Jeden prawdopodobnie przysnął, drugi robił kawę. Dlatego mogli nie widzieć sygnalizacji do zatrzymania pociągu. Tak zeznawali oskarżeni maszyniści zaraz po katastrofie. Później wycofali się z tych słów i aż do końca nie przyznawali do winy. Ale Sąd Rejonowy w Białymstoku uwierzył biegłemu i zeznaniom świadków.
Czytaj też: Maszyniści zatrzymani. Śledczy szukają winnych katastrofy na torach
- Oskarżeni popełnili błąd. Prowadząc pociąg, powinni byli zareagować na semafor, który wskazywał sygnał „stój” - mówił wczoraj sędzia Andrzej Kochanowski.
Stad wyrok: kary więzienia (rok i 2 miesiące oraz 1,5 roku) w zawieszeniu, grzywny po 4,8 i 6 tys. zł. Skazani muszą też solidarnie zapłacić około 19 tys. zł pokrzywdzonym (tytułem częściowego naprawienia szkody) oraz 30 tys. zł zadośćuczynienia maszyniście z drugiego pociągu, który w wyniku katastrofy cierpi na zespół stresu pourazowego. Do tego opłaty i koszty sądowe (m. in. za opinie biegłego z zakresu kolejnictwa) - w sumie 18 tys. zł.
Czytaj też: Katastrofa kolejowa. Pożar cystern gasiło 230 strażaków - przeczytaj ich relację. (zdjęcia)
Do katastrofy doszło w listopadzie 2010 r. Oskarżeni prowadzili dwie lokomotywy pociągu jadącego z Płocka do Sokółki. W składzie były cysterny z łatwopalnymi substancjami. Około godz. 5.30 na torowisku w pobliżu stacji Białystok zderzył się z pociągiem towarowym rel. Białystok-Warszawa. Lokomotywy i 17 cystern z olejem napędowym i destylatem ropy naftowej wykoleiły się. Doszło do wycieku i wybuchu. Zniszczona została infrastruktura oraz budynek nastawni. Biegły z zakresu kolejnictwa oszacował straty na 23 mln zł. Na szczęście nikt nie zginął.
Oskarżeni Artur W. i Krzysztof W. wciąż pracują jako maszyniści.
Czytaj dalej na kolejnej stronie
Prokurator domagał się wyższych (niż orzekł sąd) kar w zawieszeniu i grzywien, a także 5-letnich zakazów wykonywania zawodu. Wyrok jest nieprawomocny. Jeszcze nie wiadomo, czy śledczy odwołają się od wyroku. Już zapowiedział to obrońca maszynistów.
- Kary nie są wygórowane, ale są niesłuszne - powiedział mec. Mateusz Rudziński. -Nie ma podstaw do skazania. Prawdopodobnie wydano polecenie i ułożono sprzeczne drogi przebiegu.
Powołuje się tu opinię innego biegłego powołanego w toczącym się równolegle procesie cywilnym. W odrębnych postępowaniach swoich roszczeń dochodzą mi. spółki PKN ORLEN czy PKP PLK.
Mec. Rudziński uważa, że w sprawie jest zbyt wiele wątpliwości, które należało rozstrzygnąć na korzyść maszynistów.
Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej mieniu w wielkich rozmiarach oskarżonym groziło 5 lat więzienia.
Sprawę badała też Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych.