Hansi Flick miał zostać na chwilę, a został trenerem, który odmienił Bayern Monachium i poprowadził go do zwycięstwa w Lidze Mistrzów

Hubert Zdankiewicz
Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Osiem lat temu trofeum Ligi Mistrzów sprzątnęła Bayernowi prowadzona przez tymczasowego trenera Chelsea. W niedzielnym finale Bawarczycy pokonali PSG dowodzeni przez szkoleniowca, który miał ich poprowadzić w dwóch raptem meczach.

Różnica jest tylko taka, że Roberto Di Matteo, który przejął Chelsea 4 marca 2012 roku zastępując Andre Villasa-Boasa, którego był asystentem, faktycznie okazał się trenerem na chwilę.

Włoch nie wprowadził żadnych rewolucyjnych zmian w grze „The Blues”. Przeciwnie - taktyka londyńczyków w półfinałach z Barceloną i finale z Bayernem sprowadzała się w zasadzie do dwóch punktów: Autobusy we własnym polu karnym i piłka do Didiera Drogby. W pierwszym meczu z Barcą Chelsea oddała tylko jeden celny strzał na bramkę (zgadnijcie kto) i wystarczyło to do zwycięstwa 1:0. W finale bramka na 1:1 (zgadnijcie kto) padła w 88. minucie, po pierwszym (!) rzucie rożnym, jaki wywalczyli podopieczni Di Matteo. To również Drogba wykonał decydującą „jedenastkę” w kończącej finał serii rzutów karnych, w której Bawarczyków tak sparaliżował stres, że za strzelanie musiał wziąć się bramkarz Manuel Neuer. A wszystko na oczach własnych kibiców, bo mecz rozegrano na Allianz Arena w Monachium.

Błędem okazała się również decyzja właściciela Chelsea Romana Abramowicza, który pod wpływem emocji zdecydował się zatrudnić Włocha na dłużej (miał pracować tylko do końca sezonu). Efektem była fatalna jesień w wykonaniu „The Blues”, którzy m.in. pożegnali się z Ligą Mistrzów już po fazie grupowej. Di Matteo wyleciał z pracy 21 listopada, a do kolejnego międzynarodowego sukcesu - zwycięstwa w Lidze Europy - poprowadził londyńczyków Rafael Benitez, kolejny trener tymczasowy.

W przypadku Hansa-Dietera (Hansiego) Flicka podobieństwa kończą się na tym, że też był asystentem swojego poprzednika i również miał zostać tylko na chwilę. Nawet na krótszą, niż Di Matteo, bo gdy 3 listopada ubiegłego roku przejął Bayern, zastępując zwolnionego (za kiepskie wyniki i konflikty z piłkarzami) Niko Kovaca, miał pracować tylko do chwili, gdy Bawarczycy znajdą trenera z odpowiednim nazwiskiem i doświadczeniem. Faworytem działaczy był Erik ten Hag, ale Holender powiedział, że owszem - może przejąć klub, ale dopiero w przyszłym sezonie. Padały nazwiska Jose Mourinho, Maurizio Pocchetino, Massimiliano Allegriego, a nawet Thomasa Tuchela...

Magazyn Gol24: Kadra pod lupą, przed meczem z Mołdawią

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Okazało się jednak, że właściwy kandydat już pracuje na Allianz Arena, bo Bayern z dnia na dzień zmienił się nie do poznania. Flick zastał zespół rozbity i skłócony wewnętrznie. Zespół, który po ligowej porażce 1:5 z Eintrachtem Frankfurt zajmował dopiero czwarte miejsce w tabeli i zanosiło się, że po raz pierwszy od siedmiu lat patera za mistrzostwo Niemiec powędruje do innego miasta.

Decydując się na przejęcie Bayernu miał poprowadzić go w dwóch raptem meczach - z Olympiakosem Pireus w Lidze Mistrzów i ligowym z Borussią Dortmund. Pierwszy Bawarczycy wygrali 2:0, drugi 4:0. Co więcej, poprawiła się nie tylko gra i wyniki. Z szatni zaczęły dochodzić głosy, że piłkarze wreszcie mają trenera, z którym mogą się dogadać. Kovaca pod koniec jego pracy wszyscy mieli już tak serdecznie dość, że samo jego zniknięcie poprawiło nastroje. Flick zrobił jednak coś więcej.

- On próbuje zrozumieć wszystkich zawodników. Rozmawia z każdym. To jego największa zaleta. Ma jasny plan i daje jasne instrukcje. Nawet, gdy musi podjąć trudną decyzję, jest bardzo szczery - chwalił Niemca kilka tygodni po jego zatrudnieniu Robert Lewandowski i nie był bynajmniej odosobniony w tej opinii.

U Flicka odżyli piłkarsko, spisani już w Monachium na straty, Thomas Mueller i Jerome Boateng. Nowe pozycje, z korzyścią dla drużyny i ich samych, znaleźli David Alaba i Alphonso Davies. Ten ostatni to w ogóle jedno z największych objawień ostatniego sezonu i jeszcze chwila, a mało kto będzie pamiętał, że 19-letni Kanadyjczyk trafił do Bayernu jako skrzydłowy, a nie lewy obrońca. Przede wszystkim podobać musiał się jednak styl w jakim Bawarczycy odprawiali z kwitkiem kolejnych rywali. Nie tylko Barcelonę, bo wcześniej dali w Lidze Mistrzów lekcję m.in. Chelsea. Bezkonkurencyjni byli również na krajowym podwórku.

A wszystko pod kierunkiem człowieka, który od 15 lat, gdy zwolniono go z trzecioligowego Hoffenheim, nie prowadził samodzielnie żadnej drużyny.

Może czekał na tę właściwą...

ZOBACZ TEŻ:

Wzruszony Lewandowski po wygraniu Ligi Mistrzów: Puchar dedykuję świętej pamięci tacie

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Wulgarne „Na ch...” Sabalenki. Stoicki spokój Gauff. Czy „Świątek zgarnęłaby trofeum”

Wulgarne „Na ch...” Sabalenki. Stoicki spokój Gauff. Czy „Świątek zgarnęłaby trofeum”

Kandydat na prezydenta postrzelony przez zamachowca

Kandydat na prezydenta postrzelony przez zamachowca

Wróć na i.pl Portal i.pl