„W połowie drogi” - napisały Królewskie Holenderskie Siły Powietrzne (Koninklijke Luchtmacht) w swoich mediach społecznościowych. Przypomnijmy, że pod koniec stycznia br. do Malborka dotarł około 170-osobowy kontyngent z ośmioma samolotami F-35, by 1 lutego rozpocząć z jednej strony - dwumiesięczną natowską misję, a z drugiej – intensywne szkolenie lotnicze z sojusznikami.
F-35 po raz pierwszy w Malborku. To okazja do wspólnych intensywnych ćwiczeń
Do treningów powietrznych wykorzystywane są cztery F-35. Piloci muszą umieć latać w każdych warunkach, co wymaga wielu szkoleń we własnym gronie oraz z różnymi partnerami z NATO. Tak już było w tym przypadku. Holendrzy informują, że w lutym ich oddział miał okazję współpracować z kolegami z sił powietrznych z Polski, Ameryki, Francji, Niemiec i Anglii.
Szkolimy się naprawdę na wysokim poziomie, m.in. z amerykańskimi F-15, niemieckimi Eurofighterami, francuskimi Rafale, polskimi F-16 i MiG-29, samolotami AWACS (wczesnego ostrzegania – dop. red.), samolotami do tankowania, a czasem także z systemami obrony przeciwlotniczej Patriot. Ćwiczenia te są inicjowane przez Dowództwo Sojuszniczych Sił Powietrznych w Ramstein w Niemczech – relacjonują Królewskie Holenderskie Siły Powietrzne.
Podczas misji szkoleniowych piloci ćwiczyli utrzymywanie przewagi powietrznej, atakując nadlatujące symulowane samoloty i pociski manewrujące. Inne scenariusze zakładały niszczenie systemów obrony powietrznej wroga oraz powiązanych z nimi systemów dowodzenia i kierowania ogniem na ziemi. Podstawowe manewry myśliwcem, manewrowanie w walce powietrznej, taktyczne przechwytywanie – to kolejne rodzaje szkolenia.
- Dzięki powyższym misjom piloci byli w stanie wyszkolić się więcej niż wystarczająco, a jakość była również dobra. Efektem tych lotów jest to, że NATO staje się silniejsze, bo misje są planowane, przeprowadzane i oceniane z partnerami. Na tym polega prawdziwy zysk dla naszych pilotów, ponieważ to również czyni ich lepszymi – informuje holenderskie lotnictwo.
Z Malborka pomagają strzec natowskiego nieba
Przypomnijmy, że cztery z ośmiu F-35 są przypisane tylko Air Policing, czyli wzmocnionego dozoru przestrzeni powietrznej na wschodniej flance NATO. To nieustanny dyżur, podczas którego samoloty muszą być utrzymane w gotowości do startu w każdej chwili, gdy tylko przyjdzie sygnał z Centrum Dowodzenia Operacjami Powietrznymi w niemieckim Uedem.
Dyżurna para pilotów ma około kwadransa, by znaleźć się w powietrzu i polecieć na spotkanie z intruzem. W naszych realiach ściśle związanych z bliskością obwodu kaliningradzkiego sprowadza się to do „przechwytywania” rosyjskich samolotów wchodzących w przestrzeń nad wodami międzynarodowymi. Te prowokacyjne działania niosą z sobą niebezpieczeństwo dla samolotów pasażerskich, ponieważ Rosjanie są dla nich „niewidoczni”. Latają z wyłączonymi transponderami, a wcześniej nie zgłaszają planu lotu.
Nad tym, by para dyżurna mogła bezproblemowo wystartować, czuwają technicy lotniczy. Szef ekipy technicznej holenderskiego kontyngentu wyjaśnia, na czym polega ich praca.
- Podczas aktywacji alarmu szybkiego reagowania (QRA), asystuję pilotom jako mechanik. To pozwala im szybko wzbić się w powietrze. Przeprowadzamy szyfrowanie, gdy samolot o nieznanej tożsamości zostanie wykryty na radarze lub jeśli nie można nawiązać z nim kontaktu. Jesteśmy wówczas alarmowani przez dowództwo bojowe w Uedem i tu w Polsce. Po lotach zapewniamy, że F-35 było gotowe do następnego startu – tłumaczy szef techników cytowany na profilu Koninklijke Luchtmacht na Facebooku.
ZOBACZ TEŻ: Holendrzy na F-35 przechwycili nad Bałtykiem trzy rosyjskie samoloty wojskowe
Do tej pory Ministerstwo Obrony Holandii poinformowało oficjalnie o jednym przypadku przechwycenia trzech rosyjskich samolotów przez F-35. O drugiej takiej sytuacji napisała na Twitterze Kajsa Ollongren, minister obrony Holandii, który 22 lutego przebywała z wizytą na lotnisku 22 BLT.
Podczas wizyty w Polsce w holenderskim oddziale F-35 byłam świadkiem szybkiej akcji dwóch naszych F-35 w celu zidentyfikowania i prawdopodobnie przechwycenia dwóch rosyjskich samolotów. Ostatecznie to drugie nie było konieczne – przekazała Kajsa Ollongren.
Misja kontyngentu Koninklijke Luchtmacht w Malborku potrwa do końca marca.
