Tym bardziej, że opinie głoszące, iż Vini został okradziony ze Złotej Piłki można włożyć między bajki. Rozpoczął się czas bezkrólewia po okresie dominacji Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, zatem każdy wybór elektorów „FF” byłby – zapewne – odbierany jako kontrowersyjny. Na czele z wygraną Brazylijczyka z Realu, który w drużynie narodowej aż tak jak w zespole Królewskich nie błyszczy. I nie wygrywa trofeów. A nazywając rzecz po imieniu wraz z kolegami z ekipy Caraninhos zawodzi na całej linii.
Plebiscyt, czyli konkurs popularności
OK., wybór Rodriego nie był oczywisty, bo nawet w La Furia Roja bardziej spektakularne role podczas Euro’24 odegrali Dani Olmo, czy Lamine Yamal. Pierwszy strzelał, drugi asystował, a piłkarzy „z liczbami” od zawsze zapamiętuje się na długo. Zaś plebiscyt, którego stawką jest Złota Piłka, od lat był właśnie konkursem popularności i także dlatego Messi i Ronaldo przez lata nie mieli sobie równych. Stojący za tymi gladiatorami futbolu sponsorzy techniczni nie szczędzili środków na promocję, obaj wypracowali niebotyczne zasięgi w social mediach, zatem interes kręcił się w najlepsze przez półtorej dekady.
Tymczasem - Rodri to postać z innej bajki, gracz o niepowalającej piłkarskich januszy charakterystyce. Bardziej solidny rzemieślnik niż celebryta, facet od roboty, którą zwykle dostrzegają – i doceniają – jedynie wyrafinowani znawcy futbolu. Na dodatek nagrodzony najwyraźniej za dokonania z dwóch lat, a nie tylko z ostatniego sezonu. A można też odnieść wrażenie, że za całokształt dokonań Hiszpanów – od reprezentacji poprzez wspaniałych szkoleniowców, z największych przegranym plebiscytu (w mojej ocenie znacznie większym od Viniego) Xabim Alonso, który z Leverkusen zbudował coś z niczego nie wydając przy okazji pierdyliarda na transfery.
Xavi i Iniesta byli lepsi, ale...
Ba, gdyby ktoś zapytał, czy Xavi, Iniesta, a nawet Busquets byli lepszymi piłkarzami niż Rodri, bez wahania odpowiedziałbym, że tak. Mimo tytułów mistrzów świata i Europy nie dostali jednak Złotej Piłki. A to pokazuje, że futbol bywa nie tylko – jak chce klasyk – okrutny, ale też nie jest sprawiedliwy. I nigdy nie był, o czym bardzo boleśnie przekonał się swego czasu Robert Lewandowski. Bo wtedy, kiedy zasługiwał na wygraną w plebiscycie „France Football” bardziej niż ktokolwiek inny, wybory zostały odwołane pod mało przekonującym pretekstem pandemicznym.
Zatem jeśli już ktokolwiek może czuć się okradziony ze Złotej Piłki to właśnie nasz napastnik, a nie Vinicius. Koniec i kropka.
