Jastrzębie, Rybnik: Przyszedł na widzenie z dziećmi, wpadł w szał. Atakował siekierą, podpalił auto. Ale nie pójdzie siedzieć...[ZDJĘCIA]
Krzysztof G., mieszkaniec Rybnika, pojawił się pod domem teściów – Stanisława i Jadwigi Ł. W obecności byłej żony Joanny mógł się zobaczyć z dziećmi – widzenia przyznał mu wcześniej sąd. Feralnego dnia przyszedł jednak uzbrojony w siekierę, w ręku miał pięciolitrowy baniak z benzyną. Podpalił mercedesa zaparkowanego pod domem, ogień uszkodził w domu rynny. Uszkodził też dwa inne auta: rozbił między innymi reflektory w dwóch fiatach panda, potem uderzał w drzwi wejściowe siekierą.
“Otwierać, bo was wszystkich zapier...- wrzeszczał. Domownicy byli przerażeni, pani Joanna z dziećmi wymknęła się tylnym wejściem do sąsiadów, w domu przebywał jeszcze jej brat Marcin z dzieckiem i rodzice. Zadzwonili na policję, która dosyć szybko pojawiła się na miejscu, zanim furiat zdążył zrobić komukolwiek krzywdę.
- Chował się w krzakach, nie stawiał oporu podczas zatrzymania. Został obezwładniony, założono mu kajdanki – wyjaśniał Bartosz Frątczak z jastrzębskiej policji. Policjanci gaśnicami gasili płonącego mercedesa, a sąsiedzi polewali ogrodowymi wężami dom, by nie zajął się ogniem...
Nie przegapcie
Mężczyźnie zarzucono sprowadzenie zagrożenia dla zdrowia i życia domowników, biegły z zakresu pożarnictwa uznał, że ogień z auta, w wyniku wybuchu baku z paliwem, mógł doprowadzić do pożaru domu, więc realnie zagrażał domownikom. Ponadto mężczyzna dostał zarzut kierowania gróźb karalnych i zniszczenia mienia.
Śledztwo przeprowadziła prokuratura rejonowa w Jastrzębiu.
Przyznał się do winy, stwierdził, że głosy w głowie kazały mu złapać za siekierę i zaatakować – wyjaśnia prokurator Jacek Rzeszowski, szef Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu-Zdroju.
Od początku śledczy mieli podejrzenia, że jest poważnie chory, więc wysłano go na obserwację psychiatryczną, by sprawdzić, czy może odpowiadać za swoje czyny. Biegli lekarze nie mieli wątpliwości: sprawca w chwili zdarzenia był niepoczytalny.
- W efekcie więc skierowaliśmy wniosek o detencję, czyli przymusowe osadzenie w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym na leczenie – wyjaśnia prokurator Jacek Rzeszowski.
Krzysztof G. nie trafi więc do więzienia. Detencja oznacza minimum półroczne leczenie w zamknięciu, a później kolejna obserwacja, następnie decyzja o ewentualnym przedłużeniu – w polskim warunkach detencja trwa średnio kilka lat.
Zobaczcie koniecznie
Rozwiąż quiz. Dasz radę
Bądź na bieżąco i obserwuj
