Sprawa dotyczy Jan L. i wydarzeń z lutego 2018 r. Według ustaleń śledczych, oskarżony mieszkaniec bloku przy ulicy Armii Krajowej odkręcił zawór butli z gazem, a następnie podpalił. Płomienie raniły i Jana L. i jego syna, który zakręcił zawór sam doznając oparzeń pierwszego stopnia w okolicy łokcia. Biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że gdyby nie interwencja, mogło dojść do zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, a także mieniu w wielkich rozmiarach. Przyjęto, że narażonych na niebezpieczeństwo było blisko 20 mieszkańców bloku.
Jan L. usłyszał zarzut usiłowania sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Groziło mu za to 8 lat więzienia.
Na początku tego roku sąd w Hajnówce skazał mężczyznę na rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres próby wynoszący 3 lata. Wziął pod uwagę opinię biegłego psychiatry, który stwierdził, że oskarżony w chwili popełniania czynu miał ograniczoną w stopniu znacznym poczytalność.
Niezadowolona z wyroku obrona złożyła apelację domagając się uniewinnienia L. Na poniedziałkowej rozprawie adwokat przypomniał, że Jan L. nie przyznał się do winy. Wyjaśniał, że został pobity przez syna. W czasie dynamicznej sytuacji podczas spożywania alkoholu, odkręcił gaz - ale była to obrona konieczna. Obrońca kwestionował także rozmiar szacowanych szkód, jakie mogło wywołać podpalenie gazu.
- Faktem jest, że biegły (z zakresu pożarnictwa - przyp. red.) podczas rozprawy nie był w stanie wskazać stanu napełnienia butli gazem propan-butan. Niemniej w ocenie biegłego nie miało to wpływu na wnioski końcowe opinii. Najbardziej narażeni na skutki wybuchu byli lokatorzy mieszkań bezpośrednio sąsiadujących z mieszkaniem oskarżonego oraz mieszkań znajdujących się na tej samej klatce schodowej. Przy czym skutkiem wybuchu gazu jest nie tylko fizyczne naruszenie konstrukcji budynku w wyniku rozprężania się gazu, ale również straty spowodowane pożarem, który rozprzestrzenia się w wyniku eksplozji - podkreślał sędzia Krzysztof Kamiński z Sądu Okręgowego w Białymstoku.
Oddalił apelację i utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji. W ustnym uzasadnieniu sędzia Kamiński powołał się m.in. dokumentację medyczną, z której nie wynika, aby prócz oparzeń, ciało oskarżonego nosiło ślady pobicia.
