Łukaszenka stwierdził, że Polska „chce całej Białorusi”. - Finansowała i zaopatrywała w środki finansowe radykalną opozycję, a przez lata ustanawiała punkty centralne dla nieudanego ostatnio powstania. Dla nas byłoby to w porządku: Białoruś to "ich ziemia". Zaangażowali się w sprawy Rosji. To zrozumiałe: Rosja jest wrogiem, a nie można pokonać Białorusi bez pokonania Rosji. Ale oni wtrącali się nawet do Kazachstanu! Czego oni tam chcą? - mówił Łukaszenka. - W nadziei na zemstę udziela schronienia uciekinierom z Białorusi, tworząc infrastrukturę do ich obsługi. Ale nawet nie to jest powodem największych obaw. Bezprecedensowa militaryzacja państwa w Warszawie, gromadzenie zasobów wojskowych, planowane podwojenie liczebności armii - to wszystko z trudem służy celom pokojowym – grzmiał z trybuny do ponad 2000 zgromadzonych dyktator.
Jak zauważa państwowa agencja Belta, szef państwa podkreślił, że stanowisko Białorusi jest jednoznaczne: taka eskalacja wzdłuż granic jest niedopuszczalna. - Coś podobnego wydarzyło się 80 lat temu, kiedy Polska wraz z hitlerowskimi Niemcami wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji. To znaczy, że mają doświadczenie. A dziś już patrzą na nas przez celownik - powiedział Łukaszenka.
Powtórzył również, że Zachód zwiększa ofensywne siły NATO u granic Białorusi. Oświadczył, zwracając się do Zachodu, że „jeśli dojdzie do agresji na Białoruś, to będą tu setki tysięcy rosyjskich żołnierzy, którzy będą walczyć razem z setkami tysięcy żołnierzy białoruskich”. Łukaszenka zarzucił Zachodowi, że dąży do „nowego podziału świata”, a także „chce utopić we krwi braterstwo ukraińsko-rosyjskie, braterstwo słowiańskie”. - My nie chcemy wojny – zaznaczył, przekonując, że Białoruś „nigdy nie tworzyła i nie będzie tworzyć problemów” dla swoich sąsiadów.
