Hipnoza, czyli dlaczego rozbieramy się na scenie

Katarzyna Kachel
Techniki wpływu na masy są wykorzystywane od wieków w obszarze religii czy polityki. Elementy hipnozy także - mówi dr Michał Mielimąka, psychiatra, który w swojej praktyce stosuje hipnozę.

Psychiatra może namieszać pacjentowi w głowie?

To ja zapytam inaczej: czy człowiek może wpływać na innego człowieka i nim manipulować?

Pewnie, że tak.

I niestety ma pani rację. Dlatego i psychiatra może tę umiejętność wykorzystywać.

Tym bardziej, że ma do tego lepsze narzędzia.

Nie są do takich praktyk. Dobrze wyszkolony specjalista, który ma umiejętności oddziaływania na psychikę ludzką, powinien wiedzieć, że jedynym celem jego działania ma być poprawa zdrowia drugiego człowieka. W związku z tym nie może mieszać pacjentom w głowie. I to, co pani nazywa manipulacją, a ja oddziaływaniem, ma wyłącznie służyć leczeniu. Psychiatra musi umieć dobrze zdiagnozować to, co dzieje się w obrębie psychiki pacjenta, i tak z nim pracować, aby ten obszar zapalny, dysfunkcyjny naprawić.

Mówimy teraz o dobrych i słusznych intencjach. Nie zawsze jednak muszą one takie być.

Nie przeczę, także w psychiatrii, jak w każdej procedurze medycznej, mamy do czynienia z działaniami niepożądanymi, skutkami, które trudno przewidzieć. Błędami. Ważne, by podczas trwania terapii pacjent, który poczuje się pokrzywdzony, otwarcie o tym rozmawiał ze swoim terapeutą. Cały problem polega tylko na tym, że czasami trudno satysfakcję pacjenta utożsamić z pozytywnym wynikiem terapii. Bo rzeczy szkodliwe mogą czasami przynosić zadowolenie i zaspokojenie. Wówczas proces terapii polega na tym, aby pomóc pacjentowi dostrzec, jak ta satysfakcja upośledza jego funkcjonowanie.

Możemy posłużyć się jakimś przykładem?

Wyobraźmy sobie np. osobowość narcystyczną, czyli pacjenta, który bardzo łaknie podziwu, potwierdzenia swojej wielkiej wartości. I dzieje się to bez udziału jego świadomości. Żąda uznania, a im więcej go ma, tym bardziej czuje się spełniony. Ta potrzeba staje się tak wielka i tak napastliwa, że powoli zraża bliskich i dalekich mu ludzi, którzy w konsekwencji się od niego odwracają. Traci więc uznanie i doświadcza odrzucenia. I to przeżycie w przypadku osobowości narcystycznej o dużym nasileniu w ogóle nie nastąpi w strefie świadomej; zostanie zastąpione przez zniekształcenia realności.

Co to znaczy?

Pomyśli sobie tak: spotykam ludzi, którzy nie mają takich intelektualnych przymiotów pozwalających im uznać moją wielkość. I taki sposób wykrzywiania będzie działał do pierwszego wypalenia. A w przypadku tego typu pacjentów jest to bardzo przykry moment, bo uświadamiają sobie, że tego podziwu uzyskać nie sposób. Co przekształca się w rosnącą frustrację.

To może lepiej nie zdrowieć, bo za duże straty?

Faktycznie, koszta pozbawiania chorego złudzeń i przekonań kończą się czasami nie po myśli lekarza. Pacjent po prostu odwraca się na pięcie i rezygnuje z terapii. Nazywamy to fachowo zjawiskiem drop out i jest ono fenomenem niekorzystnym w procesie leczenia. Następuje bowiem nagle i tak naprawdę nie wiemy, z jakimi emocjami opuszcza terapię. Niewykluczone, że w przypadku akurat tej grupy pacjentów pomyśli sobie, że terapeuta też należał do tych, którzy nie mają wystarczających pokładów intelektualnych, by go zrozumieć.

Z jakich powodów taki narcyz trafia na terapię? Jakie są jego intencje?

Bardzo różne. Dla nas, a i dla niego, najlepszą intencją jest wewnętrzna motywacja. Czyli osoby, które już doświadczyły przykrych czy destrukcyjnych skutków swojej osobowości, chcą coś z tym zrobić. Ale są też tzw. korzyści wtórne, czyli niewynikające z głębokiego przekonania. Np. ktoś ma problemy w związku i słyszy od partnera: Nie mogę z tobą dłużej wytrzymać, idź się lecz!

Zaleca pan wówczas hipnozę?

Niespecjalnie. Hipnoza, tak jak ja ją rozumiem, to stosowanie sugestii celowanych, które są precyzyjnie dobrane do natury zaburzenia pacjenta. To nic innego jak stan relacji międzyludzkiej, w którym zwiększamy podatność na wskazówki. Gdybym panią w tym momencie zahipnotyzował, to stałaby się pani po prostu bardziej wrażliwa na moje podpowiedzi. Jeżeli się umówimy wcześniej, że mają one służyć pani zdrowiu, to wtedy ich bezwiedna realizacja będzie również w pani interesie. Im będzie w pani większa potrzeba ulgi, tym silniejszy potencjalny efekt zadziałania sugestii. Stosujemy tę technikę, gdy chcemy np. szybko doprowadzić do precyzyjnej, nawet drobnej z perspektywy całości osobowości, zmiany w funkcjonowaniu danego człowieka. Np. u pacjenta z awiofobią, czyli takiego, który boi się latać, a ma bardzo ważne wystąpienie na innym kontynencie i potrzebuje szybko z tą fobią się rozprawić. W tym przypadku zastosowanie hipnozy może skutkować nie tylko tym, że on raz i drugi na pokład samolotu wejdzie, ale także tym, że stanie się bardziej otwarty nie tylko na świat, ale i na ludzi.

Podczas zabiegu szuka pan w nim przyczyn tego lęku?

Nie. Będzie to jedynie poprawa objawowa.

Po prostu mu pan wmówi, że lubi latać.

Może nie wmówię, ale zasugeruję, bo przecież on tego nie robi wbrew sobie. Nie przeczę jednak, że w jego przypadku ważne jest także podjęcie leczenia przyczynowego, czyli szeroko pojętej psychoterapii. Tak, by poznać podłoże fobii i je usunąć. Spowoduje to, że objaw nie zniknie na chwilę, ale przebuduje się w ten sposób, że wszystkie inne lęki i problemy ustąpią, a nasz pacjent nie tylko przestanie bać się latać czy chodzić po górach, ale stanie się np. bardziej otwarty na związki, podejmowanie wyzwań czy samodzielnych decyzji. I takie połączenie hipnozy i terapii wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem.

Można kogoś zahipnotyzować wbrew jego woli?

Odpowiedź nie jest łatwa. Hipnozę można bowiem porównać do różnych innych technik wpływu, bo czy np. reklamy wbrew naszej woli nie wywołują intensyfikacji pragnień? Chyba trochę tak. Dobra reklama najpierw przyciąga uwagę, później wytworzy jakiś rodzaj identyfikacji, by wtłoczyć nas w jakąś potrzebę. Nie jest to czysta hipnoza, ale elementy wspólne są bez dwóch zdań widoczne. Na szczęście w klinicznej terapii ten czas podatności na hipnozę jest ściśle uregulowany z pacjentem.

Nie działamy znienacka. Pacjent dobrze wie, od którego do którego momentu, jego otwartość na sugestię jest celowo wzmacniana zastosowaniem specyficznej techniki. Oczywiście, mogę sobie wyobrazić osoby nieetyczne, które próbują to wykorzystywać w celu osiągnięcia jakichś korzyści osobistych. Ale proszę mi wierzyć, doradcy finansowi, przedstawiciele handlowi także stosują techniki wpływu, które mają zmniejszyć udział naszego rozsądku i myślenia w podejmowaniu decyzji, czyli mówiąc kolokwialnie, ogłupić nas. Trzeba więc być czujnym i analizować na bieżąco, dlaczego takie, a nie inne decyzje podejmujemy.

Jak daleko może sięgać sugestia hipnotyczna? W filmie Allena „Klątwa skorpiona” osoby jej poddane kradną cenną biżuterię. To możliwe?

Z moich doświadczeń i z fachowej literatury wynika, że taki wpływ byłby trudny do osiągnięcia, a już na pewno skrajnie rzadko. Można sobie jednak wyobrazić taką sytuację, kiedy hipnoza staje się usprawiedliwieniem dla realizacji rzeczy, które ma się ochotę wykonać, ale tak naprawdę boi się wziąć za nie odpowiedzialność. I tu przechodzimy do hipnozy scenicznej, w niektórych krajach bardziej, w innych mniej dopuszczanej.

W Polsce?

Nie jest zakazana, choć my stoimy na takim stanowisku, że jest metodą na tyle inwazyjną, że powinna być zarezerwowana wyłącznie do oddziaływań medycznych lub naukowych. Ja bym z usług takiego hipnotyzera scenicznego lub uzdrowiciela posługującego się hipnozą nie skorzystał. Gdybym na przykład miał nieuświadomione pragnienia ekshibicjonistyczne; na co dzień był poprawnym człowiekiem, członkiem jakiejś grupy religijnej, trzymającym się krótko, ale tak naprawdę człowiekiem, który ma silne, niezrealizowane potrzeby popędowe. Takim, który pragnie zachwycić tłum pięknem swojego ciała. Nie robię tego, bo boję się, co ludzie powiedzą. Ale jeśli hipnotyzer sceniczny stworzy mi bezpieczne warunki i pod wpływem jego sugestii, że np. biorę prysznic, będę mógł zrealizować tę potrzebę, to dlaczego nie? Odblokuję swoje pragnienia i skuszę się w poczuciu, że to ktoś inny decyduje, nie ja. I głównie ten mechanizm jest wykorzystywany w hipnozie scenicznej, oczywiście w celu wywołania śmiechu, bo to przecież zabawne, gdy ktoś ściąga przed tłumami ubranie w przekonaniu, że idzie się myć we własnej łazience. Ale czy po tej całej operacji nie będę się czuł współwinny? I tu się zaczynają schody, bo przecież to doświadczenie w nas nie zniknie tak łatwo.

Czyli po wyjściu z hipnozy pamięta się to, co się działo?

Tak, pamięta się wszystko, może nawet bardziej dokładniej, bo jesteśmy szalenie skupieni. Chyba że otrzymujemy wyraźną sugestię: zapomnij to! Po drugie, podczas hipnozy nie usypiamy pacjentów. Bo choć Hypnos faktycznie był bogiem snu i bratem Tanatosa, czyli boga śmierci, nie jest prawdą, że z hipnozy nie można wyjść czy się przebudzić.

Czyli hipnoza to stan czuwania, może upojenia, które jest bliskie temu alkoholowemu?

Nie, to stan wzmożonej koncentracji i zawężenia uwagi - zmniejszonej wrażliwości na bodźce z otoczenia.

Można komuś zasugerować wówczas miłość albo nienawiść?

Tak, wpływ na uczucia i emocje jest możliwy. Dlatego w warunkach klinicznych wszystkie sugestie omawiane są wcześniej, a po zakończeniu zabiegu powinna następować analiza efektów, bo mogą wystąpić takie, których się nie spodziewamy. Stąd ważna jest symbolika ukryta za słowem, bo przecież język jest bardzo indywidualny. Coś, co dla mnie oznacza „gorące” , może u drugiego wywołać całkiem inne odczucie.

Na tej zasadzie działają niektóre sekty?

Tak. Techniki wpływu na masy są wykorzystywane od wieków w obszarze religii czy polityki. Elementy hipnozy także. W mojej praktyce klinicznej nie stosuję hipnozy grupowej i uważam tę formę oddziaływania za wiążącą się ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia działań niepożądanych - a więc o znacznie ograniczonym potencjale zastosowania w medycynie.

Czym pan wprowadza w stan hipnozy? Wahadełkiem?

Możliwości jest naprawdę wiele, ale w każdej chodzi wyłącznie o skoncentrowanie uwagi. Najczęściej uczoną techniką jest po prostu palec, w który pacjent się wpatruje, aż jego powieki się zmęczą, staną się coraz cięższe itd. Nie chcę wchodzić w szczegóły, by nie uczyć hipnozy w sposób niekontrolowany. Tym bardziej, że sztuka nie polega wcale na technice, ale doborze sugestii i umiejętności obserwacji efektów. Do tego trzeba już bardzo dużej wiedzy, znajomości fizjologii, anatomii. Po szybkim kursie nie każdy umie właściwie ocenić konsekwencji swoich działań, a co za tym idzie, może pogorszyć stan pacjenta.

Wszyscy są podatni na hipnozę?

To zależy od osobowości pacjenta. Np. w sytuacji głębokich trudności w nawiązywaniu relacji, przy dużym poziomie nastawienia paranoicznego, lęku jest ona czasami wręcz niemożliwa. Nie da się skupić uwagi takiego człowieka, czasami dochodzą do tego palpitacje serca, niekontrolowany śmiech czy atak paniki. Wszystko po to, by przerwać relację w trakcie, gdy ona się rozwija. Jest to dla mnie diagnostyczne, bo zmusza mnie do poszerzenia działań i ocenienia, czy to przejaw zaburzenia psychicznego, czy nie.

Czy z hipnozy można w każdym momencie „wyjść”?
Zawsze. Jeśli tylko w trakcie zabiegu poczuję, że coś sprawia mi ból, że tego nie chcę, zawsze mogę z tej relacji wyjść. I o tym zawsze decyduje pacjent.

Oglądałam film, w którym kobiecie, która cierpiała na amnezję, hipnoza pozwoliła wrócić do wspomnień. Były tragiczne, bo uświadomiła sobie, że zamordowała własne dziecko. To był okrutny skutek poddania się hipnozie. Czy taka sytuacja jest możliwa?
Hipermnezja w stanie hipnozy jest możliwa. Trzeba jednak mieć na uwadze kontekst funkcjonowania osobowości i zdolność człowieka do uzupełniania luk wspomnieniowych w sposób, który wydaje się logiczny i spójny, ale który jest wyłącznie zapisem naszych nieuświadomionych potrzeb czy pragnień. Tak też może być. Np. jeżeli z jakiegoś powodu czuję się winny i jest to poczucie nieuświadomione, a jednocześnie świadomie żyję w sposób wolny od tego przekonania, to wówczas taka hipnoza, podczas której dojdzie do odpamiętania rzekomego czynu, nawet zbrodniczego, może być realizacją potrzeby ukarania się. Odpamiętanie może być więc fikcyjne, a zbrodnia, do której człowiek podczas hipnozy się przyznał, wymyślona. Dlatego, choć to możliwe, bardzo trudno rozróżnić to, co w naszym myśleniu o przeszłości jest faktem, a co nie jest. Dlatego też odradza się stosowania hipnozy w celach dowodowych, które było popularne w latach 70. w USA, by nie skazywać kogoś za nieprawdziwe zdarzenia.

Jak można chronić pacjenta?
Np. własną niepewnością. Im terapeuta mniej czuje się dobrze z własną pewnością, tym lepiej. Stąd jednym z niezależnych wyznaczników skuteczności jest gotowość na podważanie własnych hipotez i myśli, na ich zmianę. W kontekście odpowiedzialności zawodowej lekarzy to trudne do pogodzenia.

Mimo wszystko to ogromna władza nad pacjentem.
Dlatego, by jej nie nadużywać, trzeba mieć satysfakcjonujące własne życie, by relacje z pacjentami nie stały się dla niego zastępstwem. Dobrze mieć różne aktywności zawodowe, pracować z pacjentami o różnych zaburzeniach i pielęgnować w sobie ten rodzaj skromności, która polega na tym, że perłą pracy terapeutycznej jest konfrontowanie się z poszukiwaniem i bycie w stanie niedookreślenia przy jednoczesnym parciu, by je dookreślić. Każda osoba jest inna, nie ma jednego pojęcia normalności, tak więc nie ma też jedynej do niej drogi.

Stosuje pan hipnozę poza gabinetem?
Nie, choć element skupiania uwagi przydaje mi się w pracy dydaktycznej.

A do osobistych celów?
Nie, bo to sytuacja okrutnie męcząca. Trzeba być absolutnie skoncentrowanym, podczas takiego zabiegu nie ma szans na „odpłynięcie”, otworzenie okna czy zapomnienie się. Nie warto ryzykować.

CV

dr n. med. Michał Mielimąka, Katedra Psychoterapii UJ CM, przewodniczący Komisji ds. Hipnozy Klinicznej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Hipnoza, czyli dlaczego rozbieramy się na scenie - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl