Jej postawa - średnio 14 pkt i 11,7 zbiórek w meczu - przyczyniła się do grudniowych wygranych mistrzyń kraju z hiszpańską Valencią (76:73) i francuskim Bourges na wyjeździe (63:62). Po tych sukcesach zespół trenera Karola Kowalewskiego jest liderem gr. A Euroligi ze znakomitym bilansem (6-1).
- Podchodzę do każdego meczu tak samo, nieważne, czy gram w Gdyni czy w Pradze - zawsze chcę wygrać! Obydwie ligi są dla mnie tak samo ważne, choć w klubie trenerzy powiedzieliby pewnie, że polskie rozgrywki mają priorytet, bo bronimy tytułu. Euroliga to super sprawa, mocne drużyny, rywalizacja z najlepszymi - powiedziała PAP zawodniczka urodzona w Zimbabwe, ale wychowana w USA.
Przed występami w Polkowicach miała znakomite sezony w Rosji i Francji (m.in. 2019/20 w BLMA w Eurolidze zdobywała średnio 19,5 pkt i 10,9 zb), potem nieco słabszy ponownie w Rosji, gdy zmagała się z problemami zdrowotnymi. Grała też w lidze WNBA w Indiana Fever.
W Polkowicach jest komfortowo
- Czuję się w Polkowicach, choć to małe miasto i nie ma tu wielu atrakcji, bardziej komfortowo niż w innych miejscach, w których grałam. W ubiegłym roku byłam może bardziej nieśmiała, mniej wychodziłam z domu, ale teraz naprawdę jest bardzo dobrze. Poznałam wiele fajnych osób. Mam super kontakt z dziewczynami z zespołu - podkreśliła 27-latka.
Jedna z zawodniczek - kapitan Polkowic Weronika Gajda stara się uczyć Stephanie języka polskiego, także polskiego hymnu. - Powiedz po polsku Stephanie: "podaj mi wodę", bo inaczej ci nie dam - przekomarzała się ze Stephanie po jednym ze spotkań ligowych.
Znam coraz więcej polskich słów, ale oczywiście w swoim otoczeniu, w klubie, rozmawiam po angielsku. Mogę złożyć dwa, trzy słowa w zdanie, coś tam rozumiem, ale jest trudno… Fajnie jest jednak, gdy w restauracji powiem coś po polsku. Nie, słów polskiego hymnu nie znam, wiem, że jest bardzo długi. Mam nadzieję, że pewnego dnia, dzięki koleżankom nauczę się
- podkreśliła.
Mavunga latem zadebiutowała w reprezentacji w towarzyskich spotkaniach i to dzięki niej Polki wygrały turniej w Atenach z kompletem zwycięstw, pokonując nawet mistrzynie Europy Serbki. Amerykanka czeka od blisko roku na polski paszport, który umożliwi jej udział w spotkaniach oficjalnych, o punkty w biało-czerwonych barwach.
- To prawda, że Polska jest z mojego punktu widzenia trochę egzotycznym krajem, ale występy w reprezentacji znaczą dla mnie bardzo dużo. Naprawdę cieszę się z czasu spędzonego w kadrze podczas letnich sparingów. Zostałam bardzo fajnie, ciepło przyjęta przez wszystkich - trenerów, dziewczyny, kibiców, którzy wysyłali mi miłe wiadomości.
Mam też ten komfort, że w kadrze pracuje mój trener klubowy (Karol Kowalewski jest asystentem Marosa Kovacika, który w Rosji był szkoleniowcem Mavungi). Było mi łatwiej, bo mój trener pomógł zwrócić mi uwagę na to, co jest najważniejsze w taktyce. Dzięki temu szybciej złapałam po prostu pewne rzeczy
- dodała.
Czuje się coraz bardziej po polsku
Środkowa BC Polkowice podkreśliła, że z kilkoma koszykarkami w reprezentacji nawiązała szybko bardzo dobre relacje.
- Koleżanki z klubu pomogły mi wejść do drużyny narodowej, więc szybko złapałam kontakt z innymi dziewczynami. Teraz mam super relacje szczególnie z dwiema - Julią Drop i Anią Makurat. Codziennie rozmawiamy na czacie, wspieramy się. Rozmawiamy o swoich meczach. Jestem podekscytowana grą w reprezentacji i czekam na to, by wystąpić w oficjalnych meczach o punkty - podkreśliła.
Z równą pasją, jak o koszykówce Mavunga mówi o… gotowaniu. Koszykarka prowadzi zresztą kulinarny blog.
- Zaczęłam gotować w koledżu, jako 18-19-latka. Oczywiście wcześniej też coś robiłam w kuchni, ale wtedy zaczęłam eksperymentować z produktami, nowymi potrawami. Uwielbiam to! Przygotowywanie posiłków daje mi taki wewnętrzy spokój, radość, tym większą, jeśli mogę się tym, co zrobiłam podzielić z innymi - wyznała.
Stephanie Mavunga zaprasza na swoje popisowe dania m.in. koleżanki z zespołu.
- Pewnie, że gotuję dla dziewczyn z drużyny, oczywiście nie dla całego zespołu jednocześnie, bo to byłoby trudne przygotować jedzenie dla 12 osób, ale zapraszam koleżanki w grupach - dodała.
Choć urodzona w Zimbabwe i lubiąca rodzinną kuchnię środkowa BC pokochała także polskie potrawy.
- Uwielbiam pierogi, m.in. ruskie. Niedawno poznałam też inne smaki, z kapustą - przyznała zawodniczka, która dla koleżanek z Polkowic gotuje m.in. typową potrawę swojego kraju - sadzę, czyli danie z mąki kukurydzianej, podobne konsystencją do owsianki, podawane z kolorowymi warzywami, a także z kurczakiem czy wołowiną i jedzone... tradycyjnie rękoma.
W opinii liderki BC rozgrywki Energa Basket Ligi Kobiet są w tym sezonie interesujące.
- W tym sezonie polska liga jest ciekawa. Czy ciekawsza niż w poprzednim? Trudno jeszcze powiedzieć, jedne zespoły są mocniejsze, inne nie. Nigdy nie wiesz, kto wygra. Czuje się współzawodnictwo. Tak, myślę, że konkurencja w czubie tabeli jest większa niż przed rokiem. Pojawiło się wiele ciekawych zawodniczek, są dobrzy trenerzy. Jesteśmy mistrzyniami, ale musimy skupiać się na każdym kolejnym spotkaniu, by cieszyć się z wygranej, przegrałyśmy zresztą dwa mecze. Oczywiście naszym celem jest obrona złota, ale na razie nie wybiegamy w przyszłość tak bardzo - oceniła.
