Cekiny, seks i smutna puenta czyli „Cabaret” w krakowskim Teatrze STU

Aleksandra Suława
Nie na Broadway’u, nie na West Endzie, ale w krakowskim Teatrze STU zobaczymy „Cabaret” - legendarny musical, który jak mówią twórcy, wciąż jest niepokojąco aktualny

„Nie siedź samotnie, bo muzyczka fest, zaczęła właśnie grać - bo życie kabaretem jest i tak je trzeba brać!” - te słowa wyśpiewywane przez Beatę Rybotycka i Dorotę Zięciowską na początku stycznia zabrzmią na scenie Teatru Stu. - Wystawić jedne z najsłynniejszych musicali na kameralnej scenie STU - owszem, to brzmi jak szaleństwo - mówi reżyser, Krzysztof Jasiński, który na koncie ma już kilka kultowych musicali m.in. „Szaloną lokomotywę” i „Chicago”. - Ten zwariowany pomysł podsunęła mi córka i muszę przyznać, że początkowo byłem dość sceptyczny: przecież to wymaga ogromnej sceny, obsady, orkiestry. I wtedy pokazała mi wersję Sama Mendesa, stworzoną w kameralnym wnętrzu i pomyślałem: przecież STU nadaje się do tego idealnie! I tak niewielka scena przy alei Krasińskiego zamieniła się w nocny klub, w którym szampan leje się strumieniami, z sufitu spada złote konfetti, a wszyscy: od dziewczyn po orkiestrę są - jak mów mistrz ceremonii (Krzysztof Kwiatkowski ) - „bjutiful”.

Najsłynniejszą adaptacją musicalu był film Boba Fosse’a z 1972 roku z Lizą Minelli w roli głównej. Zdziwią się jednak ci, którzy w STU spodziewają się kinowego „Cabaretu” w prosty sposób przeniesionego na scenę. - Oczywiście, mamy świadomość że mierzymy się z legendą, ale nie próbujemy doskoczyć ani do wersji kinowej ani broadway’owskiej, ale opowiedzieć tę historię po swojemu - mówi Kwiatkowski. - Ja postać Emceego chciałem zrobić po swojemu, nawiązując do tradycji, ale i podkreślając rzeczy, które mnie dotykają i mnie rajcują. - To jest crème de la crème i artystycznie i muzycznie wszystkich dotychczasowych „Cabaretów”. Nawet jeśli ktoś przychodzi do teatru z filmową kliszą przed oczami to wystarczy kilka minut, żeby ten obraz się rozwiał - tłumaczy Jasiński.

W tym rozwianiu filmowego obrazu pomagają m.in. zawarte w spektaklu aluzje do współczesności. Dodajmy: nierzadko kontrowersyjne aluzje, bo np. piosenkę o miłosnych igraszkach w trójkącie aktorzy wykonują ubrani w… sutanny. Jasiński zaznacza jednak, że o publicystycznym czy politycznym teatrze nie ma tu mowy. - Publiczność sama zaczyna odczytywać tekst przez pryzmat aktualnych wydarzeń - mówi - O „Cabarecie” zawsze myśleliśmy, jak o musicalu opowiadającym o Niemcach, o Amerykanach, o kimkolwiek, byle nie o nas. A teraz okazuje się, że na scenie widzimy samych siebie i współczesny populizm i nacjonalizm.

Chociaż oficjalną premierę „Cabaretu” zaplanowano na 7 stycznia, publiczność ogląda już pokazy przedpremierowe. I jak zapewnia zespół - wychodzi po z niewesoły materiałem do przemyśleń. - W czasie samego spektaklu bez wątpienia mają mnóstwo okazji, żeby cieszyć się tekstem i dobrze znaną muzyką, my jednak co chwilę przypominamy im że poza klubek Kit Kat życie nie jest takie wesołe - mówi reżyser. Aktualny repertuar i informacje o biletach można znaleźć na: scenastu.pl.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
jw. szkoda czasu na buraki

Wybrane dla Ciebie

Piękny wolej Casha ucieszył Stadion Śląski. Polska ukąsiła Mołdawię

Piękny wolej Casha ucieszył Stadion Śląski. Polska ukąsiła Mołdawię

Lewandowski pojawił się na ławce i szybko z niej zniknął. Dlaczego?

Lewandowski pojawił się na ławce i szybko z niej zniknął. Dlaczego?

Wróć na i.pl Portal i.pl