Należy do chadecji, której Niemcy zawdzięczają sprawny system gospodarczy - społeczną gospodarkę rynkową. Jest to system wolnorynkowy z rozbudowanym elementem opieki społecznej. Kieruje się on trzema zasadami: indywidualizmu (docenia wartość każdej pojedynczej osoby), solidarności (każdy człowiek jest włączony w społeczeństwo siecią różnych zależności, z których wynikają prawa i odpowiedzialności) oraz subsydiarności - pomocniczości (polega np. na tym, że wyższy szczebel władzy nie powinien odbierać zadań, które może wykonać niższy szczebel, np. samorząd).
I właśnie taki system został skonstruowany m.in. przez innego chadeka Ludwiga Erharda w latach 60. I podobnie jak kapitalizm ma na celu stworzenie warunków do uczciwej konkurencji, obniżenie inflacji, zminimalizowanie bezrobocia i motywowanie do przedsiębiorczości. Jednak zdaniem Blüma różnica pomiędzy amerykańskim systemem wolnego rynku a niemieckim ustrojem gospodarczym jest fundamentalna. To rozbudowany system ubezpieczeń. Dzięki niemu, jak sugeruje Blüm, Niemcy nie zapłacą tak wysokiej ceny za kryzys jak Amerykanie.
Być może należałoby ten model przepracować na forum całej Unii. Nasz inny rozmówca ekonomista Daniel Gros twierdzi, że odświeżenie parlamentu w Brukseli nie spowoduje zmian w Unii. Jego zdaniem nie chce tego jej serce, czyli Francja i Niemcy. Najciekawsze jest chyba jednak to, że z perspektywy Brukseli trudno dostrzec załamanie gospodarcze. Gros uważa, że "rozgrywa się on głównie na czołówkach gazet". I dodaje, iż Europejczycy kupują niemal tyle samo co przed rokiem. Wyraźnie jednak Gros nie widzi, że choćby za naszą miedzą - na Łotwie - grozi dewaluacja pieniądza. Jej skutki odczuje nie tylko Europa Środkowa.
A w Polsce dwie największe partie - jak pisze dziś Wiktor Świetlik - wyrażają skrajnie odmienne oceny. Nie wiemy, jakie przesłanki kierują tymi, którzy je formułują. Jednak kryzys, jak zauważył A. Greenspan, przypomina turbulencję. Trudno go przewidzieć i niełatwo się w nim poruszać. Wiadomo tylko, że ani USA, ani Europa nie wyszły jeszcze z ich obszaru. Może więc już dziś warto byłoby się zastanowić, na ile ten niemiecki system lub jego elementy korzystne byłyby w Polsce? Niewątpliwie przydałaby się spokojna debata społeczna na ten temat.