę. Nie tylko demonstrują, wprowadzają zmiany w życiu codziennym ograniczając chociażby właśnie jedzenie mięsa i produktów odzwierzęcych lub całkowicie z nich rezygnując. Dlaczego? Nie tylko z powodów etycznych, ale właśnie środowiskowych.

Badanie Deloitte z 2021 roku dotyczące Generacji Z pokazuje, że zarówno Millenialsi, jak i Pokolenie Z od dawna naciskają na zmiany społeczne, ale też wielu respondentów ankiety uważa, że świat znajduje się w decydującym momencie, że trzeba go ratować teraz, że za chwilę będzie na to za późno.

Jakie są największe obawy zoomerów? Na pierwszym miejscu znalazły się zmiany klimatu (26 proc.). Niewiele mniej, bo 25 proc. ankietowanych boi się bezrobocia, 21 proc. uważa, że na bardzo złym poziomie znajduje się opieka zdrowotna. Czwarte i piąte miejsce wśród największych obaw młodych ludzi budzi edukacja, umiejętności i szkolenia (18 proc.) oraz molestowanie (17 proc.)

„Respondenci kierują swoją energię w kierunku sensownych działań - zwiększania zaangażowania politycznego, dostosowywania wydatków i wyborów zawodowych do swoich wartości oraz wprowadzania zmian w kwestiach społecznych, które mają dla nich największe znaczenie. Z kolei oczekują, że instytucje, takie jak przedsiębiorstwa i rządy zrobią więcej, aby pomóc urzeczywistnić ich wizję lepszej przyszłości” - wynika z raportu Deloitte.

Julia, 22 lata, studentka prawa. Środowisko zawsze miało dla niej ogromne znaczenie. Od dziecka brała udział w różnych akcjach proekologicznych - na przykład w ramach wolontariatu zbierała śmieci w lasach. Coraz więcej dowiadywała się o środowisku, o klimacie - w pewnym momencie podjęła decyzję o przejściu na wegetarianizm. Złożyło się na to kilka rzeczy, przede wszystkim wiedza o przemyśle mięsnym i tym, jak ten wpływa na klimat, nie mówiąc już o cierpieniu zwierząt.

I tu Julia przywołuje badania Uniwersytetu Oksfordzkiego opublikowane w „Nature Food”, a te pokazują, że dieta wegańska ma znacznie mniejszy wpływ na emisję gazów cieplarnianych i zużycie wody niż dieta mięsna.

Jonatham Safran Foer w swojej książce „Klimat to my. Ratowanie planety zaczyna się przy śniadaniu” pisze, że w skali całego świata 59 proc. gruntów, na których można uprawiać rośliny jadalne, ludzie wykorzystują do uprawy roślin, które są przeznaczone na paszę dla zwierząt hodowlanych.

Jedna trzecia świeżej wody zużywanej przez ludzi trafia do zwierząt hodowlanych. Dla porównania, gospodarstwa domowe zużywają jedną trzydziestą tych zasobów.

Na każdego człowieka na ziemi, a jest nas ponad 7 miliardów, przypada około trzydziestu zwierząt hodowlanych.

To jednak nie wszystko. Wiadomo, że drzewa pochłaniają dwutlenek węgla. Tymczasem około 80 proc. wylesiania jest wynikiem tworzenia gruntów pod uprawę paszy dla zwierząt bądź na pastwiska. Patrząc na samą Amazonię - „zielone płuca ziemi” - hodowla zwierząt odpowiada za 91 proc. jej wylesiania.

Julia mięsa nie je od pięciu lat i mówiąc szczerze, w ogólnie jej go nie brakuje. Cały czas spożywa nabiał, ale wie, że w przyszłości będzie go chciała ograniczać lub całkowicie wyeliminować z diety.

- Nie wyobrażam sobie jedzenia krowy, czy świni, bo to dla mnie tak samo żyjące stworzenie jak mój pies. W tym samym czasie zrezygnowałam z kosmetyków, które w swoim składzie mają produkty odzwierzęce lub kosmetyków firm, które testują swoje produkty na zwierzętach. Dotyczy to zarówno kosmetyków do makijażu, jak i pielęgnacyjnych, takich jak szampony. Nie zamierzam wspierać koncernów, które cały czas nie rozumieją, że konieczna jest rezygnacja z tak barbarzyńskich praktyk - tłumaczy. - Zauważyłam, że dużo osób w moim wieku, ale też młodszych, zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie dla klimatu ma globalny rozwój. Coraz więcej młodych ludzi rezygnuje, czy ogranicza produkty odzwierzęce, bojkotuje fast fashion, kupuje kosmetyki wegańskie, czy curelty-free - dodaje Julia.

Dzisiaj, w każdym ze sklepów, tak zwanych sieciówek, można kupić doskonałe produkty dla wegetarian, każda restauracja oferuję menu także dla tych, którzy mięsa i ryb nie jedzą.

- Nie zdarzyło mi się jeszcze wyjść ze znajomymi do knajpy i nie wybrać czegoś dla siebie. Dań dla wegetarian jest w restauracjach coraz więcej, są coraz lepsze. W każdym razie, nawet ci moi znajomi, którzy jedzą mięso, często wybierają potrawy bezmięsne, bo są pyszne - mówi.

W całej Polsce przybywa restauracji vege, ale nawet te, które serwują dania mięsne, dbają o to, aby w ich menu znalazło się coś pysznego dla wegetarian, stąd artykuł w „Guardianie”. Kucharze mówią jasno: jeśli do restauracji przyjdzie sześć osób, jedna z nich nie będzie jadła mięsa i nie znajdzie w karcie niczego dla siebie, cała szóstka zmieni lokal.

Zadbać o zdrowie i kondycję

Dla wielu osób, ograniczenie jedzenia mięsa, to kwestia nie tyle ekologii, co zdrowia. W 2015 roku Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC, International Agency for Research on Cancer) opublikowała raport podsumowujący wyniki ponad 800 badań z ostatnich 20 lat, dotyczących związku pomiędzy spożyciem mięsa a częstością występowania raka. Ich wyniki są jednoznaczne: regularne spożywanie wieprzowiny, wołowiny i innych gatunków czerwonego mięsa może być przyczyną rozwoju nowotworów. Czerwone mięso zostało zakwalifikowane do grupy 2A, w której znajdują się czynniki prawdopodobnie rakotwórcze dla człowieka.

Mięso samo w sobie nie jest szkodliwe, ale jedzone w nadmiarze już tak, zwłaszcza jeśli na talerzu obok wielkiego steka nie mamy w zwyczaju kłaść chociażby jarzyn. Zbyt mięsna dieta podnosi poziom cholesterolu, a to powoduje choroby naczyń wieńcowych, chorobę niedokrwienną serca, jest przyczyną udarów mózgu. Według niektórych badań zwiększa również ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2.

Z badań wynika, że Polacy mają tego świadomość - jedzą coraz mniej wędlin, wołowiny, cielęciny, drobiu z obawy przed tym, co w nich jest, chodzi o składniki chemiczne, 21 proc. ograniczających lub niejedzących mięsa w ogóle i 12 proc. nieograniczających spożycia mięsa martwi się zawartością tłuszczu w mięsie i jego kalorycznością, mniej - odpowiednio 18 i 9 proc. - podwyższonym ryzykiem raka i innych chorób.

Może dlatego coraz więcej osób decyduje się na wspomniany już wcześniej fleksitarianizm, sposób odżywiania uznawany przez specjalistów za jeden z najzdrowszych. Jego podstawową zasadą jest ograniczanie spożycia mięsa (zwłaszcza czerwonego).

Na co dzień jadłospis tej diety porównywalny jest z wegetariańskim. Nazwa fleksitarianizm pochodzi od angielskiego słowa flexible (elastyczny, nienormowany).

Ewa, 46 lat, pracownica dużej korporacji, przyznaje, że po raz pierwszy zrezygnowała z mięsa będąc na diecie. Ciężko jej było, bo uwielbiała choćby piesi z kurczaka, ale trzymała się dzielnie. Po pięciu miesiącach schudła ponad 10 kilogramów.

- Poczułam się znacznie lepiej i nie chodzi tylko o mój wygląd, ale ogólnie o samopoczucie - wspomina. - Uświadomiłam też sobie, że nie brakuje mi aż tak bardzo tego mięsa, że mogę spokojnie jeść go zdecydowanie mniej. Z czasem dieta stała się moim sposobem odżywiana: jem dużo warzyw, kasz, ryżu, czasami pozwalam sobie na bezmięsne spaghetti, dwa razy w tygodniu jemy chude mięso, albo ryby - wylicza. Nie chudnie, ale trzyma wagę. Zaczęła się więcej ruszać. Lepiej się czuje.

Mają z mężem dwie córki, obie są już nastolatkami - przyklasnęły ich nowemu menu. Podobnie jak mąż.

- Oczywiście, nie przesadzamy, nie szalejemy, nie popadamy ze skrajności w skrajność. Jeśli idziemy gdzieś na grilla, to spokojnie zjemy z niego mięso, ale przynosimy na takie spotkania warzywa, które też grillujemy -mówi.

Jej teściowie również ograniczyli jedzenie mięsa. Chociaż z trochę innego powodu.

- Dobre jakościowo mięso jest po prostu drogie - zauważa Ewa. - Tak naprawdę emerytów nie stać na to, aby jeść kilka razy w tygodniu ryby, czy świeże mięso kupione nie w hipermarkecie, tylko firmowym sklepie - zauważa.

To prawda, zdaniem ekonomistów główną przyczyną ograniczenia spożycia mięsa w Polsce w 2022 roku była właśnie wysoka inflacja, siłą rzeczy wydawaliśmy mniej na stosunkowo drogie mięso. Ten trend utrzymał się także w kolejnych latach.

Dobry pomysł na menu

„Cześć, mam na imię Paweł. Z wykształcenia jestem magistrem biologii i dziennikarzem. Od 2016 roku mówię również o sobie: fleksitarianin. Trochę to wyszło z przypadku, kiedy natknąłem się na ten termin gdzieś w sieci. Nagle okazało się, że przez całe życie pasowałem do definicji, której nie znałem. Na blogu dzielę się swoją wiedzą dotyczącą ograniczenia jedzenia mięsa, bo wiem, że nie jest to łatwy temat. Codziennie szukam kulinarnych inspiracji i śledzę rozwój naukowej wiedzy o dietach, żywieniu i ochronie środowiska naturalnego” - pisze autor bloga fleksitarianizm.pl. Blok prowadzony jest w sposób profesjonalny: książki, porady, konkursy, wywiady. I tak Bartek Jędrzejak, znany z telewizji, opowiada Pawłowi, jak to kiedyś znajomi zaprosili go na kolacje. Było pysznie: indyk albo faszerowany kurczak. Jadł ze smakiem, żeby nie powiedzieć pałaszował. Wrócił do domu i przechorował całą noc. Potem jakoś naturalnie jego organizm sam odrzucał mięsne potrawy. Brał mięso do buzi i puchło mu w ustach.

„Kiedyś jadłem szybko, prawie wszystko i w drodze. Hot-dogi na stacjach, fast foody w biegu. Aby coś wrzucić i nie czuć głodu. Tempo dalej pozostało, ale teraz myślę o tym, co jem. A kiedyś nie myślałem. Nie sprawdzam nerwowo etykiet. Nie przeliczam histerycznie kalorii, ale staram się jeść zdrowo. Teraz podczas podróży wolę kupić sok pomidorowy i słonecznik niż jakieś odgrzewane buły z parówką. Nie zmieniło się tylko tempo. I bardzo tego żałuję. Żyję szybko, zatem i jem szybko. Choć bardzo mocno staram się to zmienić” - wyznaje Bartek Jędrzejak.

Anna, młoda nauczycielka, ogranicza jedzenie mięsa od jakichś dwóch lat, a od kiedy zamieszkała z dwójką wegetarian, je schabowe wyłącznie wtedy, kiedy jedzie do rodzinnego domu.

- Wspólnie gotujemy, więc dostosowałam się do swoich współlokatorów, ale nie żałuję - opowiada. Jedzą bardzo dużo warzyw, makaronów, naleśników, kasz. Czasami, kiedy jest w pracy, pozwala sobie na jakąś kanapkę z wędliną.

- Jola i Witek, bo z nimi mieszkam, pokazali mi, jak wiele dań można przyrządzić bez mięsa. Są pyszne! Na rynku, już nie tylko w specjalistycznych sklepach, ale nawet w marketach jest coraz więcej i produktów i gotowych dań dla osób, które nie jedzą mięsa, więc taki sposób odżywiania nie jest już tak uciążliwy. Podobnie jest z knajpkami, dzisiaj praktycznie w każdej można zamówić coś bezmięsnego - mówi to, o czym wspomniała już Julia. I dodaje, że wśród znajomych, takich jak ona, ograniczających spożycie mięsa jest coraz więcej, podobnie jak tych, którzy w ogóle z niego rezygnują. Powód? Głównie zdrowie, lepsze samopoczucie.

- Nie wiem, czy to moda, po prostu tak jest - wzrusza ramiona.

Dla Mariusza, 36-latka, sprawy ekologii i humanitaryzmu są jednak najważniejsze. Działa aktywnie w organizacjach ekologicznych, bierze udział w marszach klimatycznych. Na początku ograniczył jedzenie mięsa, potem przeszedł na wegetarianizm.

- Właściwie wszyscy moi znajomi nie jedzą mięsa - mówi. - To wynika ze świadomości tego, w jakim świecie żyjemy i w jakim kierunku ten świat zmierza. Ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy, że systematycznie niszczymy naszą planetę, to nie są puste słowa, wystarczy spojrzeć do badań naukowców - tłumaczy. Wegetarianizm, w jego przypadku, to nie tylko dieta, ale sposób życia. Wprowadził kilka zasad, których się trzyma: kupuje tylko wtedy, jeśli coś jest mu potrzebne, nie wyrzuca jedzenia ani ciuchów, segreguje śmieci, nie używa plastikowych toreb, czyta ebooki, gazety i czasopisma w wersji elektronicznej - długo by jeszcze wyliczać.

Najważniejsza równowaga

John Vidal z „The Guardian” wypunktował, dlaczego powinniśmy ograniczyć spożywanie mięsa. I tak, w 2006 roku ONZ obliczyła, że 18 proc. emitowanych na świecie gazów cieplarnianych pochodzi z hodowli zwierząt. To więcej niż samochody, samoloty i inne środki transportu razem wzięte. Te gazy, to nie tylko ilości metanu wydalane przez samo bydło, ale także gazy pochodzące z ich odchodów, ilość paliwa spalanego podczas przewozu mięsa na sprzedaż, elektryczność zużywaną przez chłodnie mięsa, gaz wykorzystywany do gotowania go, energię spożytkowaną na uprawę ziemi, z której powstaje pasza dla zwierząt, a nawet wodę, której potrzebuje bydło.

Kolejna sprawa: Produkowanie żywności pochłania coraz więcej miejsca na Ziemi, a wegetarianie potrzebują znacznie mniej przestrzeni, aby się wyżywić, niż mięsożercy. „Rodzina w Bangladeszu, która żywi się wyłącznie ryżem, fasolą, warzywami i owocami, może przeżyć na niecałym akrze ziemi, podczas gdy przeciętny amerykański konsument, który spożywa około 120 kilogramów mięsa rocznie, potrzebuje 20 razy więcej miejsca” - pisze John Vidal.

Ekologia, świadome podejście do tego, co na talerzy, w ogóle do życia i świata na pewno mają wpływ, być może największy, na wybory żywieniowe, także Polaków.

„Ludzie w końcu obudzą się i zrozumieją, że przemysł mięsny działa wyłącznie dla zysku, a nie dla naszego dobra. I czas najwyższy, bo niebezpieczeństwo już się zaczęło. Efekt cieplarniany mamy tu i teraz, tak jak inne katastrofy ekologiczne. Nie da się wykarmić ludzkiej populacji mięsem. Jest to niemożliwe. To zbyt nieekonomiczna dieta, pochłaniająca światowe zasoby wody, energii, gleby. A nie są one przecież niewyczerpane. Więc albo zmienimy dietę, albo w sposób dosłowny zjemy naszą planetę” - mówi Juliet Gellatley, jedna z najbardziej skutecznych aktywistek wegetariańskich na świecie, autorka książek „Milcząca Arka” i „Viva wegetarianizm” w rozmowie z „Polityką”.

Niektórzy sceptycznie podchodzą do tych apokaliptycznych prognoz, ale nawet oni, z różnych powodów mniej chętnie sięgają dzisiaj po schabowego, rolady, tłuste boczki. I dobrze, bo najważniejsza jest równowaga. PAP

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Okiem Kielara odc. 14

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl