Zamiast tego mamy do czynienia z nagonką, której główny cel nie jest nawet polityczny (chociaż ten element jest fundamentalny) tylko z próbą kolejnego podzielenia naszej wspólnoty narodowej i pokazania części z niej jako prymitywnych, otępiałych troglodytów, przeciwstawionych tej bardziej „światłej”, „niezależnej” i „postępowej” elicie.
Jak zniszczyć pamięć o Janie Pawle II?
Rozumiejąc, że każda postać historyczna, zwłaszcza tej wagi, co Jan Paweł II, może wywoływać najróżniejsze emocje, wiedząc, że ci, którzy chcą o niej pamiętać i uważać, że jej świadectwo jest godne zachowania, muszą być przygotowani, by odpierać (a nie cenzurować!) zarzuty wobec niej, ciężko nie poczuć obrzydzenia, patrząc na to, jak wygląda dzisiejszy atak na polskiego Papieża. Ignoranci i ideologiczni fanatycy, bądź bardzo często, zwyczajni idioci zarzucają mu „miałkość intelektualną” i „żenujący poziom filozoficzny”.
Ludzie, dla których każdy, kto ośmieli się wierzyć w Boga (czyli grubo ponad 90% populacji ziemi, o czym wydają się już zapominać, gdy snują opowieści o swojej tolerancji i otwartości na inne kultury) to niegodni dyskusji „imbecyle”. Dla autorów takich opinii chrześcijaństwo jest równoznaczne z faszyzmem. Jednocześnie są oni pozbawieni najbardziej elementarnej nawet wiedzy o tej religii i o tym, jakie było jej cywilizacyjne znaczenie. Mimo to chętnie wydają dogmatyczne osądy o „przywódcy mafii religijnej”.
Rola Jana Pawła II w obaleniu komunizmu i podtrzymaniu wolnościowych emocji w zmiażdżonych czerwonym totalitaryzmem społeczeństwach jest bezsporna. Może właśnie dlatego postkomuniści i ich epigoni opowiadają o tym, jak to Papież negatywnie zapisał się na kartach historii. Polskie pop-imitacje zachodniej lewicy, której najwięksi idole latami potrafili kolaborować z sowieckim reżimem i usprawiedliwiać jego ludobójstwa, ubierają się w szaty moralnych radykałów. Twierdzą, że jakiekolwiek potknięcie oznacza, iż Jana Pawła II należy żelazem wypalić ze stronic podręczników i państwowych symboli.
O tym, jak nieuczciwy i pełen hipokryzji był atak TVN-u (oraz całej reszty podążającej za stacją Tuska) świadczy zresztą bardzo prosty fakt, na który od razu wskazali także historycy jak najdalsi od prawicy czy Kościoła. Otóż wymieszono sprawy niejednoznaczne, które mogą być przedmiotem dalszych badań i analiz z ewidentnymi kłamstwami. To pokazuje prawdziwy cel tej operacji: obrzucić jak największą ilością błota, żeby chociaż trochę się przylepiło. Tu nie chodziło o „niuansowanie” obrazu Jana Pawła II, tylko o zniszczenie pamięci o nim.
Atak na Papieża to polityczne zamówienie
Fejkami, które miały temu posłużyć były m.in. zeznania księży podczas stalinowskich przesłuchań, uznane za prawdę objawioną przez przeciwników Papieża. Tutaj chyba nie trzeba rozwijać tematu, bo dla każdego, kto ma chociaż elementarną świadomość tamtych czasów, sprawa powinna być oczywista. Kolejną, równie „wiarygodną” podstawą tego ataku okazały się zeznania księży skrajnie zdegenerowanych, upadłych, uzależnionych od alkoholu, współpracujących z komunistami.
Warto tu na chwilę pochylić się nad argumentem, używanym przez TVN, GW i resztę funkcyjnych względem PO mediów, który brzmi: „a przy okazji Wałęsy prawicy to nie przeszkadzało”.
Po pierwsze „miło”, że tzw. wolne media uznały, że „Bolek” faktycznie donosił. Po drugie, jest to oczywiście prymitywna manipulacja. Praca, jaką wykonali prof. Sławomir Cenckiewicz i dr Piotr Gontarczyk w sprawie Wałęsy była absolutnym zaprzeczeniem tego, co zrobiło TVN. Mieliśmy do czynienia z wieloletnią kwerendą, porównywaniem źródeł, szukaniem dodatkowych potwierdzeń, etc. Nigdy jedna osoba czy jeden donos nie stanowił podstawy oskarżeń.
Zostawmy jednak kwestie historyczne z boku, były one bowiem tylko kwiatkiem do kożucha dla „dziennikarzy” TVN, GW czy idących za nimi wiernie najróżniejszych portali czy tygodników. Nie chodziło przecież o realną refleksję nad źródłami ani o realny pogłębiony namysł nad tamtymi czasami. Zadanie, którego podjęli się funkcjonariusze TVN miało wymiar czysto polityczny. Chodziło o jak najmocniejsze uderzenie w polski Kościół, a w dalszej kolejności w partię, która pozytywnie odnosi się do katolicyzmu, do opartej na tej wierze moralności, do postaci Jana Pawła II, zaś krytycznie do najróżniejszych lewackich mód. Chodziło zatem o uderzenie w PiS.
Można się tylko domyślać, jaki efekt chcieli wywołać medialni pracownicy Platformy Obywatelskiej. Zapewne chodziło o jak najsilniejsze nadwątlenie autorytetu Kościoła przed wyborami, o aktywizacje tej części młodzieży, która z pogardy wobec chrześcijaństwa i jego symboli uczyniła podstawę swojej tożsamości, z nadzieją, że może zachęcą w ten sposób tę grupę do pójścia na wybory. W końcu, chciano też zdemobilizować elektorat prawicowy, wprowadzić go w konfuzję, pozbawić ukochanego symbolu.
Odwrót Platformy po nieudanym ataku na Papieża
Już teraz widać, że atak wymierzony w Jana Pawła II nie udał się Platformie i jej medialnym szczujniom. Efekty okazały się zupełnie odwrotne od zamierzonych. Nastąpiła ogólna mobilizacja społeczna, zaś prostactwo i agresja tego ataku połączyła w sprzeciwie wobec takich działań osoby o różnych poglądach politycznych.
Już teraz możemy obserwować, jak nieudolnie, rakiem PO i jej media usiłują się z tego wycofać. Dochodzi do naprawdę kuriozalnych sytuacji. Jan Grabiec wychwala na Twitterze polskiego Papieża, dziennikarze TVN wrzucają swoje zdjęcia z Karolem Wojtyłą, funkcyjni, nowo nawróceni na partię Tuska pseudo katolicy perorują, że ten straszny PiS chce zawłaszczyć pamięć o Janie Pawle II, udając, że nic wcześniej się nie stało. Ba, sama „Wyborcza” wydrukowała rzetelny (!) tekst, będący porządną analizą historyczną, rozbijającą w pył pseudo ustalenia TVN.
Sytuacja jest oczywista. Wiedzą, że „przegrzali”, że, zamiast oczekiwanych profitów politycznych, ich arogancja może sprowadzić na nich kłopoty. Nie łudźmy się jednak, że mamy tu do czynienia z realną refleksją, zmianą zdania. Oni tylko czekają na dogodniejszy moment, żeby znowu taki atak przypuścić.
Co gorsza, prędzej czy później może się on im powieść. Żerują oni bowiem na jednej z najbardziej paskudnych i silnych ludzkich emocji, zwłaszcza w postkomunistycznych społeczeństwach takich, jak polskie. To chęć gardzenia rodakiem, odróżnienia się od własnej wspólnoty, pokazania, że jest się kimś innym, jakościowo lepszym, wyrastającym ponad plebs.
Niech szanowni Czytelnicy zwrócą uwagę, w jaki sposób w mediach społecznościowych (zanim PO i jej media zarządziły odwrót z tematu) komentowano tę sytuację. Okazywała się ona dogodnym pretekstem, by kolejne zastępy pseudoautorytetów, różnych celebrytów, pisarzy, aktorów, publicystów, etc. mogły nam pokazać swoją wyższość nad zwykłymi Polakami. Prześcigali się w odezwach, jacy to byli zawsze zdystansowani wobec powszechności kultu papieża, odporni na te
„bajki” czy „fałszywe autorytety”. Pokazywali się jako ci, którzy nie potrzebują „stadnych uczuć”, którzy zawsze widzą „ostrzej” i są bardziej przenikliwi.
Wszystko to było jedną wielkim wskazaniem na samych siebie, oświadczeniem: „jak nigdy nie byłem z nimi, z tym motłochem wierzącym w Jana Pawła II, z tymi owcami, ślepo podążającymi za Kościołem”, „zawsze byłem inny, lepszy”. To dystansowanie się, od najłagodniejszy form, po ostrą krytykę i nienawiść do Papieża, okazały się idealnym sposobem, za pomocą którego najróżniejsze ameby intelektualne mogły sobie nagle rościć prawa do bycia elitą intelektualną, niezależnymi krytykami, wyrastającymi ponad polski plebs jednostkami. Dlatego, gdy tylko nadarzy się kolejna okazja, znowu, całym stadem (bo jakżeby inaczej) dołączą do kolejnego ataku na Jana Pawła II.
