Nie był nadzwyczajnym człowiekiem. Jeśli jednak jakaś nadzwyczajność ujawniała się w jego obecności, prosił o dyskrecję. I zawsze starał się, by ten, który doświadczał cudu nawrócenia czy uzdrowienia, był przekonany, że to działanie Boga. I to na niego nieustannie wskazywał.
Książka Torniellego chyba po raz pierwszy ukazuje Jana Pawła II jako człowieka i świętego. Autor zderza w niej nieznane dotąd szczegóły z życia prywatnego Jana Pawła II z wydarzeniami, których w pewnym stopniu wszyscy byliśmy świadkami.
Źródłem tych pierwszych są: osobisty sekretarz kard. Stanisław Dziwisz, drugi sekretarz bp Emery Kabongo, fotograf osobisty Arturo Mari, najbliższy przyjaciel papieża kard. Andrzej Maria Deskur, sekretarz Papieskiej Rady ds. Świeckich prof. Guzman Carriquiry oraz osoba, która nigdy dotąd nie udzielała wywiadów - siostra zakonna z prywatnych apartamentów papieża. I ta ostatnia relacja jest chyba jedną z najważniejszych.
Zakonnica miała wgląd w najbardziej osobiste momenty życia następcy św. Piotra. Jego centrum była głęboka rozmowa z Bogiem. Oto relacja, którą przytacza Tornielli:
"Papież Jan Paweł II miał silną wiarę i akceptował wszystko, będąc przekonanym, że to Bóg kieruje jego życiem. Często powtarzał wyznanie Piotra: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". W chwilach trudnych modlił się jeszcze więcej i codziennie przyjmował pogodnie wszystko, co mu się wydarzało. Akceptował choroby i operacje ze spokojem i zawierzeniem się woli Bożej. W codziennym życiu - kontynuuje zakonnica - był bardzo wyważony, systematyczny, spokojny i pogodny. Jego osoba promieniowała pogodą ducha i radością. Wymagał od siebie surowej dyscypliny w wypełnianiu codziennych obowiązków. Robił wszystko, co do niego należało, nie odkładając niczego na jutro. Nie wiem, o której wstawał, bo nawet gdy prosił, by go obudzić, kiedy przychodziłyśmy, był już na nogach. Wszystkie jego kontakty, spotkania z ludźmi podyktowane były umiłowaniem Bożej chwały i miłością do Chrystusa, Dobrego Pasterza. (...) Kontemplował ciągle i wsłuchiwał się w Boga. Często, kiedy rozdawał komunię, słyszeliśmy, jak powtarzał sobie intencję modlitwy, na przykład za Azję albo za Kurię Rzymską.
Któregoś razu poprosiłam go, żeby pomodlił się za moją mamę w rocznicę jej śmierci. Odpowiedział mi: "Ależ ja się za nią modlę codziennie". I tak samo odpowiadał innym, którzy prosili go o modlitwę. (...)
Kiedy przechodził obok krzyża, który znajdował się na balkonie, zawsze go całował. Ojciec Święty, będąc w kaplicy, każdego dnia całował przechowywane tam relikwie. Przed audiencjami udawał się zawsze do kaplicy na dłuższą modlitwę. To samo robił przed posiłkami, gdy miał gości. Do celebracji mszy świętej, której nigdy nie opuścił, zaczynał się przygotowywać już poprzedniego wieczoru, odmawiając po łacinie modlitwy wstępne. W nocy przypominał sobie intencje, w jakich miał sprawować mszę następnego ranka".
Tornielli zamieszcza świadectwa, które to obrazują:
"Tak było, gdy w obecności Jana Pawła II wyzdrowiał syn włoskiej dziennikarki Margarity Enrico: "Weszliśmy do kaplicy. Papież klęczał i w milczeniu adorował Najświętszy Sakrament. Oprócz Francesca był ze mną także mąż i nasza starsza córka. Uczestniczyliśmy we mszy świętej odprawianej przez Ojca Świętego, a potem wprowadzono nas do jego gabinetu na krótką rozmowę w cztery oczy. (...)
Jan Paweł II dotknął ręką twarzy chłopca. I nastąpiła zupełna przemiana. Powiedział od razu: "Mamo, tato, dobrze się czuję! Już nie jestem zmęczony!". Był wesoły i zadowolony. Opowiedział nam o swoich odczuciach, o cieple, które poczuł, kiedy Ojciec Święty go błogosławił. My się z niego podśmiewaliśmy, mówiliśmy mu, żeby się nie łudził, żeby nie dał się oszukać chwilowym wrażeniom. Jak się później okazało i co potwierdziły badania lekarskie, jego system odpornościowy został wzmocniony w nadzwyczajny sposób. I wrócił do pełnego zdrowia. Ale o tych wydarzeniach najpewniej na prośbę papieża dziennikarka zdecydowała się opowiedzieć po jego śmierci".
O podobnym doświadczeniu, które przeżył amerykański biznesmen, opowiada kard. Stanisław Dziwisz. Przyjmując komunie z rąk papieża, został uzdrowiony z raka mózgu. Biznesmen był wierzącym wyznania mojżeszowego. Jeden z księży z otoczenia Jana Pawła II nie był zadowolony, gdy dowiedział się, że żyd przyjął sakrament katolicki. Nie wiedział jednak, co się wówczas dokonało. - To znak, że moc boża wykracza poza wszelkie ludzkie schematy... - konkluduje kard. Dziwisz.
Nie wynika ona z nadzwyczajności czy nadnaturalności postaci tego człowieka. Tornielli wyjaśnia to dokładnie, przywołując wspomnienie pielgrzymki Jana Pawła II do Izraela. Ówczesny rzecznik biura prasowego Joaquin Navarro-Valls miał powiedzieć papieżowi, jak bardzo dziennikarze są przejęci jego pielgrzymką. Papież spojrzał na niego, potem na nas oczami tryskającymi radością i powiedział: "Wy przejęci? No to wyobraźcie sobie, co ja czuję". I tu pada najważniejsze stwierdzenie tej książki, dla której wszystko inne jest ilustracją.
Odkryliśmy, jaki był jego sekret. Jego sekretem był Bóg, całkowite zanurzenie się w nim - podkreśla Tornielli. Książka Torniellego najprawdopodobniej jest pierwszą od 28 lat, która ukazuje życie wewnętrzne Jana Pawła II w taki sposób, jak on sam o nim opowiadał francuskiemu dziennikarzowi i filozofowi André Frossardowi. Chciał być bardziej człowiekiem niż świętym.
Fragment książki Andrei Torniellego "Santo subito. Tajemnice świętości Jana Pawła II"
ch oddanie było całkowite, nieograniczone. Od piątej rano do północy z bezwzględną pokorą troszczyły się codziennie o apartament, przygotowywały jedzenie dla Ojca Świętego, dla gości. Wykonywały wszystkie niezbędne prace, żeby apartament Papieża był jego prawdziwym domem. I modliły się - co dzień na zmianę adorowały Najświętszy Sakrament".
Bardzo poruszyły mnie te słowa. Jan Paweł II swym ciągłym zanurzeniem w Bogu, w modlitwie "zarażał" wszystkich dokoła. (...) Zrozumiałem, że świadectwo jednego z tych "aniołów", jednej z sióstr posługujących Ojcu Świętemu, będzie decydujące. Nie wyobrażałem sobie jeszcze, że dokonam pewnego ważnego odkrycia. Skontaktowanie się z którąś ze służebnic Najświętszego Serca Pana Jezusa, które pracowały w papieskim apartamencie, nie było łatwe. Były świadkami życia prywatnego Papieża, jego pobożności, jego długich modlitw, tego, w jaki sposób przyjmował próby i cierpienie fizyczne aż do ostatniego dnia, i chciały te wspomnienia zachować w sercu. W końcu jednak osiągnąłem swój cel.
Jedna z sióstr obiecała, że opowie o "swoim" Papieżu pod warunkiem, że nie ujawnię jej imienia. Ma miłą i uśmiechniętą twarz, jest przyzwyczajona do życia w ukryciu, nigdy nie chciała udzielać wywiadów. (...)
Siostra opisuje ostatnie dni życia Jana Pawła II, podczas których, jak opowiada, "odnowiło się w pewien sposób misterium Chrystusa, który >>umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował<<".
"W czwartek 30 marca o 11.00 rano Ojciec Święty celebrował mszę w prywatnej kaplicy z pomocą dwóch sekretarzy. Czuł się źle już w trakcie liturgii, ale odprawił ją do końca, z wielkim trudem, nim po raz ostatni opuścił kaplicę. Natychmiast położono go do łóżka i wezwano na pomoc lekarzy. Zaczął tracić siły, ale nie chciał opuścić żadnej z odmawianych zazwyczaj modlitw. Tego popołudnia powtarzał wciąż >>Godzinę Świętą<<, którą odmawiał w każdy czwartek. Przeczytaliśmy w jego obecności tekst. Zacytuję go panu: >>Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich<<. Ten kielich był już pełen. >>Chrystus, który uczestniczył, musi to nastąpić, a jednocześnie On, który w pełni uczestniczy w Bożej miłości, wie, że nie może się stać inaczej<<. Pamiętam go zawsze w komunii z Jezusem, w nieustannym dialogu z Nim dla zbawienia całego świata. Modlił się o miłosierdzie dla świata. Kontemplował zawsze i wsłuchiwał się w tę miłość, która jest samym Bogiem. Podczas tamtej >>Godziny Świętej<< Jan Paweł II po raz kolejny przeżył osamotnienie Jezusa w Getsemani i wciąż poszukiwał tej utraconej godziny, by zadośćuczynić opuszczeniu i samotności Mistrza. >>Nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną<<.Ojciec Święty podczas >>Godziny Świętej<< był świadomy. Pamiętam, że gdy odmawialiśmy Litanię do Chrystusa Kapłana i Żertwy, przy słowach: Sacerdos et victima, widząc moje wzruszenie, podniósł rękę w geście pocieszenia. Modliliśmy się i czuwaliśmy całą tę noc u jego wezgłowia.W piątek o 6.00 rano - kontynuuje polska zakonnica - odprawiono mszę przy jego łóżku. Uczestniczył w niej. Odmówiliśmy także godziny brewiarza i inne modlitwy. Papież nalegał, by odprawić drogę krzyżową i by czytać mu Ewangelię św. Jana. Przychodzili do niego kardynałowie, biskupi, siostry zakonne, najbliżsi współpracownicy z Kurii, aby się pożegnać. Klękali przy łóżku, całowali go w rękę, a on błogosławił ich wzrokiem. Również w sobotę rano odprawiono mszę u jego wezgłowia. Także i tym razem zdołał uczestniczyć w odmawianiu brewiarza i w innych modlitwach. Oddychał z wielkim trudem i dlatego podawano mu tlen.
Tego popołudnia przyszedł spowiednik Jana Pawła II o. Antoni Mruk, jezuita. Po spowiedzi Papież uczestniczył w różańcu i w nieszporach, które odmawialiśmy. Około ósmej wieczorem sekretarz, bp Stanisław Dziwisz, postanowił koncelebrować mszę przy łóżku. Była to msza wigilii Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Przewodniczył kard. Marian Jaworski, który udzielił Ojcu Świętemu sakramentu namaszczenia chorych. Biskup Dziwisz podał Komunię Świętą na łyżeczce, kilka kropli Najświętszej Krwi. Jan Paweł II oddychał z coraz większym trudem. Po skończonej mszy uklękliśmy przy łóżku, by złożyć dziękczynienie, i pozostaliśmy tak aż do końca, do ostatniej chwili jego ziemskiej egzystencji, podczas gdy jego oddech stawał się coraz rzadszy i wreszcie ustał zupełnie. Głowa była lekko przechylona na prawą stronę, twarz nabrała w tym momencie pogodnego wyrazu".
Siostra nie ma wątpliwości: "Papież Jan Paweł II miał silną wiarę i akceptował wszystko, będąc przekonanym, że to Bóg kieruje jego życiem. Często powtarzał wyznanie Piotra: >>Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego<<. W chwilach trudnych modlił się jeszcze więcej i codziennie przyjmował pogodnie wszystko, co mu się wydarzało. Akceptował choroby i operacje ze spokojem i zawierzeniem się woli Bożej. W codziennym życiu - kontynuuje zakonnica - był bardzo wyważony, systematyczny, spokojny i pogodny. Jego osoba promieniowała pogodą ducha i radością. Wymagał od siebie surowej dyscypliny w wypełnianiu codziennych obowiązków. Robił wszystko, co do niego należało, nie odkładając niczego na jutro. Nie wiem, o której wstawał, bo nawet gdy prosił, by go obudzić, kiedy przychodziłyśmy, był już na nogach.
Wszystkie jego kontakty, spotkania z ludźmi podyktowane były umiłowaniem Bożej chwały i miłością do Chrystusa, Dobrego Pasterza. Pomimo zmęczenia chciał się spotkać ze wszystkimi. Odwiedzał więzienia i usiłował zanieść tam Chrystusa. Pozdrawiał zawsze słowami: >>Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus<<. Pragnął, by Chrystus był zawsze uwielbiony. W kaplicy całował ziemię i modlił się, klęcząc na podłodze".
Jan Paweł II, Papież pielgrzym, Papież podróżnik, "podróżował" także podczas modlitwy. "Żył zawsze w jedności z Chrystusem. Rozmawiał z Nim bezustannie o zbawieniu całego świata. Prosił o miłosierdzie dla świata. Codziennie w modlitwie odwiedzał wszystkie kontynenty i narody, miasta i wsie. Odwiedzał nuncjatury, siedziby biskupów, seminaria, klasztory, więzienia, szpitale i sierocińce, kongregacje Kurii Rzymskiej i wszystkie rodziny. Bywało, że podczas modlitwy prosił, by przypomnieć mu nazwę jakiegoś kraju albo miasta, za które chciał się pomodlić. Kontemplował ciągle i wsłuchiwał się w Boga. Często, kiedy rozdawał komunię, słyszeliśmy, jak powtarzał sobie intencję modlitwy, na przykład za Azję albo za Kurię Rzymską.
Któregoś razu poprosiłam go, żeby pomodlił się za moją mamę w rocznicę jej śmierci. Odpowiedział mi: >>Ależ ja się za nią modlę codziennie<<. I tak samo odpowiadał innym, którzy prosili go o modlitwę. (...) W nocy, gdy nie mógł spać, modlił się i kiedy jeszcze był w stanie sam się poruszać, wychodził na balkon, klękał na posadzce, opierał się o murek i pozostawał tam pogrążony w modlitwie. Kiedy przechodził obok krzyża, który znajdował się na balkonie, zawsze go całował. Ojciec Święty, będąc w kaplicy, każdego dnia całował przechowywane tam relikwie. Przed audiencjami udawał się zawsze do kaplicy na dłuższą modlitwę. To samo robił przed posiłkami, gdy miał gości. Do celebracji mszy świętej, której nigdy nie opuścił, zaczynał się przygotowywać już poprzedniego wieczoru, odmawiając po łacinie modlitwy wstępne. W nocy przypominał sobie intencje, w jakich miał sprawować mszę następnego ranka. (...)
W tym momencie siostra przerywa na chwilę. Przygotowuje się do uchylenia rąbka tajemnicy "swojego" Papieża. "Bardzo często - szepcze - poddawał się umartwieniom cielesnym. Słyszałyśmy to, bo w Castel Gandolfo mój pokój znajdował się stosunkowo blisko jego pokoju. Dawał się słyszeć odgłos uderzeń, gdy się biczował. Robił to, kiedy jeszcze był w stanie sam się poruszać".
Tak więc Jan Paweł II, papież, który stracił całą rodzinę, zanim został kapłanem, który przeżył zamach w 1981 roku, poddawał się także cielesnym umartwieniom, biczując się. To odkrycie jednoczy Jana Pawła II z innym papieżem, bardzo mu bliskim, Pawłem VI. Rzeczywiście, po śmierci Pawła VI zarówno jego osobisty sekretarz Pasquale Macchi, jak i drugi sekretarz John Magee wyjawili, że papież z Brescii podczas niektórych ceremonii "nosił Włosienicę wokół bioder, żeby lepiej pamiętać o krzyżu".