Po odnotowaniu w Polsce pierwszych przypadków zachorowań wywołanych przez koronawirusa SAARS-CoV-2 kolejni kandydaci na prezydenta informowali o zawieszeniu kampanii. Dziś nie prowadzi jej w zasadzie nikt. Nie oznacza to jednak równości szans. Podczas, gdy kontrkandydaci siedzą w domach zgodnie z zaleceniami Głównego Inspektora Sanitarnego, prezydent Andrzej Duda nadal wykonuje swoje obowiązki. Co do zasady nie można mieć o to do niego pretensji – wszak jest prezydentem w środku ogólnopaństwowego kryzysu.
Niektóre momenty, w których Andrzej Duda wykonuje swoje obowiązki, sprawiają jednak przemożne wrażenie, jakby reżyserował je sztab jego kampanii wyborczej. Weźmy sobotę. Prezydent w otoczeniu swej świty przed kamerami składa gospodarską wizytę w Garwolinie. Wymienia uwagi z ratownikami medycznymi (wśród nich jest ubrany w ratowniczy strój radny, działacz PiS i dyrektor szpitala, który jednak nie porzucił na amen pracy w pogotowiu), następnie ponawia apel do Polaków o pozostaniu w domu. Zarazem jednak widzimy wokół prezydenta jeszcze kilka innych osób w sile wieku - w jednym pomieszczeniu, co nawet laikowi nie wyda się zgodne z zaleceniami GIS.
Owszem, tak mniej więcej wygląda działalność polskiej głowy państwa na co dzień – również bez żadnej kampanii w tle. Specyficzna pozycja prezydenta w polskim ustroju mniej więcej właśnie takie aktywności pozostawia w jego bieżącej realnej gestii – nie pozostaje wiele innego niż im się oddawać, co tyczy się i Andrzeja Dudy, i jego poprzedników. Ba, nie jest też grzechem, gdy prezydent podczas tego typu spotkań pamięta i o kamerach, i o wyborcach, i o nadchodzących wyborach.
Tym razem jednak dzieje się to w warunkach, w których pozostali kandydaci nie mogą prowadzić kampanii. Właśnie dlatego słychać coraz mocniejsze głosy, że wybory powinny odbyć się w późniejszym terminie. Na tyle późniejszym, by po uporaniu się z epidemią – a kiedy może to nastąpić, wciąż nie mamy pojęcia – można było jeszcze poprowadzić w miarę normalną kampanię wyborczą. Rzecz jasna na równych prawach dla wszystkich kandydatów.
W tej chwili chyba jedynym w pełni zgodnym z prawem rozwiązaniem, które pozwalałoby na odsunięcie w czasie wyborów, byłoby wprowadzenie stanu wyjątkowego. Może to zrobić nie kto inny, a prezydent Andrzej Duda – tyle że na wniosek Rady Ministrów. To się jednak jak dotąd nie stało.
W piątek wieczorem rząd wprowadził stan zagrożenia epidemicznego – dający władzom uprawnienia zbliżone do tych obowiązujących w ramach stanu wyjątkowego. Z części z nich od razu skorzystano – praktycznie zamknięte zostały granice dla cudzoziemców, zawieszono międzynarodowe połączenia lotnicze i kolejowe, powracających do kraju obywateli objęto 14-dniową kwarantanną, zamknięto lokale gastronomiczne i rozrywkowe oraz prawie wszystkie sklepy w centrach handlowych, wprowadzono też zakaz organizowania zgromadzeń liczniejszych niż 50 osób. W miarę rozwoju sytuacji epidemicznej rząd będzie mógł sięgnąć po kolejne środki – do ich wprowadzenia wystarczy jedynie rozporządzenie ministra zdrowia. Nalezą do nich między innymi zakazy przemieszczania się wewnątrz kraju (dotyczące i poszczególnych rejonów i obszaru całego państwa) czy też czasowe zamknięcia (objęcie kwarantanną) całych miejscowości.
Porównania możliwości prawnych wynikających ze stanu zagrożenia epidemicznego z tymi, które wynikałyby z wprowadzenia stanu wyjątkowego są jak najbardziej zasadne – de facto są to zbliżone pakiety narzędzi zarządzania kryzysowego, w wypadku stanu zagrożenia epidemicznego oczywiście przygotowane zgodnie z potrzebami, które mogą wyniknąć w sytuacji rozprzestrzeniania się groźnej choroby, w wypadku stanu wyjątkowego nieco bardziej ogólne.
Jest jednak coś, co bardzo różni oba stany kryzysowe. Otóż w wypadku wprowadzenia stanu wyjątkowego wybory nie mogłyby się odbyć wcześniej niż trzy miesiące po jego zakończeniu. Tego typu przepisy obowiązują w większości państw demokratycznych i mają zabezpieczać demokrację przed potencjalnymi możliwościami wykorzystania przez aktualnie rządzących polityków sytuacji nadzwyczajnej do zwiększenia ich szans na wyborcze zwycięstwo. W ustawie o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych, która reguluje zasady wprowadzania stanu zagrożenia epidemicznego takie przepisy się jednak nie znalazły.
Tymczasem do wyborów prezydenckich – wyznaczonych na 10 maja - zostało mniej niż 2 miesiące. Zarówno sama epidemia, jak i obowiązujący stan zagrożenia epidemicznego, całkowicie zmieniają reguły gry.
Część już obowiązujących obostrzeń siłą rzeczy uniemożliwia dalsze prowadzenie kampanii wyborczej. Dopóki stan zagrożenia epidemicznego będzie obowiązywał, dopóty nie da się organizować spotkań z wyborcami i konwencji wyborczych. Póki zaś trwa sama epidemia ewentualna kampania prowadzona za pośrednictwem spotów w mediach czy mediów społecznościowych stałaby się z oczywistych względów dość monotematyczna.
W tej sytuacji wydaje się dość jasne, że aby oczyścić atmosferę wokół wyborów i zarazem odsunąć podejrzenia opozycji, że rządzący mogą chcieć zwiększyć szanse Andrzeja Dudy na reelekcję, konieczne byłoby przesunięcie elekcji – zapewne poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego motywowanego epidemią.
Uwaga – dziś nie da się w żaden sposób określić, której ze stron politycznego sporu takie posunięcie mogłoby się bardziej opłacić. Nie wiemy – i przynajmniej do weekendu nie będzie tego wiedział nikt – w jakim stopniu obostrzenia z piątku przyczynią się do spowolnienia tempa rozprzestrzeniania się wirusa, tym samym oddalając wizję powtórzenia się w Polsce włoskiego scenariusza. Nie wiemy tez, jaką skalę osiągnie w Polsce epidemia – i czy polski system opieki zdrowotnej i polskie państwo podołają związanym z tym wyzwaniom. Nie wiemy, jak sprostają tej sytuacji politycy każdej z tych stron – wliczając kandydatów. Czy tego chcemy, czy nie – od tego wszystkiego właśnie zależeć będą przyszłe nastroje polityczne Polaków.
Zwlekanie z decyzją w sprawie ogłoszenia stanu wyjątkowego może być słusznie odebrane jako rodzaj kunktatorstwa i czekania na bardziej konkretne prognozy. Politycy opozycji będą głośno zadawać pytanie, czy prezydent nie stara się, aby poczekać na pełny ogląd sytuacji w kwestii epidemii, by następnie wybrać dla siebie ten korzystniejszy scenariusz. W warunkach, w których obiektywnie niezbędne jest nam wszystkim pewne minimum ponadparty jnego porozumienia w kwestiach dotyczących walki z koronawirusem, trudno byłoby uniknąć dalszego zaostrzania się politycznego konfliktu. Dlatego właśnie propaństwowa decyzja może być w tej sprawie tylko jedna.
