Jerzy Stuhr: Profesor prowadzący moje leczenie spodziewał się, iż przeżyję góra cztery miesiące

Dorota Abramowicz
Jerzy Stuhr z racji swoich doświadczeń doczekał się miana  "naczelnego rekonwalescenta kraju"
Jerzy Stuhr z racji swoich doświadczeń doczekał się miana "naczelnego rekonwalescenta kraju" fot. Tomasz Bołt
Z Jerzym Stuhrem, aktorem i reżyserem, ambasadorem kampanii hospicyjnej "Zdrowa rozmowa pomaga leczyć" - rozmawia Dorota Abramowicz

Czy słowa potrafią leczyć?
Podczas pobytu w szpitalu przyszła do mnie 16-letnia może dziewczyna, poprosić o autograf. Spojrzałem na nią i powiedziałem "wyzdrowiejesz!". Potem od lekarzy usłyszałem, że ta dziewczynka, po powrocie ode mnie, bardzo się zmieniła. Nabrała optymizmu, zaczęła wypełniać polecenia lekarzy. Pomyślałem wtedy - uważaj. Słowa dają dużą władzę, to tak, jakbym miał broń...

Może to być broń obosieczna.
To prawda. Kiedy zachorowałem, rodzina otrzymywała pełne informacje o moim stanie. Najtrudniejsze, że nikt nie mógł powiedzieć, kiedy i jak to się skończy. Słyszałem: zobaczymy, co z tego wyrośnie, jak organizm wytrzyma... Pacjent w mojej sytuacji zostaje wprowadzony w stan cierpliwości. Od lekarzy dostałem zimny prysznic. Dowiedziałem się, że w tej chorobie trzeba mieć szczęście. Profesor, który prowadził moje leczenie, dopiero później zaczął mówić, że się spodziewał, iż przeżyję góra cztery miesiące.

W książce - dzienniku czasu choroby "Tak sobie myślę" pisze Pan, że "profesor rzetelnie, poważnie i surowo" informował Pana o zdrowiu, co dla organizmu było wyzwaniem do walki, a przemiła pani doktor Behrendt krzepiła, opowiadając o pozytywnych przypadkach wyjścia z podobnej niedoli...
Spotkałem bardzo dobrych lekarzy, na przykład w Zakopanem, dokąd ciągle jeżdżę co parę miesięcy po różnych zabiegach. Wcześniej ordynator tego oddziału zadzwonił do mnie - niech pan przyjedzie. Byłem wtedy już po leczeniu w Gliwicach w najgorszym momencie, zaczynałem tracić cierpliwość, nie mogłem nic jeść. Miałem rurkę w przełyku, połykałem jakieś papki. I on mnie obejrzał, zaproponował wyciągnięcie tego wszystkiego. Tłumaczył - jak pan to sobie wyobraża, siedzi pan sobie w restauracji na obiedzie i połyka jakąś tam papkę? Przy czym powiedział bardzo ważne dla mnie słowa - ja wiem, że tego nowotworu tam już pan nie ma. Bardzo mi to pomogło.

Wszyscy pomagali słowem?
Miałem też kontakt z lekarzami, którzy na moje dopytywanie o rokowania odpowiadali: niech pan zajrzy do internetu i przeczyta o przerzutach do mózgu. Zastanawiałem się - po co mi taka wiedza? W książce napisałem też o pewnym doktorze, który w dniu mojego wyjścia ze szpitala, po zakończonej terapii, podszedł do mnie i mówiąc, "gdy pan tu wróci...", wręczał mi skierowanie, na przyszłość, do poradni przeciwbólowej. Niby takie zwykłe słowa, ale pacjent w mojej sytuacji jest wyczulony, nadwrażliwy. Nie wytrzymałem, zapytałem, dlaczego sądzi, że wrócę. Odparł - panie profesorze, przecież pan wie, jak dla 70 procent pacjentów kończy się rak przełyku.

Mało optymistyczne...
No właśnie. Powiedziałem mu - zaraz, jest przecież jeszcze te 30 procent! A jeśli ja się w tej grupie znajdę? Niech pan da nadzieję! Mam wrażenie, że w takich momentach specjalistę gubi rutyna. Nie należy się jednak złościć na lekarza. Podczas choroby nauczyłem się tolerancji, by nikogo nie skreślać.

Czy dobrze wspomina Pan rozmowy z pielęgniarkami?
W ich przypadku współczynnik empatii, takiego ludzkiego zrozumienia, był o wiele wyższy.

Może ze względu na płeć?
O tak, kobiety... Lubiłem rozmowy z pielęgniarkami. Zawsze było coś takiego: poczuje się pan lepiej, będziemy jeszcze balować. We wszystkich szpitalach miałem z pielęgniarkami dobry kontakt.

Czy tegoroczna kampania hospicyjna, odbywająca się pod hasłem "Zdrowa rozmowa pomaga leczyć", ma szansę coś zmienić w komunikacji między pacjentem a lekarzem?
Od czegoś trzeba zacząć! Kampania kampanią, ale powinniśmy od razu wymyślić jej dalszy ciąg. Jakiegoś typu warsztaty, należy zachęcać do udziału w nich wszystkich zainteresowanych. Trzeba się zastanowić, jak tym lekarzom pomóc, przecież to są inteligentni ludzie. Jeśli oni poczują, że ktoś wychodzi im naprzeciw, to może sami się zorientują, że trzeba się uczyć innego języka. To już będzie krok jeden naprzód.

Lekarze mówią, że nie mają czasu, że nie ma pieniędzy z NFZ...
Widziałem pod koniec ubiegłego roku te puste sale w szpitalach, które nie mogły przyjmować pacjentów, bo się pokończyły kontrakty. I te tłumy w przychodniach. Rzeczywiście, nie jest łatwo. Ale trzeba próbować.

Jaka będzie Pana rola, jako ambasadora kampanii?
Ja mogę tylko opowiadać o swoich przeżyciach, by uzmysłowić im, jak słowa odbierane są przez chorego. I aby zweryfikowali swoje myślenie na temat pacjenta. Na bogatsze, pozwalające na dostrzeżenie w pacjencie człowieka.

To praca na lata?
Myślę, że tak. Chociaż już teraz, jak najszybciej trzeba ją zacząć. Tak krok po kroku.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jerzy Stuhr: Profesor prowadzący moje leczenie spodziewał się, iż przeżyję góra cztery miesiące - Dziennik Bałtycki

Komentarze 14

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

t
tralalala
doświadczenia z tymi ludźmi mam 30 do 70. 30 to normalnie ludzie wlaczący o pacjenta, niestety 70 procent nigdy nie powinna zdac egzaminu. jak widac i na tych i na tych trafil pan stuhr
c
czekający na smierć.
Ten film jest potrzebny. Udowodniłeś swoim komentarzem. Słysze tylko o nim, bo 5 lat, nie wychodzę z domu. Nie mam pieniędzy, by opłacić pomoc. Tobie zdrowia życzę.
Z
Zbigniew
życzę dużo zdrowia, jest Pan silną osobowością, na pewno jeszcze przed Panem wiele dobrych ról do zagrania.
w
wera
Bardzo się ciesze ,że choroba ustąpiła,wyobrażam sobie przez co Pan przechodził.Ale niestety ludzie maja racje. Pomogły pieniądze ,nazwisko,znajomości. Przecietny Polak tego nie ma a służba zdrowia jest całkowice do d*** .Nikt nie potrafi jej samej wyleczyc i postawić diagnozę dlacago tak się dzieje. Pozdrawiam
w
waldi
stary bierze na litosc.Szczury tak maja.
z
zyczliwa
tylko silny czlowiek moze wygrac zrakiem zycze temu wspanialemu aktorowi zwyciestwaz
s
sder
Miejmy nadzieję że lekarze powstrzymają chorobę najdłużej jak się da.
No i mam nadzieję że krakowski wieśniak będzie leczony tak samo jak Rektor uczelni.
c
cep
ze tata Szczur chce ratowac swojego syna za ten film ktory oczernia nas Polakow swoja choroba, tego nie wolno robic
E
Emeryt
Posłanie jakieś, czy poprostu ble, ble nagryzmoliła.
c
caro
w poniemieckim gospodarstwie zamienionym na PGR, zamiast do szkoły. Kiedy tym skrajnym bolszewickim oprawcom poszło się do piekła, wtedy następcy przypomnieli sobie o zbiorowym kształceniu warstw społecznych które zdążyli uprzednio ogłupić i wykorzystać. Jednak babci nie było dane pójść do gimnazjum i dalej, bo musiała zdobyć zawód potrzebny w zapyziałym PGR. Po czym przepracowała uczciwie i ciężko ponad 35 lat. Jednak lokalny ZOZ miał gdzieś leczenie i rehabilitowanie babci. Stąd pożegnała się mając 57 lat. Takich schorowanych babci i dziadków są miliony. Więc to jest ten właściwy aspekt który należy rozstrzygnąć, a nie omijać go latami. Populacja jest 38-milionowa, a osób zasobnych na miarę p. Stuhr jest zaledwie kilka procent. Notabene, a co gwiazdor SLD robi w tym MZ... 4 lata jedna osoba udawała że coś tam tworzy, a teraz i druga. Czy jak... Bo w lokalnej Polsce obiekty szpitalne wyglądają dalej jak PRL-kie tanie jatki. Obskurne, śmierdzące, ze zmęczonym personelem, i nie zawsze przyjemnym w obyciu i estetycznym.
K
KOL
Pan Stuhr żyje tylko dlatego że jako zamożny człowiek mógł zapłacić za leczenie z własnych pieniędzy i nie musiał oglądać się na kolejki do specjalistów, refundacje leków i cały polski bałagan w służbie zdrowia. Przeciętny Kowalski oczywiście na takie luksusy nie ma najmniejszych szans i dlatego w podobnej sytuacji przeżyłby nawet mniej niż wspomniane 4 miesiące.
z
zr
Czy ten pan czekal w kolejce na terapie antyrakowa tak jak przecietny Kowalski.......na zdrowie.
P
Polihistor
Wyczyny młodego chcecie przykryć, czy jak?
Nie da rady ...
Każdy odpowiada za siebie.
E
Emeryt
Nas tak pan epatuje swoją chorobą, co pan chce uzyskać? Dużo ludzi choruje i do tego żyje w nędzy, czy pan o tym wie?
Wróć na i.pl Portal i.pl