Trzy lata temu Kowalczuk walczyła z Walkden na ME i wtedy była górą.
– Na mistrzostwa Europy jechałam z myślą wywalczenia medalu. W finale zmierzyłam się z Brytyjką, która nie była pokonana już od prawie dwóch lat. Wygrana była dla mnie niespodzianką, ale też nie sensacją. Lubię sobie wysoko stawiać poprzeczkę i dlatego już dzisiaj mogę zapowiedzieć, że chcę jechać na igrzyska w Tokio nie na wycieczkę, tylko po medal – mówiła trzy lata temu poznańska taekwondzistka.
Zobacz też: Największe szanse na medal ma Aleksandra Kowalczuk
Wygrana z Walkden na ME była wyjątkiem, bo to 30-letnia Brytyjka była zazwyczaj górą w starciach z naszą zawodniczką.
– Można powiedzieć, że jest ona takim moim utrapieniem. Raz z nią wygrałam, ale to nie zmienia faktu, że mam z nią ujemny bilans walk. Nie narzekam więc, że nie spotkam się z nią w dwóch pierwszych rundach – przyznała Kowalczuk.
Taekwondo zaczęła uprawiać jako 11-latka w jednym z olsztyńskich klubów. - Wcześniej uprawiałam gimnastykę, ale mama kazała mi się zapisać na taekwondo. Wbrew pozorom początki nie były dla mnie łatwe, ale to porażki stanowiły dla mnie dodatkową motywację. Oczywiście z czasem było ich coraz mniej - tłumaczyła sympatyczna zawodniczka, która jest zakochana w psach i często angażuje się w akcje, mające na celu wsparcie czworonogów, zwłaszcza tych mieszkających w schroniskach.
Kowalczuk pochodzi z Hrubieszowa, ale w sportowe życie wkraczała już w Olsztynie. – Na studia przeniosłam się do Poznania, bo wiedziałem, że tutaj mogę liczyć na sportowy rozwój i na rodzinną atmosferę w sekcji. Wiem, że mogłam wybrać inaczej i kontynuować treningi choćby w Warszawie, ale nie żałuję, że postawiłam na Poznań, bo tu mam świetne relacje zarówno z trenerami, jak i kolegami oraz koleżankami – dodała w jednym z wywiadów laureatka naszego plebiscytu na najlepszych sportowców i trenera Wielkopolski z 2019 r.
W środowisku taekwondo uchodzi za "pracusia" i pełną profesjonalistkę. – Jeśli chce się coś osiągnąć, nie można opuszczać zajęć. W tym roku 200 dni będę poza domem. Zaliczyłam już sześć obozów. Nawet jak się źle czuję, to wstaję z łóżka i idę ćwiczyć. Miałam kiedyś chłopaka, który zamiast na trening chciał mnie wyciągnąć do kina. No i już pewnie dlatego nie jest moim chłopakiem – tak Kowalczuk z kolei spuentowała swoje zaangażowanie w harówkę na treningach.
Warto dodać, że przed wylotem do Tokio zawodniczka AZS Poznań przeżyła ciężkie chwile, kiedy okazało się, że po jednym z testów na koronawirusa miała wynik pozytywny. Nie przespała dwóch nocy, doleciała do Tokio z 5-dniowym opóźnieniem, ale stanie do walki o marzenia i postara powalczyć o medal. W przygotowaniu do decydujących walk pomaga jej oprócz trenera Łakomego klubowy kolega, srebrny medalista igrzysk europejskich z Baku w 2015 r., Karol Robak.
Chcesz wiedzieć więcej?
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
