O sklepie z dopalaczami w okolicy wiedzą wszyscy. Sklep działa w pobliżu przedszkola, a puste opakowania po dopalaczach można znaleźć nawet na dziedzińcu pobliskiej szkoły.
Sanepid i policja zarzekają się, że o punkcie sprzedaży dopalaczy wiedzą, regularnie prowadzą kontrole i go zamykają. Co z tego, skoro sklep nadal działa? Policja i sanepid są bezsilne.
- O sklepie przy ulicy Drzewieckiego wiemy od dawna. Od początku sierpnia przeprowadziliśmy tam już dwie różne kontrole, a także prowadzimy obserwację tego lokalu i legitymujemy stałych klientów - tłumaczy nadkomisarz Krzysztof Zaporowski z policji.
- W lipcu przeprowadziliśmy kontrolę tego punktu. Wiemy, że działa on nadal i w ciągu najbliższych trzydziestu dni planujemy przeprowadzić kolejną - mówi Agnieszka Ławicka, specjalista od substancji zastępczych we wrocławskim sanepidzie.
Mieszkańcy przez internet zgłaszają policji nielegalny sklep z dopalaczami
- Problem w tym, że w momencie zamknięcia punktu, w którym sprzedawane są dopalacze na jego miejsce wprowadza się następny sprzedawca - tłumaczy Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu - Taki człowiek prowadzi inną działalność, choć w praktyce bardzo często okazuje się, że w tym samym miejscu nadal sprzedawane są dopalacze - dodaje Klaus.
“Firmy”, które prowadzą sklepy z dopalaczami istnieją tylko na papierze i są prowadzone przez “słupy” - osoby bez żadnego majątku, pracy i miejsca zamieszkania. We Wrocławiu od początku wprowadzenia tego prawa zasądzono łącznie 400 tysięcy złotych kar za taką działalność. Do tej pory wyegzekwować udało się tylko jedną dziesiątą.