Historia psa Bajo poruszyła wiele osób w całej Polsce. Weterynarze z Przemyśla podjęli próbę jego leczenia [ZDJĘCIA, WIDEO]

luks
Pies Bajo do lecznicy dla zwierząt "Ada" w Przemyślu trafił ponad tydzień temu. Przywieziono go z Siedlec w województwie mazowieckim, gdzie przeżył koszmar.

- Jedna z tamtejszych organizacji wysłała nam informację o bardzo chorym psie. Otrzymaliśmy także drastyczne zdjęcia. Każdy weterynarz, widząc je, wiedziałby, że droga do wyleczenia psa będzie długa i kosztowna. Pomimo to podjęliśmy się tego zadania i pojechaliśmy po Baja - mówił lek. wet. Radosław Fedaczyński z lecznicy dla zwierząt "Ada" w Przemyślu.

Czytaj więcej: Możemy pomóc weterynarzom z Przemyśla uratować życie Baja. Pies przeżył koszmar [ZDJĘCIA]

To, co zobaczyli na miejscu weterynarze, budziło grozę. Skóra z sierścią praktycznie odpadała z chudego ciała zwierzęcia. Ropa mieszała się z krwią, a nosa praktycznie już nie było. Pies nie był w stanie stać o własnych siłach.

Właścicielka stwierdziła, że nie stać jej na leczenie psa i ze łzami w oczach oddała go (jeden zastrzyk kosztuje 400 złotych).

To była ostatnia szansa na uratowanie Baja. W innym przypadku pies trafiłby do schroniska, gdzie prawdopodobnie zostałby uśpiony.

Psa, który wabi się Bajo przewieziono do Przemyśla. Niestety, potwierdziła się wstępna diagnoza.

- Bajo ma chorobę zwaną pęcherzycą liściastą. Jest to choroba autoimmunologiczna (układ odpornościowy organizmu niszczy własne komórki i tkanki – przyp. red.) dosyć ciężka dla zwierzaka, wiążąca się z licznymi, obciążającymi organizm zmianami na skórze – wyjaśnia lek. wet. Jakub Kotowicz z "Ady".

Leczenie nie jest proste, jest to intensywna terapia trwająca nawet do kilku miesięcy, a może nawet i dłużej.

- Objawy są nieprzyjemne, cała skóra psika pokryta jest ropnymi zmianami, wykwitami i jest to bardzo uciążliwe dla psa, wiążące się z dużym świądem. Zwalczamy objawy tej choroby, leczymy przyczynę i pilnujemy żeby Bajo nie pogłębiał sobie tych ran na całej skórze. Wprowadziliśmy leczenie farmakologiczne i częste kąpiele specjalistycznym szamponem. Przy odpowiedniej konsekwencji mamy nadzieję, że objawy tej choroby będą się z czasem zmniejszać – dodaje Kotowicz.

- Dziękujemy wszystkim za wsparcie nie tylko finansowe, dzięki któremu jesteśmy w stanie sfinansować całą terapię, ale także za wsparcie duchowe które odczuwaliśmy całym zespołem naszych świetnych lekarzy. Cała Polska trzymała kciuki za Bajo. Staramy się, żeby psiak wygrał z tą chorobą, a następnie trafił do kochającego domu.

Według Fedaczńskiego, trudno ocenić, czy to ewidentne zaniedbanie właścicielki, bo pies był leczony u weterynarza. Leczenie albo nie było skuteczne, albo właścicielka nie przestrzegała zaleceń lekarza weterynarii.

Sprawą zajmuje się policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia psa Bajo poruszyła wiele osób w całej Polsce. Weterynarze z Przemyśla podjęli próbę jego leczenia [ZDJĘCIA, WIDEO] - Nowiny

Komentarze 26

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
W dniu 23.06.2018 o 21:15, gosc napisał:

Kolejne oblicze, to już może być ciężka psychoza

...od wspomnień nie uciekniesz...

g
gosc
W dniu 23.06.2018 o 19:59, Gość napisał:

..ciągle tęsknisz za..tą zadrą wepchniętą głęboko... 

Kolejne oblicze, to już może być ciężka psychoza

G
Gość
W dniu 23.06.2018 o 19:44, gosc napisał:

Boli widać to po tej grafomanii to samo w kazdym temacie takze zadra tkwi głeboko.Obawiam sie ze tu moze juz pomóc tylko specjalistyczna terapia i to długotrwała.Jeszcze dochodzi jak widac rozdwojenie osobowosci o jo joj

 

..ciągle tęsknisz za..tą zadrą wepchniętą głęboko...
 

g
gosc
W dniu 23.06.2018 o 12:27, katolik z fary napisał:

A zły dotyk już nie boli całe życie?

Boli widać to po tej grafomanii to samo w kazdym temacie takze zadra tkwi głeboko.Obawiam sie ze tu moze juz pomóc tylko specjalistyczna terapia i to długotrwała.Jeszcze dochodzi jak widac rozdwojenie osobowosci o jo joj

r
rechotnik
W dniu 23.06.2018 o 12:58, w/z bp. Tadeusza Pieronka napisał:

Oj boli, bo można zostać suspendowanym.

A co byłeś księdzem?

w
w/z bp. Tadeusza Pieronka
W dniu 23.06.2018 o 12:27, katolik z fary napisał:

A zły dotyk już nie boli całe życie?

Oj boli, bo można zostać suspendowanym.

k
katolik z fary
W dniu 23.06.2018 o 10:32, gosc napisał:

Cięzko być samemu w swiecie ze swoimi obsesjami

A zły dotyk już nie boli całe życie?

G
Gość
W dniu 23.06.2018 o 10:32, gosc napisał:

Cięzko być samemu w swiecie ze swoimi obsesjami

Wyrazy współczucia /szczerego/ jeśli się żalisz.

g
gosc
W dniu 23.06.2018 o 08:52, mec. February Furga napisał:

 Z ogromną niecierpliwością, jak też z nieukrywaną satysfakcją spieszę podzielić się z wami, drodzy proeuropejscy postępowi i antyklerykalni forumowicze, wielce optymistyczną wiadomością o jednym ze sposobów rozwiązania „psich” problemów. Otóż kilka lat temu w Warszawie ruszył pierwszy w Polsce ekskluzywny lokal o jakże wdzięcznej nazwie „Hau-Hau”, w którym są podawane dania sporządzane wyłącznie z psiego mięsa, przypominającego w smaku delikatną wołowinę lub kozinę w zależności od rasy i miejsca pochodzenia pozyskanego surowca. Na ten wyjątkowo ciekawy pomysł wpadł, urodzony w naszym kraju i mieszkający w Wólce Kosowskiej, pewien Wietnamczyk, gdy dowiedział się o likwidacji schroniska dla zwierząt w Celestynowie w powiecie otwockim. Uznał, że polskie prawo zakazuje obcowania płciowego, porzucania lub znęcania się nad psami, ale nie zabrania uśmiercania ich przez upoważnione osoby w celu skrócenia cierpień, a następnie wykorzystania pozyskanego w ten sposób surowca do celów kulinarno-konsumpcyjnych, oczywiście po uprzednim odpchleniu, odrobaczeniu, no i też po przeprowadzeniu wymaganych polskim prawem, wzorowanym na unijnych standardach, niezbędnych badań weterynaryjnych i sanitarno-epidemiologicznych. Około dwieście bezpańskich, bezdomnych psiuń i suń czekało tam na potencjalnych właścicieli, a później, jak się okazało, na potencjalnych konsumentów.Podzielam ten pogląd, gdyż, zgodnie z niepisaną starą rzymską zasadą „co nie jest zabronione, jest dozwolone”, nie było żadnych przeciwwskazań prawnych zabraniających temu odważnemu człowiekowi wejść na rynek z tak śmiałą inicjatywą. Lokal ten na pewno cieszy się dużym wzięciem i powodzeniem wśród smakoszy, a zwłaszcza wśród przyjaciół i miłośników psów, ponieważ konsumpcja potraw z psiny pozwala im, według wierzeń i przekonań ludów zamieszkujących wschodnią Azję, w pełni fizycznie i duchowo zespolić się z naszymi, mającymi duszę, (która w trakcie kulinarnej obróbki oddziela się od psiny i po „tęczowym moście” udaje się do psiego nieba), zdolnymi do miłości ulubieńcami i to bez naruszania zakazu zawartego w art. 6 ust. 2 pkt 16 ustawy o ochronie zwierząt. Należy przy tym zwrócić uwagę, że nasz stosunek do psów jest miarą naszego człowieczeństwa. Nie zapominajmy o tym.Myślę też, że realizacja tego interesującego zamierzenia jest konkurencyjna cenowo do dań serwowanych w innych naszych lokalach, chociażby ze względu na fakt powszechności występowania w naszym kraju tzw. „wsadu do garnka” oraz łatwość jego pozyskania i to bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów. Ponadto muszę stwierdzić, iż wyjście z tak interesującą ofertą na nasz ubogi rynek kulinarny bez cienia wątpliwości, wzbudziło żywe zainteresowanie wśród wszystkich wielbicieli psiuniek i suniek oraz pozwoliło nam Polakom, słynącym w świecie z tolerancji oraz otwartości do innych narodów i kultur, spojrzeć bardziej przyjaznym okiem na imigrantów ze wschodniej Azji, a szczególnie na ich bogate upodobania i doświadczenia kulinarne. Otwarcie tego lokalu na pewno spotkało się z życzliwym przyjęciem wśród warszawiaków i gości odwiedzających naszą stolicę. Przypuszczam również, że to niecodzienne wydarzenie odbiło się szerokim echem w pozostałych krajach Unii Europejskiej słynących z otwartości do wielokulturowości, a nam wypada złożyć temu Wietnamczykowi serdeczne gratulacje za nowatorski pomysł i życzyć mu samych sukcesów w prowadzeniu interesu.Już widzę oczyma wyobraźni kartę dań w tym lokalu – zupa „brązowe oczko” z fasolką, pekińczyk w warzywach, amstaf duszony w kapuście, jamnik w sosie koperkowym, doberman zapiekany w rondlu, marchewka z ozorem azora, befsztyk z buldoga, cynaderki z charta w buraczkach, pieczeń z owczarka, gulasz z bulteriera, brodacz po monachijsku, seter po irlandzku, rottweiler z pieca, potrawka z pudla, płucka z wyżła w sosie słodko-kwaśnym, kotlet mielony „a la kundel” z ziemniakami, a na deser – galaretka z suni w musie owocowym. No to cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko życzyć wszystkim miłośnikom psów przystępnych cen, no i oczywiście, „smacznego”. 

 

Cięzko być samemu w swiecie ze swoimi obsesjami

G
Gość
W dniu 22.06.2018 o 21:20, Kano napisał:

Brzeszczot...ja też jestem prawnikiem,ale to co Pan napisał...brak słów. Mogę jedynie dodać,że jeszcze tego roku ktoś bliski Pana sercu zachoruje na ciężką chorobę. Mam pomysł,żeby Pan nie zapomniał i pamiętał,że trzeba oddać niezwłocznie do jakiegoś hospicjum. Życie jest jedno!!! Bawmy się i radujmy. Aha,za rok będzie mógł Pan tę osobę zamienić na zdrową!!!!! Uha ha,ha.

Głupiejesz w tempie zastraszającym. Być może to groźna choroba. Usiłujesz człowieka porównywać do zwierzęcia.Być może masz t to zakodowane w genach po przodkach,małpach.

Ludzie chowają różne zwierzęta ale wcale przez ten fakt,te istoty nie stają się człowiekiem. Pozostają do śmierci zwierzęciem. Bardzo niedobrze,że są ludzie,którzy się do nich upodabniają. Proszą w ten sposób,aby ich traktować jak zwierzęta a nie jak ludzi.

Strach chodzić pomiędzy podobnymi istotami.Ich reakcje są też zwierzęce.

e
ekolożka wyborczyni PO
Czytając te wszystkie wasze komentarze nie mogę pozostać obojętna na ich treść i też postanowiłam zająć stosowne stanowisko w tej kwestii. Otóż w kontekście tej sprawy chciałabym zwrócić uwagę, iż zgodnie z unijnymi standardami, jakikolwiek pies (głośno szczekający, topiący się w Wisłoku, Sanie czy w innej rzece, zaniedbany, głodzony, dręczony, gwałcony, porzucony, bezdomny czy agresywny), jako żywa, mająca duszę, czująca ból i cierpienie oraz zdolna do miłości istota, której należy się poszanowanie, nie powinien być zabijany, sterylizowany lub pozbawiany wolności bez prawomocnego wyroku sądowego i osadzany w schronisku dla zwierząt, które to przybytki łudząco są podobne do obozów koncentracyjnych. Psy są tam pozamykane na kłódki w drucianych klatkach i przebywają w nich aż do naturalnej swojej śmierci, gdzie są pozbawione kontaktów z osobnikami płci przeciwnej, a cały teren takiego ośrodka odosobnienia jest szczelnie ogrodzony, że nawet mysz się nie prześliźnie. Jest to wyjątkowo skandaliczna sytuacja, nie można bowiem naruszać prawa do wolności w stosunku do naszych szaroburych braci nie będących już zwierzętami, ale jeszcze nie ludźmi. Zamykanie zatem niewinnych bezdomnych psów bez prawomocnych wyroków niezawisłych sądów w obozach koncentracyjnych lub łagrach zwanych „schroniskami dla zwierząt” jest bezprawne i kłóci się nie tylko z założeniami państwa prawa oraz unijnymi dyrektywami, ale z wszelkimi cywilizowanymi zasadami, którymi kierowali się założyciele – ojcowie Unii Europejskiej.
W tym miejscu warto wspomnieć, iż do wyjątkowo niesłychanego zdarzenia doszło w tzw. schronisku dla zwierząt w Kielcach. Otóż kilka lat temu ujawniono, że w tym godnym pożałowania przybytku od bliżej nieokreślonego czasu zwierzęta męczyły się w wyjątkowo skandalicznych warunkach. Otóż bezdomne psiunie były głodzone i pozbawione wody pitnej, a te, które umarły, były przerabiane na smalec. Klatki były brudne od psich odchodów, ponieważ komendantka tego obozu, będąca niezamężną kobietą, wydała rozkaz, aby psy same po sobie sprzątały. Niewykonanie tego rozkazu oraz za inne nawet te najdrobniejsze przewinienia psy były karane w wyjątkowo brutalny sposób. Otóż musiały stać bez odpowiedniej odzieży ochronnej przez wiele godzin na niezadaszonym placu apelowym w spiekocie, w deszczu lub na mrozie w zależności od pory roku. Natomiast na zapleczu tego obozu koncentracyjnego psy były poddawane selekcji rasowej, w wyniku której te najbardziej wartościowe, według uznania komendantki i obozowych kapo, były rozmnażane, a szczeniaki pokątnie sprzedawane.
Do podobnie bulwersujących zdarzeń dochodziło w kierowanym również przez kobietę – singielkę schronisku dla zwierząt w Korabiewicach pod Żyrardowem, gdzie z głodu psy zjadały innych swoich współbraci w niedoli. O dramatycznej sytuacji w tym z jednych z największych obozów koncentracyjnych dla psów w Polsce i Europie już dwa lata temu alarmowali obrońcy zwierząt i wolontariusze. Właściciele obozu i nadzorujący go lekarz weterynarii nie widzieli jednak problemu. Dopiero śmiałe i odważne nagłośnienie tej sprawy przez pracowników stacji telewizyjnej TVN24, jedynej opiniotwórczej telewizji w Polsce, specjalizującej się we właściwym kształtowaniu umysłów Polaków, pozwoliło na położenie kresu tym niecnym praktykom. Natomiast bliźniacza stacja TVN w programie „Uwaga” ujawniła inną również przerażającą historię. Otóż w Starachowicach lekarz weterynarii w majestacie prawa i na zlecenie władz miasta, niczym dr Josef Mengele – osławiony ponurą sławą nazistowski lekarz z Auschwitz, uśmiercał przy pomocy zastrzyków usypiających wszystkie złapane bezdomne psiunie w tym mieście. W ciągu kilku lat zamordował w ten sposób prawie trzysta niewinnych psiaków, mówiąc, że w ten sposób pomógł im uwolnić się z bólu i cierpienia.
Stosunkowo niedawno do przerażających zdarzeń doszło w Krakowie i Warszawie na ekskluzywnym osiedlu w Wilanowie. Otóż w obu tych przypadkach kobiety, prawdopodobnie singielki (jedna z nich jest sądową przysięgłą tłumaczką), przetrzymywały w swoich mieszkaniach po kilkadziesiąt psów, które wyły z głodu i wzajemnie się zjadały. Dopiero sądowy nakaz zezwolił wejść do tych mieszkań w asyście policji prawdziwym miłośnikom psów i wyprowadzić z nich słaniające się na nogach psiunki oraz wynieść ich zwłoki.
W tym miejscu rodzi się pełne bólu i goryczy pytanie – gdzie byli członkowie „Frontu Wyzwolenia Bezdomnych Zwierząt” i dlaczego w odpowiedni sposób nie zareagowali na te nazistowskie praktyki i nie zaopiekowali się bezdomnymi psami? Czy w ten sposób chcemy doprowadzić do wyrzucenia Polski z Wielkiej Wspólnoty Narodów Europejskich?
Najwłaściwszym rozwiązaniem tego typu bulwersujących kwestii spędzających sen z powiek postępowych i światłych Europejczyków, byłoby wybudowanie hoteli dla bezdomnych psów o odpowiednio wysokim standardzie z całodziennym pełnowartościowym wyżywieniem składającym się wyłącznie z potraw mięsnych (bez żadnych kasz i makaronów, najwyżej jakieś dodatki z egzotycznych świeżych warzyw), jak też z nieograniczonym dostępem do osobników płci przeciwnej, no i oczywiście stworzenie odpowiedniego urzędu ds. psów, który finansowałby i nadzorowałby funkcjonowanie takich placówek. Innym, niemniej jednak ważnym zadaniem takiego urzędu byłoby przeprowadzanie systematycznego monitoringu wszystkich psów w kraju pod kątem sprawdzenia, czy są szczęśliwe u swoich właścicieli. Wynik negatywny takiego badania kosztowałby właściciela psa, powiedzmy, tysiąc złotych lub więcej, według uznania pracownika urzędu ds. psów, w ramach nakładanej grzywny, a ukarany nie miałby żadnej prawnej możliwości odwoływania się do jakiegokolwiek organu administracji publicznej, czy też wnoszenia pozwu do sądu powszechnego w tej sprawie. Kolejną propozycją wygospodarowania środków finansowych na ten szczytny cel byłaby rezygnacja z wszelkich programów 500+, ewentualnie wydłużenie okresu oczekiwania chorych na dowolny i na pewno kosztowny zabieg medyczny, dajmy na to, do dziesięciu lat. Zaoszczędzone pieniądze w związku z naturalnymi zejściami świadczeniobiorców, ZUS i NFZ z urzędu przeznaczałby na opiekę nad psami oraz na funkcjonowanie niezbędnych do tego celu urzędów.
Tego typu posunięcia w niewątpliwy sposób pomogłyby budżetowi naszego zubożałego i zadłużonego państwa w wygospodarowaniu środków na rozwiązywanie psich problemów, a Polska jednocześnie zyskałaby ogromne uznanie w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Natomiast w przypadku śmierci psa, koszty pogrzebu powinny być pokrywane z budżetu Skarbu Państwa lub ze stosownych unijnych dotacji. W ten sposób dusza psa miałaby ułatwione wejście po tęczowym moście do nieba.
W kontekście tej sprawy należy wyraźnie podkreślić, że pieski zasługują też na osobne ministerstwo, ewentualnie rzecznika ds. psów. Urzędnicy tam pracujący powinni mieć zagwarantowane odpowiednie uposażenia wraz z prawem do pełnopłatnej emerytury po piętnastu latach wytężonej i odpowiedzialnej pracy. Ponadto należy zauważyć, że zgodnie ze słusznymi postulatami niektórych towarzystw opieki nad zwierzętami, pies powinien być przywiązany do człowieka, a nie do budy, natomiast handel naszymi szaroburymi braćmi powinien być bezwzględnie zakazany, ponieważ ten haniebny proceder kojarzy się z najczarniejszym niewolnictwem i w tej kwestii nikt nie powinien mieć jakichkolwiek wątpliwości.
Tego rodzaju odważne i nowatorskie kroki pozwoliłby nam, jako świeżo cywilizującym się, próbującym zrzucić klerykalne, ksenofobiczne, faszystowskie i nacjonalistyczne pęta, Europejczykom, śmiało spojrzeć w oblicze przywódców oraz mieszkańców krajów Starej Piętnastki, jak i też nowych członków Unii Europejskiej.
e
ekolożka nowoczesna

Kilka lat temu do zapierającego dech w piersiach horroru doszło w jednym z miast na Podkarpaciu. Otóż psy ze schroniska w tym mieście były wywożone do Niemiec. Dopiero ostry protest tamtejszych miłośników zwierząt o wyjątkowo patriotycznym nastawieniu położył kres tym haniebnym praktykom. Prawdopodobnie mieleckie psy po przywiezieniu na miejsce, były poddawane ostrej selekcji rasowej. Osobniki o czystym aryjskim pochodzeniu, np. owczarki alzackie i niemieckie, dobermany, brodacze monachijskie – sznaucery, płochacze niemieckie, posokowce bawarskie i hanowerskie, gończe niemieckie i westfalskie, czy dogi niemieckie, były umieszczane w ośrodkach Lebensbornu, gdzie poddawano je germanizacji, a następnie przekazywano do adopcji niemieckim rodzinom. Natomiast pozostałe psiuńki o wybitnie polskim i słowiańskim rodowodzie oraz mieszańce (Mischling) były obiektem różnych eksperymentów pseudonaukowych, po zakończeniu których gazowano i przerabiano je na nawóz dla roślin doniczkowych. Całą tą sprawę ujawnili, wyspecjalizowani w poszukiwaniu tego typu niesamowitych historii, pracownicy opiniotwórczej i niezwykle poczytnej gazety red. Adama M.

m
mec. February Furga
Z ogromną niecierpliwością, jak też z nieukrywaną satysfakcją spieszę podzielić się z wami, drodzy proeuropejscy postępowi i antyklerykalni forumowicze, wielce optymistyczną wiadomością o jednym ze sposobów rozwiązania „psich” problemów. Otóż kilka lat temu w Warszawie ruszył pierwszy w Polsce ekskluzywny lokal o jakże wdzięcznej nazwie „Hau-Hau”, w którym są podawane dania sporządzane wyłącznie z psiego mięsa, przypominającego w smaku delikatną wołowinę lub kozinę w zależności od rasy i miejsca pochodzenia pozyskanego surowca. Na ten wyjątkowo ciekawy pomysł wpadł, urodzony w naszym kraju i mieszkający w Wólce Kosowskiej, pewien Wietnamczyk, gdy dowiedział się o likwidacji schroniska dla zwierząt w Celestynowie w powiecie otwockim. Uznał, że polskie prawo zakazuje obcowania płciowego, porzucania lub znęcania się nad psami, ale nie zabrania uśmiercania ich przez upoważnione osoby w celu skrócenia cierpień, a następnie wykorzystania pozyskanego w ten sposób surowca do celów kulinarno-konsumpcyjnych, oczywiście po uprzednim odpchleniu, odrobaczeniu, no i też po przeprowadzeniu wymaganych polskim prawem, wzorowanym na unijnych standardach, niezbędnych badań weterynaryjnych i sanitarno-epidemiologicznych. Około dwieście bezpańskich, bezdomnych psiuń i suń czekało tam na potencjalnych właścicieli, a później, jak się okazało, na potencjalnych konsumentów.
Podzielam ten pogląd, gdyż, zgodnie z niepisaną starą rzymską zasadą „co nie jest zabronione, jest dozwolone”, nie było żadnych przeciwwskazań prawnych zabraniających temu odważnemu człowiekowi wejść na rynek z tak śmiałą inicjatywą. Lokal ten na pewno cieszy się dużym wzięciem i powodzeniem wśród smakoszy, a zwłaszcza wśród przyjaciół i miłośników psów, ponieważ konsumpcja potraw z psiny pozwala im, według wierzeń i przekonań ludów zamieszkujących wschodnią Azję, w pełni fizycznie i duchowo zespolić się z naszymi, mającymi duszę, (która w trakcie kulinarnej obróbki oddziela się od psiny i po „tęczowym moście” udaje się do psiego nieba), zdolnymi do miłości ulubieńcami i to bez naruszania zakazu zawartego w art. 6 ust. 2 pkt 16 ustawy o ochronie zwierząt. Należy przy tym zwrócić uwagę, że nasz stosunek do psów jest miarą naszego człowieczeństwa. Nie zapominajmy o tym.
Myślę też, że realizacja tego interesującego zamierzenia jest konkurencyjna cenowo do dań serwowanych w innych naszych lokalach, chociażby ze względu na fakt powszechności występowania w naszym kraju tzw. „wsadu do garnka” oraz łatwość jego pozyskania i to bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów. Ponadto muszę stwierdzić, iż wyjście z tak interesującą ofertą na nasz ubogi rynek kulinarny bez cienia wątpliwości, wzbudziło żywe zainteresowanie wśród wszystkich wielbicieli psiuniek i suniek oraz pozwoliło nam Polakom, słynącym w świecie z tolerancji oraz otwartości do innych narodów i kultur, spojrzeć bardziej przyjaznym okiem na imigrantów ze wschodniej Azji, a szczególnie na ich bogate upodobania i doświadczenia kulinarne. Otwarcie tego lokalu na pewno spotkało się z życzliwym przyjęciem wśród warszawiaków i gości odwiedzających naszą stolicę. Przypuszczam również, że to niecodzienne wydarzenie odbiło się szerokim echem w pozostałych krajach Unii Europejskiej słynących z otwartości do wielokulturowości, a nam wypada złożyć temu Wietnamczykowi serdeczne gratulacje za nowatorski pomysł i życzyć mu samych sukcesów w prowadzeniu interesu.
Już widzę oczyma wyobraźni kartę dań w tym lokalu – zupa „brązowe oczko” z fasolką, pekińczyk w warzywach, amstaf duszony w kapuście, jamnik w sosie koperkowym, doberman zapiekany w rondlu, marchewka z ozorem azora, befsztyk z buldoga, cynaderki z charta w buraczkach, pieczeń z owczarka, gulasz z bulteriera, brodacz po monachijsku, seter po irlandzku, rottweiler z pieca, potrawka z pudla, płucka z wyżła w sosie słodko-kwaśnym, kotlet mielony „a la kundel” z ziemniakami, a na deser – galaretka z suni w musie owocowym. No to cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko życzyć wszystkim miłośnikom psów przystępnych cen, no i oczywiście, „smacznego”.
k
katolik z fary
W dniu 22.06.2018 o 23:02, gosc napisał:

Zły dotyk boli całe życie.

Wiesz coś o tym? A kto i gdzie cię dotykali?

g
gosc
W dniu 22.06.2018 o 20:42, Daria . napisał:

 Drodzy miłośnicy i wielbiciele psiuń, suń i tym podobnych stworzeń, muszę pochwalić się, że też lubię psy. Inni zmieniają żony, a ja sobie średnio raz na rok zmieniam psa. Wolno mi tak postępować, ponieważ, zgodnie z obowiązującym prawem polskim i unijnym, można wziąć lub oddać za darmo każdego psiaka. Nie można nimi handlować, zakładać hodowli i ich rozmnażać, bez odpowiednich zezwoleń. Mając na uwadze te przepisy i fakty, nie muszę więc martwić się o jego ułożenie, wytresowanie, wyszkolenie, itp. Moim dzieciom pieski bardzo szybko się nudzą. Teraz to już siódma lub ósma psiunia jest w naszym domu. Zaraz ją śmiesznie nazwą, jakoś tak: „major”, „komuszko”, „bambi”, „gejek” lub „pedek” czy jakoś tak, trudno spamiętać te wszystkie imiona. Wyobraźcie sobie taką komendę „major do nogi”. Można paść ze śmiechu. Zawsze tak do wakacji trzymamy sobie takiego pieska, a jak już wyjeżdżamy na urlop, to oddajemy do schroniska, bo nie ma co z nim zrobić. Do samolotu z psem nas nie wezmą. Chociaż ostatnio to musiałem wywieźć na pewną wieś koło Warszawy, bo w schronisku nie chcieli i znajomi też nas pogonili. Pojechałem więc do tej wsi i zapytałem pierwszego lepszego chłopa z brzegu, czy nie chce psa, oczywiście za darmo. Nie chciał. Powiedziałem, że dopłacę do niego 50 zł. Chłop wtedy chętnie wziął i mało co ręki mi nie urwał. Stać mnie na taki gest, dałbym mu nawet stówę, gdyby chciał, jestem prawnikiem, pracuję w znanej warszawskiej kancelarii adwokackiej i dobrze tam zarabiam. Jednak nie wiem jak jest u was na prowincji, ale u nas to podwarszawskie chłopstwo jest strasznie pazerne na pieniądze, za parę groszy, to nawet gówno by wziął. Do lasu psa nie chcę wypuszczać, zabijać go siekierą, przywiązywać za głowę do samochodu, zostawiać na torach kolejowych przed pędzącym pociągiem, czy wyrzucać do rzeki i w ten sposób pozbywać się kłopotu, bo to niehumanitarne, no i oczywiście niezgodne z polskim prawem i unijnymi standardami. Nie chciałbym też w ten sposób obciążać swojego sumienia. Przecież pies to nie zabawka, lecz zdolna do miłości i mająca duszę istota, która po śmierci trafia po „tęczowym moście” do nieba, a nasz stosunek do psów jest miarą naszego człowieczeństwa. Innym razem sprzedałem kaganiec i smycz z mojego psa, a jego samego w ramach promocji dorzuciłem gratis znajomemu Wietnamczykowi (honor nie pozwalał mu brać czegokolwiek za darmo), który prowadzi taki przyuliczny bar o wdzięcznej nazwie „Hau hau”. Wolno mi było tak postąpić, prawo unijne i polskie zezwala na nieodpłatne przekazywanie psów jakimkolwiek osobom. Zawsze tak robię przed wakacjami, jak nie chcą wziąć psinki do schroniska. Dziwię się, że właściciele schronisk dla bezdomnych psów nie wejdą w układy z Chińczykami, Wietnamczykami czy Koreańczykami. Przecież oni bardzo lubią psy, tak jak my Polacy lubimy drób czy świnki. Taka współpraca byłaby korzystna dla wszystkich, no i naturalnie, zgodna z unijnym i polskim prawem, a w takich schroniskach byłoby czysto, schludnie i nie byłoby przegęszczenia, co też byłoby zgodne z wszelkimi unijnymi dyrektywami i standardami. A na prawie znam się, ponieważ jestem, jak już wspomniałem, prawnikiem.Po powrocie z wakacji zawsze bierzemy nowego psiaka ze schroniska lub z zarejestrowanej hodowli, bo dzieci by zaraz się dopytywały gdzie piesek. Byłbym bez serca, gdybym tak nie postąpił, w przeciwnym razie moje dzieci mogłyby też mnie oddać do schroniska, gdy będę już stary. A tak mają nowego, a w domu robi się jakoś radośniej. Zawsze sprawiamy sobie młode pieski, mają takie fajne, mokre i pocieszne mordki, no i takie, wiadomo, nie odgryzą dziecku główki, rączki lub paluszka, no i oczywiście robią małe zdrowe kupki, podobne do kupek „bruna” z telewizyjnej reklamy, a jak się moim dzieciom znudzą, to zaraz ktoś ze wsi, czy ze schroniska je sobie weźmie. Oczywiście za darmo. 

Zły dotyk boli całe życie.

Wróć na i.pl Portal i.pl