Zginął, bo prawdopodobnie nie chciał oddać napastnikom telefonów komórkowych. - Chłopak miał obrażenia głowy - mówi Tomasz Czerniak, rzecznik będzińskiej policji. Niewykluczone, że narzędziem zbrodni była deskorolka, którą śledczy znaleźli na miejscu zbrodni.
Kiedy chłopiec nie wrócił w środę na noc do domu, jego ojciec zawiadomił policję. Po znalezieniu ciała rozpoczęły się poszukiwania zabójców. 17-latek wpadł w ręce stróżów prawa w czwartek, w Lidlu, przy ul. Nowopogońskiej, gdzie cała trójka próbowała ukraść alkohol. Policjanci znaleźli przy nim telefon komórkowy Damiana. Dwaj pozostali sprawcy zbrodni uciekli, ale wkrótce ich zatrzymano. 17-latek został wczoraj doprowadzony do będzińskiej prokuratury. Grozi mu 25 lat więzienia, 22-latkowi dożywocie. O losie 15-latka zadecyduje sąd rodzinny.
Po zabójstwie Damiana mieszkańcy Czeladzi są w szoku. Trudno im uwierzyć w to, co się stało. Jak ustaliliśmy zabójcy znali swoją ofiarę, chodzili razem do szkoły, mijali się na osiedlowym podwórku.
- Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało - mówi Danuta Żak, dyrektorka Szkoły Specjalnej Specjalnej nr 2 w Czeladzi, do której chodził Damian. O całej sprawie mówić jednak nie chce.
Bardziej rozmowni są sąsiedzi nieżyjącego 14-latka. Przyznają, że chłopak był spokojny, grzeczny. - To był mój kolega, mieszkaliśmy na jednej ulicy, nie rozumiem, dlaczego zginął - mówi przerażony Kamil Burzak.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Na "Naszej Klasie" Damian wygląda młodo. Dziecięca buzia, uśmiech. Mało kto dałby mu 14 lat.
- To straszna tragedia - mówi pani Barbara. - Rodzina chłopca mieszka niedaleko mnie, kiedyś nawet mieszkaliśmy w tym samym domu. Moja córka w dzieciństwie bawiła się z tym chłopcem i jego starszym bratem w piaskownicy. Bardzo współczuję rodzinie - mówi.
- Mój syn powiedział, że będzie się bał wyjść z domu - mówi z kolei Anna Jelonek. Ona także nie może spokojnie o morderstwie. Zwłaszcza, że zabity chłopiec chodził kiedyś do klasy z jej synem. - Damian zmienił szkołę rok temu. Plotkowano, że miał jakieś problemy w dogadywaniu się z rówieśnikami. Po tej tragedii mój syn i jego rówieśnicy są przerażeni tym, co się stało - mówi pani Anna.
O tragedii dowiedziała się wieczorem, właśnie od syna. Wszedł na "Naszą Klasę" i znalazł informacje od koleżanki:"Jeśli ktoś znał Damiana, niech zapali świeczkę". Syn pani Anny zaczął dzwonić po kolegach. Potwierdzili, że doszło do morderstwa.
Robert Zach, także mieszkaniec Czeladzi twierdzi, że podobnego wydarzenia w mieście nie pamięta. - Informacje krążą wśród czeladzian. Podobno najpierw zabójcy próbowali wrzucić ciało do studzienki kanalizacyjnej, ale się nie mieściło więc przenieśli je w inne miejsce - mówi. - Nie wiem, czy to prawda, jednak śmierć dziecka jest faktem.
Pan Robert jest ojcem dwojga dzieci, jego syn chodzi do szóstej klasy. - Nie sądzę, że to zabójstwo świadczy o tym, iż Czeladź jest niebezpiecznym miastem. Jednak teraz bardzo ważne jest, aby wiedzieć z kim dziecko się kontaktuje, z kim przebywa. Nie mówię, że to uchroni od nieszczęścia, ale to rodzice na pewno muszą zrobić - dodaje.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Trzeba koniecznie wyjaśniać dzieciom takie sytuacje
Z Iwoną Więcławek-Wardyniec, psychologiem z Czeladzi, rozmawia Magdalena Nowacka
Jakim dzieckiem był zamordowany chłopiec?
Znałam tego chłopca, bo chodził kiedyś na terapię do poradni. Jestem wstrząśnięta jego śmiercią. Był bardzo grzecznym, spokojnym dzieckiem, miał tylko niewielkie problemy z nauką. Miał oparcie w rodzinie. Niesamowicie troskliwy ojciec, bardzo interesował się dzieckiem. Potem już nie miałam kontaktu z chłopcem, bo zaczął naukę w klasie integracyjnej i opiekę psychologiczną przejęła szkoła do której chodził. Wiem, że miał problemy z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami, często przyjmował rolę "kozła ofiarnego"
W niezwykle ciężkiej sytuacji, oczywiście poza rodziną, znajdują się dzieci, koledzy z którymi chodził do klasy. Czy rozmawiać z nimi o tej sytuacji?
Dzieci mają na pewno traumę. Zdecydowanie powinny mieć specjalną terapię, szczególnie cała klasa, do której chodził. Powinny być rozmowy z psychologiem. Dzieci muszą dać upust emocjom, pod kontrolą profesjonalisty. Niezależnie jednak od takiej terapii, na pewno powinny mieć też możliwość rozmowy z bliskimi. Nie można unikać tematu, bo trauma może się pogłębić.
Jak jeszcze chronić dzieci, jak im pomagać w sytuacji kiedy mają syndrom "kozła ofiarnego"?
Jeżeli dziecko zauważy coś niepokojącego, powinno to zgłaszać rodzicom, nauczycielom czy pedagogom. Trzeba mu wyjaśnić, że opowiedzenie o konflikcie, który widzą, nie jest donosem. Dzieci z takim syndromem powinny mieć indywidualną terapię, na której wzmacnia się ich poczucie wartości, uczy asertywności, podpowiada jak postępować w trudnych sytuacjach.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera