Oczernianie kogoś na internetowych forach i portalach społecznościowych to typowy przejaw "trollowania". Internautę zdemaskował… Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
- W takich przypadkach można poprosić o pomoc prokuraturę albo GIODO - mówi mecenas Maciej Obrębski, reprezentujący Grzegorza Kordeczkę, właściciela szkalowanej firmy. - My wybraliśmy drugą ścieżkę.
Grzegorz Kordeczka, właściciel poznańskiej firmy "WebDoctor" zajmującej się m.in. pozycjonowaniem stron w internecie, na własnej skórze przekonał się, jak bardzo mogą zepsuć reputację firmy wpisy trolli, anonimowych oszczerców internetowych. O jego przypadku pisaliśmy rok temu, kiedy zdecydował się walczyć z kłamstwami, które na temat jego firmy wypisywano na portalach zawierających "prawdziwe i rzetelne opinie o pracodawcach". Za odpowiednią opłatą mógł skorzystać z ochrony, którą portale proponują atakowanym na nich firmom: negatywne wpisy zastępują pozytywnymi, które sami piszą.
Tyle że Grzegorz Kordeczka nie zamierzał płacić haraczu za to, by mieć święty spokój w internecie. W efekcie autor wpisu na portalu GoWork: "Web-doctor bierze kasę od klientów i nie wykonuje zlecenia gorzej byłoby poprawiać po nieudolnych pracach tej firmy. OMIJAĆ ŁUKIEM" znalazł się na ławie oskarżonych. Tam nie jest już anonimowym Crystalem, tylko posiadającym imię i nazwisko właścicielem konkurencyjnej firmy. Proces wytoczony z prywatnego oskarżenia rozpoczął się w październiku od próby ugody. Nie doszło do niej, co oznacza, że o wyroku zdecyduje sąd.
- Sami decydujemy o tym, czym jest internet - mówi Grzegorz Kordeczka. - I wcale nie musi to być miejsce, w którym wolno komuś bezkarnie nas oczerniać.
Prywatny akt oskarżenia to na razie jedyna możliwość postawienia internetowego trolla przed sądem. Prokuratura wkracza z aktem oskarżenia tylko w przypadkach ważnego interesu społecznego, czyli rzadkich. Bywa jednak bardzo pomocna w ustaleniu tożsamości kogoś, kto mylnie jest przekonany o tym, że anonimowość w sieci gwarantuje mu całkowitą bezkarność. Wpis pozostawiony w sieci przypomina bowiem odciski palców pozostawione na miejscu przestępstwa.
- Możemy je zidentyfikować - mówi Anna Pacholik, szefowa Prokuratury Rejonowej w Złotowie. - Anonimowość jest pozorna. Każde wejście do internetu i każdy wpis pozostawia ślad. Prokuratorzy mają narzędzia, by ustalić prawdziwą tożsamość internauty. Musi być jednak uzasadniony powód ścigania kogoś za zniesławienie.
Takie sprawy toczą się w postępowaniu prywatnoskargowym i jeżeli nie ma w nich "interesu społecznego", kończą się umorzeniem. Tyle że pokrzywdzony zna już tożsamość swojego trolla i może skorzystać z tej wiedzy, by skierować przeciwko niemu prywatny akt oskarżenia. Z pomocy prokuratury skorzystał w przeszłości złotowski radny Wiesław Fidurski, kiedy na jednym z lokalnych portali ukazały się wpisy szkalujące jego i jego rodzinę. Właścicielką numeru IP komputera, z którego pochodziły wpisy, okazała się… córka burmistrza. Radny nie zdecydował się jednak oddać jej do sądu.
A sprawę nagłośnił w… internecie po tym, jak nie doczekał się słowa "przepraszam".