Dzień Milczenia w Białymstoku został zorganizowany po raz pierwszy od ośmiu lat. To wydarzenie środowisk LGBT i tych, którzy po prostu akceptują innych ludzi, bez względu na ich przekonania, płeć czy orientację seksualną.
To właśnie po to, by sprzeciwić się nienawiści ze względu na płeć czy orientację seksualną, organizowane są Dni Milczenia. Po to, by osoby LGBT+ mogły być sobą bez narażenia się na dyskryminację.
Tęczowy Białystok: W piątek organizują Dzień Milczenia, by pokazać, że wszyscy mają równe prawa
W piątek uczestnicy akcji spotkali się pod Teatrem Dramatycznym. To Dzień Milczenia, dlatego, że na co dzień muszą milczeć o swoich przekonaniach, płci, orientacji seksualnej. Milczą, bo boją się nienawiści.
Rozdawali więc przechodniom kartki, gdzie napisali, dlaczego milczą. Ich milczenie miało być echem milczenia m.in. prześladowanych gejów i lesbijek. To milczenie spowodowane prześladowaniem, uprzedzeniami i dyskryminacją. "Wierzę, że przerwanie tego milczenia jest pierwszym krokiem w kierunku walki z tymi niesprawiedliwościami" - napisali w ulotce. I faktycznie - robili wszystko, by to milczenie przerwać. Wygłaszali przemówienia do megafonu, ale chętnie też rozmawiali prywatnie.
- Dziś chcemy się solidaryzować z tymi członkami ruchu, którzy czują, że nadal muszą milczeć w swojej sprawie i w sprawie swoich bliskich. Bo mimo ze w Polsce żyje nam się coraz lepiej, to w wielu miejscach na świecie można stać się ofiarą bardzo ciężkiej przemocy, nie tylko będąc osobą LGBT, ale nawet będąc tylko osobą o to podejrzewaną. W wielu miejscach nadal grozi osobom LGBT kara śmierci. Dlatego rozumiemy te osoby, które zdecydowały się milczeć o swojej orientacji psychoseksualnej albo tożsamości płciowej i solidaryzujemy się z nimi dzisiaj. Żeby pokazać, że wciąż są osoby na świecie, które wciąż muszą milczeć na temat swoich najważniejszych codziennych spraw - mówi Joanna Głuszek, jedna z uczestniczek Dnia Milczenia.
Jak mówi, Białystok czy Polska nie są najgorszymi miejscami dla takich osób. Jednak wciąż zdarzają się przypadki agresji. Przypomina na przykład samobójstwa nastolatków, którzy targnęli się na życie właśnie z powodu agresji otoczenia. - To o każdy taki przypadek za dużo - przekonuje. I dodaje: - Z jednej strony żyjąc w Polsce czuję się stosunkowo bezpiecznie. Ale z drugiej strony jako osoba nieheteronormatywna cały czas czuję w sobie taki lęk, że jak trafię na nieodpowiednią osobę, to coś mi się stanie. I właśnie z tym lękiem trzeba walczyć.
Po wydarzeniu uczestniczki i uczestnicy w Kwestii Czasu przy placu Niezależnego Zrzeszenia Studentów rozmawiali o prawach osób nieheteronormatywnych i walce z dyskryminacją.
A jak mówi Katarzyna Rosińska, w tej kwestii dużo zrobić może każdy: - Przede wszystkim reagować. Bo problemem jest to, że boimy się reagować na to, co widzimy wokoło siebie. Boimy się reagować, gdy widzimy osoby z nienawiścią, agresja. I nie tylko w stosunku do osób LGBT+, ale też w stosunku do osób z niepełnosprawnościami, osób innych wyznań czy należących do mniejszości etnicznych. Tak naprawdę świat zmienia się od nas samych. Więc świadomość, że każdy zasługuje na to, by być godni traktowany, jest punktem wyjścia. Można też oczywiście angażować się w sposób bardziej aktywny w walce o równe prawa. To jest m.in. uczestnictwo w różnych eventach, chociażby taki jak ten albo marsz równości. To pokazanie, że ja też solidaryzują się z takimi osobami, ja też tu jestem, ja też rozumiem problem i nie będę zatykać uszu.
