"Babcia Kasia" to lewicowa aktywistka, regularnie pojawiająca się na antyrządowych protestach. Znana jest głównie z agresywnych, wulgarnych zachowań, w tym prowokowania i opluwania policjantów. Głośno było o niej m.in. za sprawą inwektyw skierowanych do funkcjonariuszki policji. "Stara ku**, liżesz d**ę Kaczyńskiemu!" – krzyczała. W związku z tymi działaniami do sądu skierowano już przeciwko niej 15 aktów oskarżenia.
Sprawa, w której wyrok zapadł we wtorek 17 maja, ma związek z wydarzeniami, do których doszło 28 stycznia ubiegłego roku. Tego dnia przed gmachem Trybunału Konstytucyjnego odbył się protest Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, w którym brała udział "Babcia Kasia". Pikietę zorganizowano w reakcji na publikację wyroku TK ws. prawa antyaborcyjnego.
Ogromne zadośćuczynienie. Za co?
Reprezentująca Augustynek mec. Agata Buzdyn twierdzi, że podczas protestu policja zaczęła legitymować i zatrzymywać jej uczestników pod pretekstem uczestnictwa w nielegalnym zgromadzeniu. Funkcjonariusze mieli wskazywać na łamanie przez protestujących obostrzeń sanitarnych obowiązujących wówczas w związku z epidemią koronawirusa.
– Policja otoczyła ludzi, trzymała na zimnie kilka godzin i przystępowała do legitymowania, które było bezprawne. Sąd potwierdził fakt, że do środka kordonu wchodzili policjanci i to prowokowało osoby zgromadzone, bo policjanci starali się wymusić popełnienie przez te osoby przestępstw czy wykroczeń, np. naruszanie nietykalności. Jeśli ktoś jest ściśnięty w tłumie, w końcu musi kogoś dotknąć, w tym policjanta. Innym częstym zarzutem stawianym tamtej nocy było znieważanie funkcjonariuszy policji – relacjonuje Bzdyń.
Ostatecznie Augustynek została zatrzymana i przewieziona do Pruszkowa. Sąd uznał, że czynności policyjne mogły być przeprowadzone na komendzie w Warszawie, a nie w Pruszkowie. Uznał ponadto, że po ustaleniu tożsamości kobiety, powinna zostać zwolniona z aresztu, nie zaś przetrzymywana w nim całą noc. – Do tego prowadzono czynności rewizji osobistej w brudnej toalecie, policjantki próbowały jej ściągnąć rajstopy, zakuto ją w kajdanki. Sąd podkreślił, że to upokarzające traktowanie. Do tego dodał, że środki przymusu bezpośredniego były użyte nieprofesjonalnie i policjanci swoimi działaniem narazili panią Katarzynę na krzywdę – powiedziała prawniczka.
Sąd Okręgowy w Warszawie zasądził dla aktywistki 20 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok jest nieprawomocny.
warszawa.wyborcza.pl
