Koledzy z "Wyborczej" nie mieli tego szczęścia. Współczuję im, bo na skrzyżowaniu wybito im szybę w samochodzie, skradziono laptopy i cenny sprzęt. Szczęście w nieszczęściu, że nic im się nie stało. Jeżdżę codziennie tą samą trasą, też trzymam na kolanach komputer, bo ogromne odległości sprawiają, że nie zawsze jest czas, by napisać korespondencję na stadionie czy w hotelu. Trzeba nadrabiać w drodze.
Zdarzenie miało miejsce koło stadionu Ellis Park. Też miałem tam przygodę, bo mundialowy obiekt graniczy z dzielnicą Hillbrow mogącą służyć reżyserom za miejsce kręcenia horrorów. Mieliśmy z kolegą do pokonania 500, może 700 metrów ok. 12 w nocy, ale wydawało nam się, że trasa dłuży się do dystansu maratonu. W pewnym momencie kilku barczystych mężczyzn przeszło nagle na naszą stronę, zaczęli nas okrążać, ale daliśmy w długą, bo samochód stał nieopodal. Gdy czytałem codzienne artykuły o tym, że a to okradli dziennikarzy z Chin, a to Portugalczykom przystawiono broń do głowy, wydawało mi się to jednak odległe. Mundial w RPA obsługuje 30 dziennikarzy z Polski, do czwartku udawało się uniknąć nieplanowanych przygód.
Śmiałem się, że pod moimi komentarzami na temat bezpieczeństwa, które trafiają do Internetu, wiele było wpisów, że tchórzymy, że boimy się własnego cienia, że w RPA wcale nie jest tak strasznie, jak sądzimy. Strasznie pewnie nie jest. Gdy siedzi się w domu w Polsce, popija kawę i klepie w klawiaturę. Choć dalej twierdzę, że mundial, nawet w RPA, to piękne przeżycie i nikomu nie oddałbym miejsca w samolocie.
Więcej na Fotoblogu z RPA oraz w serwsie Mundial na Ekstraklasa.net - jakbyś tam był!