Dramat 71-letniego Józefa Dziuby zaczął się 15 marca. Tego dnia schorowany mężczyzna po upadku na chodniku trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy.
- Byłem w pracy, zadzwoniła do mnie sąsiadka i mówi, że tata szedł przed blokiem i dwa razy się przewrócił. Ona też zadzwoniła po pogotowie - relacjonuje syn, Zbigniew Dziuba. Przyjechał do domu w chwili, gdy ratownicy zabierali ojca do szpitala.
- Powiedziałem im, że tata cierpi na różne dolegliwości, że w ostatnich dniach miał bardzo wysokie ciśnienie, powyżej 200, i że na pewno te upadki nie wynikały ze zwykłego potknięcia, ale z powodu jego bardzo złego samopoczucia. Potem zabrali go na SOR, a ja wróciłem do pracy - opowiada pan Zbigniew.
Józef Dziuba spędził w koszalińskiej placówce kilka godzin. W tym czasie dzwonił do syna.
- Mówił, że źle się czuje i że nikt go poważniej nie bada, tylko wszyscy pytają go o obolałą rękę. Byłem pewien, że lekarze, jak obejrzą potłuczenia, to zrobią też inne badania i sprawdzą, w jakim stanie jest tata, czy jego stan nie jest czasem poważniejszy niż mogłoby się wydawać. Ale ich nie zrobili i kazali mu iść do domu - twierdzi pan Zbigniew.
Dodaje, że gdy odbierał ojca ze szpitala, ten cały czas narzekał na złe samopoczucie. Podobnie było wieczorem i następnego dnia.
- Około południa poprosił mnie, abym pojechał wykupić mu leki. Gdy wróciłem, siedział w fotelu nieprzytomny. Zabrało go pogotowie, a po jakimś czasie zadzwonili do mnie ze szpitala, że tata jest operowany, a sytuacja jest bardzo poważna. Okazało się, że miał w głowie krwiaka, który pękł - mówi Zbigniew Dziuba. Pan Józef przytomności już nie odzyskał: zmarł 4 maja z powodu niewydolności wielonarządowej.
- To, że tata nie żyje to wina lekarzy. To nie była nagła, gwałtowna śmierć wskutek wypadku, czy coś podobnego. Gdy działo się z nim już coś złego trafił do szpitala. Gdyby został właściwie potraktowany to by żył. Wystarczyło zrobić serię potrzebnych badań, podejść do człowieka tak, jak lekarz podejść powinien. Tymczasem ojca w stanie zagrażającym życiu odesłano do domu. Nie wiem, co robili ci lekarze na SOR-ze, ale na pewno nie to, co w przypadku mojego ojca zrobić powinni. To karygodne - nie kryje oburzenia Zbigniew Dziuba.
Zapowiada, że tego tak nie zostawi i do końca będzie walczył o to, aby osoby - które jego zdaniem przyczyniły się do śmierci ojca - zostały pociągnięte do odpowiedzialności. Złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Koszalinie.
Dwa dni po śmierci Józefa Dziuby zgłoszenie w związku z tą sprawą złożyły w tej samej prokuraturze władze Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie. W koszalińskiej placówce przekonują, że to standardowe działanie szpitala w takich sytuacjach.
- Szpital zawsze kieruje do prokuratury zapytanie o przeprowadzenie sekcji zwłok, gdy zmarł pacjent, w przypadku którego doszło do urazu, wypadku czy zatrucia, a także wówczas, gdy doszło do samobójstwa - słyszymy od Marzeny Sutryk, rzecznika prasowego Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie.
- I to prokuratura podejmuje wówczas decyzję co do dalszych działań. Tak jest i tym razem. Co do postępowania, które prowadzi prokuratura szpital nie będzie tego komentował. Poczekajmy na wyjaśnienie sprawy, nie przesądzajmy o jej wyniku ani nie oceniajmy na tym etapie działania lekarzy - apeluje rzeczniczka.
Zapewnia też, że w trakcie pobytu w szpitalu Józefa Dziuby zostały dochowane wszelkie, właściwe procedury.
- Podczas pierwszego pobytu pacjenta w szpitalu, 15 marca, nie było podstaw do przeprowadzenia poszerzonej diagnostyki w postaci tomografii komputerowej. Pacjent zgłosił lekki uraz ręki i lekarz to potwierdził. Przy tym nie uskarżał się on na dodatkowe bóle, nie zgłaszał też, że uderzył się w głowę. Lekarz nie stwierdził żadnych urazów głowy u pacjenta, co mogłoby zaniepokoić i przyczynić się do przeprowadzenia dodatkowych badań. Tutaj, według oceny lekarza, nie było do tego podstaw. Gdy pacjent trafił do szpitala po raz drugi, był nieprzytomny, więc nie było wówczas możliwe przeprowadzenie wywiadu, który pozwoliłby wyjaśnić, co się stało przed przyjazdem do szpitala - tłumaczy Marzena Sutryk.
Prokuratura Rejonowa wszczęła postępowanie w sprawie „narażenia Józefa Dziuby na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez lekarzy Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie i doprowadzenia w ten sposób do nieumyślnego zgonu Józefa Dziuby”.
Po jakimś czasie śledztwo przejęła koszalińska Prokuratura Okręgowa.
- To standardowa procedura - mówi prokurator Ryszard Gąsiąrowski.
- W przypadku sprawy o błędy medyczne ze skutkiem w postaci śmierci są one prowadzone w prokuraturach okręgowych. Najpierw więc trafiają do prokuratur rejonowych, a potem są kierowane do okręgowych - tłumaczy prokurator.
- Śledztwo w tej sprawie jest obecnie na wczesnym etapie. Została przeprowadzona sekcja zwłok i czekamy na jej wyniki. Prokuratura wystąpiła też o wszystkie dokumenty związane z pobytem Józefa Dziuby w szpitalu i wyjazdem do niego zespołu ratownictwa medycznego. Potem zostaną przesłuchane wszystkie osoby, które miały udział w leczeniu Józefa Dziuby zarówno w szpitalu jak i poza nim, w trakcie jego wcześniejszego leczenia. Na tę chwilę nie można określić w jakim kierunku podąży postępowanie i jakie będą jego efekty. Na to potrzeba czasu - podkreśla Ryszard Gąsiorowski.
