Ukraiński właściciel siłowni i grupa stałych bywalców jego lokalu pomogli wypędzić rosyjskie siły z Chersonia.
Gdy Ukraińcy walczyli o wyrzucenie wojsk Putina z Chersonia, 49-letni mieszkaniec miasta Kostiantyn Babenko dostał wiadomość na WhatsApp od przyjaciela z Sił Zbrojnych Ukrainy (AFU) z prośbą o przysługę.
Zgodził się współpracować z wywiadem
Spotkali się potajemnie. Babenko został zapytany, czy pomógłby ukraińskiej armii, zbierając informacje o siłach okupanta w mieście. Nie zastanawiał się nawet chwili, wraz i z zaufanym kolegą zaczęli obserwować posterunki wroga, rozmieszczenie dział i słać te informacje bezpośrednio wywiadowi Ukrainy. Robota była niebezpieczna, w razie wpadki groziła im śmierć.
- Bywało, że gdy [Rosjanie] zobaczyli coś podejrzanego, natychmiast aresztowali ludzi – mówił Babenko. - Ci, którym udowodnili współpracę z AFU, przepadali bez śladu - opowiadał.
Mimo zagrożeń Babenko wraz z luźną siatką swoich „agentów” służył jako informator AFU przez całą okupację rosyjską.
Przekazywał szczegóły dotyczące pozycji rosyjskich wojsk, ruchu pojazdów, transferów broni itd. Jego dane wywiadowcze zaowocowały ukraińskimi atakami rakietowymi na rosyjskie pozycje przy użyciu amerykańskich HIMARS-ów.
Wiedzieli o tym tylko nieliczni
Tylko nieliczni wiedzieli o jego wywiadowczej robocie. Na co dzień był człowiekiem rodzinnym, aktywnym członkiem społeczności i właścicielem siłowni w Chersoniu, którą zarządzał 20 lat. Grupa jego informatorów liczyła 10 osób.
- To byli ludzie, których znaliśmy od lat. Mogłem im ufać - mówił.
Babenko przyznał, że przed wojną jego uczucia wobec Rosji były ambiwalentne. Ale po tym, jak był świadkiem brutalności żołdaków Putina poczuł, że musi zrobić wszystko, aby przeciwstawić się okupantowi. - To rodzaj patriotyzmu – mówił Babenko. - Ważne było dla nas, abyśmy coś robili, a nie tylko siedzieli - dodał.
W dniu, w którym Rosja napadła na Ukrainę, żona Babenki i jego dwie córki opuściły Chersoń, osiadły w Wielkiej Brytanii. On został w Chersoniu, by opiekować się matką. Ojciec mężczyzny zmarł na początku wojny.
Wkrótce po tym, jak ukraińscy żołnierze opuścili Chersoń, a miasto zostało zajęte przez Rosjan, zaufani Babenki zaczęli przekazywać informacje AFU.
- Przez całą okupację mieliśmy dwa telefony, jeden do wyjścia na ulicę, drugi w domu – mówi Hanna Aleksandrowa, przyjaciółka Babenko i współpracownica w jego siłowni. Podobnie jak Babenko, Aleksandrowa miała znajomych w ukraińskiej armii, z którymi kontaktowała się na temat danych wywiadowczych gromadzonych przez sieć i przekazywała informacje AFU.
Kontakty tylko przez WhatsApp
Aby uniknąć wpadki kontaktowali się z AFU tylko za pośrednictwem WhatsApp. Nigdy niczego nie zapisywali. Zapamiętywali liczbę żołnierzy, rodzaje sprzętu i kierunki, w jakich się poruszają.
Kiedy musieli podzielić się informacjami z innymi członkami grupy, omawiali je tylko osobiście, często spotykając się w siłowni Babenko.
Raz o mały włos Babenko nie wpadł. Podczas rewizji w jego domu Rosjanie znaleźli w jego telefonie dowody na kontakty z AFU. Uratowała go łapówka.
Natalia Gumenyuk, szefowa Centrum Prasowego Sił Obronnych Południowej Ukrainy potwierdziła, że pomagając koordynować ataki HIMARS, informatorzy tacy jak Babenko pomogli ograniczyć do minimum liczbę ofiar cywilnych, określając precyzyjnie położenie rosyjskich celów.
Było to zgodne z twierdzeniem Babenko, że AFU wiedziała o lokalizacji domu w jego sąsiedztwie, w którym znajdowała się rosyjska siedziba FSB. Zdecydowano nie atakować go ze względu na potencjalną liczbę ofiar wśród cywilów.
lena
