Przez ponad dwa miesiące obserwowała pani nasze życie w czasie pandemii. Dziś już nie jesteśmy więźniami we własnych domach, więc to dobry czas na podsumowanie. Jakie są najważniejsze wnioski płynące z badań?
Zmiany w życiu codziennym były bardzo duże. Nagle trzeba było szybko dostosować się do nowej rzeczywistości i zasad funkcjonowania w domach. I wyraźnie widać, że kobiety inaczej reagowały na tę sytuację niż mężczyźni. Kwarantanna społeczna sprawiła, że kobiety były niekiedy wręcz przymuszone, by powrócić do tradycyjnych ról. I bardzo wyraźnie widać to w naszych badaniach.
Społeczną kwarantannę spędzałyśmy przy przysłowiowych garach?
Kiedy analizowaliśmy temat jedzenia – bardzo ważny element naszej codzienności – okazało się, że w postach na Facebooku to kobiety najczęściej pisały o gotowaniu i przygotowywaniu posiłków. To one czuły się bardziej odpowiedzialne za obowiązki domowe i zadbanie, by rodzina miała co jeść. Panowie zaś o sytuacji, w której się znaleźli, pisali bardziej abstrakcyjnie. Zastanawiali się, jakie będą konsekwencje ekonomiczne, zdradzali swoje obawy o pracę i sytuację gospodarczą. Natomiast większość kobiet w swoich wpisach była bliżej codzienności i relacji z rodziną. Pojawiły się również nowe rytuały, jak choćby wspólne, rodzinne posiłki.
Jaką sferę naszego życia, jakie możliwości doceniliśmy najbardziej?
Najwięcej osób, które wzięły udział w naszych badaniach, mieszka w mieście. To ciekawe, jak zmienili swoje postrzeganie natury i przyrody. Zaczęli ją dostrzegać! Były wpisy, które traktowały o tym, że jest ciszej i nagle rano słychać ćwierkanie ptaków... Później te ptaki zaczęto obserwować. To były wpisy, które pozwoliły nam zauważyć, że przyroda stała się dla człowieka czymś niezwykle cennym – miejscem relaksu i zapomnienia. Zamknięcie lasów ostatecznie pokazało, jak ważnym elementem naszego życia jest natura. Zdaliśmy sobie sprawę, że obszary zielone w miastach to istotny element przeżywania codzienności. Jestem ciekawa, na ile uświadomienie sobie tej roli przyrody w miejskiej przestrzeni zostanie z nami na dłużej. Dyskutujemy na temat wycinania drzew, działań deweloperów, którzy coraz częściej wdzierają się w przestrzeń miasta kosztem zieleni, mówi się o tym, że miasta są zabetonowane i powinny być inaczej zaprojektowane i o tym, że każdy z nas powinien mieć najwyżej 10 minut do parku. To, co się zdarzyło w czasie społecznej kwarantanny, ma szansę sprawić, że zaczniemy wymagać od osób decydujących o wyglądzie miasta bardziej świadomych decyzji i ochrony zielonych miejsc.
W facebookowej grupie pojawiły się dziesiątki, o ile nie setki wpisów. Wszystkie osoby zaangażowane w badania łączą silne emocje. Które emocje towarzyszyły nam najczęściej w czasie społecznej kwarantanny?
Najczęściej pojawiającą się emocją jest oczywiście lęk. Nawet nie strach, bo on zakłada obawianie się czegoś konkretnego, a w tej sytuacji było dużo niewiadomych. Lęk spowodowany był poczuciem zawieszenia w czasie. Nie możemy planować, nie wiemy, jaka jest przyszłość. Zadaliśmy naszym respondentom pytanie, jak sobie wyobrażają swój dzień za kilka miesięcy. I dostaliśmy wiele odpowiedzi. Pisali, że trudno im sobie wyobrazić przyszłość i że przeżyli coś, co było ważnym przeżyciem egzystencjalnym, zawieszeniem w próżni. Po tym trudniej cokolwiek planować.
Kiedy mamy unormowane życie, zazwyczaj dużo planujemy. Koronawirus to zmienił.
Żyjemy według kalendarza i swojego rytmu i wówczas mamy poczucie kontroli. Złudnej zresztą, ale jednak. Rzeczywistość z koronawirusem w tle odebrała nam to poczucie, dlatego zaczął nam towarzyszyć lęk – zwłaszcza o innych, np. o bliskie osoby z grupy ryzyka. Nie panowaliśmy nad tym, co się dzieje. Byliśmy bombardowani informacjami, które często były sprzeczne. Ludzie nam o tym pisali, bo czuli się zagubieni. Zwracali uwagę, że jest tyle fake newsów i niepotwierdzonych informacji, że się gubią w tej nowej rzeczywistości.
Chcę zapytać o jeszcze jedną emocję – gniew. Często bowiem z bezsilności się złościliśmy. Niektórzy zaczęli nawet negować słuszność działań rządu. W grupie badanych zaobserwowaliście takie nastroje?
Oczywiście, gniew, a może bardziej irytacja, zaczęły się pojawiać, ale nie były to dominujące emocje. Z naszych obserwacji wynika, że zdecydowana większość osób dostosowywała się do nowych obostrzeń. I jest to podyktowane dużym lękiem i strachem przed konsekwencjami. Zdyscyplinowanie było pierwszą reakcją. Z biegiem czasu zaczęły się w naszej grupie pojawiać pojedyncze posty pełne wątpliwości, negujące działania rządu. Ale trzeba przyznać, że nasza grupa była specyficzna – składała się głównie z osób wykształconych, i mieszkających w dużych miastach, pracujących zdalnie. W innych kręgach emocje mogły być zupełnie inne. Obserwowałam choćby działania w grupach przedsiębiorców, którzy mieli w sobie duży bunt. Towarzyszył im gniew – było to widać również w grupach, gdzie się ze sobą komunikowali.
Badania życia z czasach pandemii prowadzi również Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W ich publikacji znalazłam szczegółową analizę, określającą kogo najbardziej unikaliśmy w czasie pandemii. Czy badaliście również tę kwestię?
Nie mieliśmy takiego pytania, ale badaliśmy relacje między osobami, głównie w rodzinie i gronie znajomych. Badaliśmy, z kim chcieliśmy mieć kontakt w czasie pandemii. Zaobserwowaliśmy bardzo ważną rolę nowych technologii w komunikacji. Znam oczywiście badania poznańskie. Myślę, że długotrwałe unikanie osób z danej grupy społecznej mogłoby doprowadzić do negatywnych zjawisk związanych z dyskryminacją. Jest taki mechanizm społeczny, który wyznacza tę granicę: my – oni. Te mechanizmy pojawiają się zwłaszcza przy silnym poczuciu lęku i chęci odzyskania poczucia bezpieczeństwa.
Zmartwiło mnie, że w tabelce „kogo unikamy” bardzo wysoko znaleźli się cudzoziemcy, którzy i tak w naszym społeczeństwie wciąż są odbierani jako obcy i nie cieszą się zaufaniem. To może wpłynąć na dodatkową stygmatyzację?
Przypominam sobie teraz jeden z wpisów w naszej grupie. Kobieta opowiadała o swoim mężu, który jest obcokrajowcem mieszkającym od wielu lat w Polsce, ale oboje noszą „obce” nazwisko. Ona – wypowiadając to nazwisko w różnych sytuacjach – wyraźnie widziała, że ludzie odczuwają lęk i zastanawiają się, czy nie jest chora. Cudzoziemcy budzili niepokój. To też pewien mechanizm obronny, mechanizm kozła ofiarnego. Kiedy w historii wybuchały epidemie, zawsze szukano winnych. W średniowieczu byli to Żydzi, którzy rzekomo zatruwali studnie. Zawsze w sytuacji chaosu i zakłócenia naszej codzienności szukamy prostego wytłumaczenia, by odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Przykładem tego są też wszystkie teorie spiskowe, które i teraz wylały się w internecie – począwszy od sieci 5G czy koronawirusa jako broni biologicznej. Osoba będąca w chaosie informacyjnym szuka odpowiedzi, która da jej poczucie bezpieczeństwa, że rozumie, co się dzieje wokół.
Wiele zmieniło się w naszych relacjach międzyludzkich. I nie mam tu na myśli już tylko wytykania palcami cudzoziemców. Co się w nas zmieniło i jak trwałe są te zmiany?
Trudno mi to jednoznacznie określić, bo doświadczenie zamknięcia nas w domach na dwa miesiące jest jednak za krótkie, by mocno zmienić nasz system wartości, przemeblować naszą świadomość i spojrzenie na świat. Ale pandemia będzie miała swoje skutki, m. in. ekonomiczne i polityczne. Jestem ciekawa, jak ten lęk rzeczywiście wpłynął na sposób myślenia o sobie. W naszej grupie są osoby, u których można dostrzec przemianę biograficzną. Uświadomiły sobie, że dotychczasowy tryb życia nie był do końca dla nich korzystny i potrzebna jest zmiana. Na pewno część społeczeństwa będzie w sposób głęboki przeżywać pandemię i wpłynie to na ich losy. Doświadczenie braku kontroli nad rzeczywistością ma w sobie potencjał negatywny, utwierdzający w przekonaniu, że bardzo niewiele zależy od nas. To świadomość, że nasze plany nie mają znaczenia, bo to, co budujemy, może nagle zniknąć.
Odnoszę wrażenie, że największymi przegranymi pandemicznej sytuacji są ludzie młodzi, dopiero wchodzący w dorosłość. Jaką mają perspektywę? Zmiany klimatyczne, oczekiwanie na globalny kryzys... Pandemia to tylko przedsmak tego, co może nas spotkać. Czy wiek również był wskaźnikiem w badaniach?
Nie mamy informacji dotyczących wieku. Ale jest to znamienny temat. Pandemia faktycznie może być tylko przystawką do dania głównego. Czeka nas kryzys klimatyczny i demograficzny i tu nie możemy mieć wątpliwości. To daje nam poczucie niestabilności, braku kontroli, niemożności zaplanowania swojego życia i realizacji celów. Młodsze pokolenia mogą odczuwać to bardziej, bo to jest rzeczywistość, która ich czeka. To bardzo znamienne, że reakcja rządów na pandemię była natychmiastowa i zdecydowana, natomiast w przypadku zmian klimatycznych nie są podejmowane znaczące działania. A przecież nie ma już wątpliwości, że kryzys związany z podnoszeniem się temperatury jest nieunikniony. I to nie za setki lat, ale już za kilkadziesiąt. Wchodzimy w nową erę.
Czy zakończyliście już proces zbierania informacji? Wiem, że w planach jest wydanie książki.
Nie będziemy już zbierać intensywnie materiałów w grupie na Facebooku. W planach przed wydaniem książki mamy jednak przeprowadzanie wywiadów indywidualnych. Chcemy złapać ten moment, kiedy podejmujemy próbę ponownego zaplanowania swojego życia, kiedy zmagamy się z konsekwencjami pandemii. Zależy nam na czasie. Dwa miesiące temu siedzieliśmy w domu, dziś bardzo szybko wracamy do tzw. normalności. We współpracy z Uniwersytetem Adama Mickiewicza będziemy również prowadzić badania na podstawie fotografii z czasów społecznej izolacji, które otrzymaliśmy m.in. od członków grupy badawczej.
Co można wyczytać z takich zdjęć?
Zdjęcia idealnie pokazują sposób przeżywania pandemii. Są spójne z tym, co czytaliśmy we wpisach. Widać nowe zasady dzielenia wspólnej przestrzeni w domu, ustalania reguł i trybu dnia. Ludzie w różny sposób to obrazują. Widać jednak tę trudność w zorganizowaniu się na nowo. Dla mnie osobiście najbardziej symbolicznym zdjęciem jest chleb, który ktoś wypiekał i chciał nam pokazać. To fenomen, ile osób zaczęło piec ten chleb w czasach pandemii. Jest to symboliczne - chleb jest elementem zadomowienia, pewnego ładu, gdy na tym stole jest. I wypiekanie chleba odbieram jako tęsknotę za normalnością i poczuciem bezpieczeństwa.
