,,Nie chciej, Polsko mojej, krwi” to fragment piosenki Marii Peszek, który utwór podczas zgromadzenia na placu Gołębim odtworzono. Krótka pikieta na rynku, pod hasłem pożyczonym z piosenki, kilkadziesiąt osób wyraziło sprzeciw wobec pogłębiającej się ich zdaniem złej sytuacji kobiet i przejmowania kontroli nad całymi rodzinami.
Oprotestowano konserwatywne podejście do rodziny i zakaz aborcji. Sprzeciw wyrażono przede wszystkim dla projektu Bartłomieja Wróblewskiego, projekt nazwano instytutem do ,,inwigilowania, kontrolowania i zastraszania’’.
,,Przedstawiciel instytutu będzie mieć uprawnienia, prokuratorskie, będzie mógł dołączyć np. Do postepowań rozwodowych i w ten sposób utrudnić przeprowadzenie rozwodów,, - mówiła Natalia Kwaśnica, ze Strajku Kobiet. Dodała jak istotny wpływ, wymieniony projekt Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, będzie mieć na rodziny z problemem przemocy.
Zebrani sprzeciwili się też projektowi ustawy, który sprawi, że informacje o pacjentce w ciąży trafią w rejestr, co według protestujących, rząd mógłby wykorzystać do kontroli aborcji.
,,Kobiety w ciąży, powinny mieć ten czas dla siebie, to cenne doświadczenie dla rodziny, ale kobiety boją się! Nie wierzą, że przyjdzie pomoc, kiedy będą jej potrzebować, a kontrola jest dodatkowym stresem'' - odniosła się również do sprawy śmierci Izabelli z Pszczyny.
Niezadowolenie z projektów ustaw wyrażali przypadkowi przechodnie spacerujący po Jarmarku. - Powinniśmy mieć więcej zaufania i realnej pomocy - komentowali poruszane na manifestacji kwestie, ale skrytykowali wylewanie trudnej do usunięcia farby w ramach jakiegokolwiek protestu. Nie zabrakło też głosu antyaborcyjnego. W pobliżu protestujących, pojawiła się grupa kilku osób z podobizną martwego płodu i hasłem na banerze ,,pigułki aborcyjne zabijają''.
Niewielkie zgromadzenie proaborcyjne przeszło pod siedzibę PiS. Na pl. Solidarności, pod wejściem do budynku rozlano kilka butelek i kartonów soku pomidorowego.
