Korespondencja z Paryża
Arkadiusz Kułynycz stanął w Paryżu przed dziennikarzami zakrwawiony, z obandażowaną głową i ze łzami w oczach. Jak mówi - wiele poświęcił, żeby zdobyć w Paryżu olimpijski medal. W domu żona - także zapaśniczka - została z dwoma córkami. Jedna ma sześć lat, a druga roczek. - Przez ostatnie trzy miesiące byłem pięć, albo sześć dni w domu. Ciągłe wyjazdy, zgrupowania... Rodzina cierpi. Wyobrażałem sobie, że będę tu ze złotym medalem, że słucham Mazurka Dąbrowskiego. Szkoda - mówi z trudem powstrzymując płacz. Na igrzyskach zadebiutował w wieku 31 lat. Dla większości sportowców to bliżej końca, niż początku. Co prawda Kubańczyk Mijain Lopez, który właśnie zdobył swój piąty złoty medal olimpijski na piątych igrzyskach, ma 41 lat, ale to kategoria ciężka - 130 kg. - Tam są trochę inne zapasy. Nie ma takiej dynamiki. Jest trochę spokojniej. To najlepszy zawodnik na świecie. Myślę, że nikt tego nie pobije - tłumaczy urodzony w Miastku Arkadiusz Kułynycz.
Przez blisko kwadrans powtarza dziennikarzom, że jest mu bardzo przykro, że szkoda. Że wiele poświęcił. Mówi, że nie wie co dalej. Nie chce teraz myśleć o przyszłości, o kolejnych igrzyskach - tych w Los Angeles. Musi porozmawiać z trenerem Włodzimierzem Zawadzkim, ale też z rodziną. Przede wszystkim odpocząć. Słowo klucz: "odpocząć".
Na koniec zbiera się na odwagę i dorzuca:
- Osoby, rządzące związkiem nie lubią takich zawodników jak ja, którzy poświęcają wszystko i mają coś do powiedzenia. Dyskryminowano mnie. Działacze zamiast mojego sparingpartnera woleli wziąć do Paryża osoby towarzyszące. Jest mi przykro.
Kułynycza faktycznie los doświadczył. Na igrzyskach do Tokio nie poleciał, bo gdy miał wziąć udział w turnieju kwalifikacyjnym to wykryto u niego COVID. Potem przyszła kontuzja i operacja. Trzeba było wracać do formy. - Gdyby nie moja kontuzja, to może miałbym kilka medali więcej - przyznał, ale zaraz potem dodał, że tutaj, w Paryżu, nie miało to znaczenia. - Frycowe już w swojej karierze zapłaciłem - zaznacza.
Jego walka z Ukraińcem Żanem Bełeniuk o brązowy medal w kategorii do 87 kg była bardzo wyrównana. Najpierw rywal otrzymał karę za pasywność. Polek otrzymał punkt, a potem miał przewagę w parterze. Zacisnął rywalowi mocno klamrę, podniósł go do góry i wydawało się, że za moment rzuci nim jak workiem, ale Bełeniuk jakimś cudem się wybronił.
- Miałem taką umowę z trenerem, że jeśli będę w pierwszym parterze, to będę atakował ręka-głowa. Musieliśmy go czymś zaskoczyć. Początkowo się udało. Niestety końcówka zaważyła. Nie wybiłem go, on mnie trochę odepchnął ręką, co poluzowało uchwyt i musiałem to puścić, bo bym spadł na swoje plecy. Był plan, taktyka, zdrowie, serce, ale Ukrainiec był lepszy - tłumaczył polski zapaśnik.
- Ukrainiec cudem się wybronił w pierwszym parterze. Wyglądało na to, że Arek wykona akcję za cztery punkty. Nie wiem jakim cudem... Tak się zacisnęła klamra, że wydawało się że powinien wykonać tę akcję. Niestety nie wyszło - komentował obecny w Paryżu Józef Tracz, trzykrotny medalista olimpijski w zapasach.
Potem karę dostał Kułynycz, a Bełeniuk w parterze wykonał jedną akcję, która okazała się decydująca. Na dodatek Nasz reprezentant dostał prawdopodobnie łokciem w głowę i musieli interweniować medycy, by zatrzymać lejącą się na matę krew. To chwilę trwało. - To mnie trochę wybiło z rytmu, a rywal przez minutę mógł odpocząć - dodał reprezentant Polski. Nie udało się potem odrobić tej straty.
Nie było zatem upragnionego medalu. Był za to żal i smutek.
- Byłem nastawiony, by zdobyć tutaj medal. Niestety się nie udało. Ciężko jest na gorąco o tym mówić. Oddałem całe serce, poświęciłem rodzinę. Nie wiem, co będzie dalej. Muszę odpocząć. Spędzić więcej czasu z bliskimi, bo ostatnio było go mało. Usiądę z trenerem Włodzimierzem Zawadzkim i porozmawiamy. Pomyślimy co dalej. Nie da się określić, ile poświęciłem godzin na treningi. Odkąd pamiętam, sport był w moim życiu. Zapasy ukształtowały mnie jako człowieka i sportowca. Zacząłem trenować ten sport mając osiem lat. Na pierwsze zajęcia przyprowadził mnie brat. Na zgrupowaniu poznałem żonę. Mamy dwie małe córki. Dzięki zapasom mam wszystko, ale to też ogromne poświęcenie - rodziny, życia towarzyskiego. Wszystkiego. To ogrom wyrzeczeń. W tym roku mijają 24 lata treningów. Szkoda, że nie udało się tego spuentować medalem - zakończył Arkadiusz Kułynycz, piąty zawodnik IO w Paryżu.
*Rozmowa z Andrzejem Supronem, prezesem Polskiego Związku Zapaśniczego, została nagrana przed walką Kułynycza.
Z Paryża Jakub Guder
https://x.com/JakubGuder
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?