Profesor Jan Chmura: - Jest kapitalny bodziec na spowolnienie procesów starzenia się. Szybko doczekamy się także nowych rekordów świata!

Adam Godlewski
"Kalendarzowo mam 75 lat, ale biologicznie jestem znacznie młodszy. Wszelkie badania pokazują, że moja zdolność wysiłkowa jest na poziomie 55-latka. To dowód, że rządzący powinni przykładać większą wagę do szeroko pojętej profilaktyki i aktywności fizycznej"
"Kalendarzowo mam 75 lat, ale biologicznie jestem znacznie młodszy. Wszelkie badania pokazują, że moja zdolność wysiłkowa jest na poziomie 55-latka. To dowód, że rządzący powinni przykładać większą wagę do szeroko pojętej profilaktyki i aktywności fizycznej" archiwum prywatne profesora Jana Chmury
Półtora kilometra przed metą na Antarktydzie, gdy się przewrócił i nie mógł wstać - przy odczuwalnej temperaturze minus 15 stopni - myślał, że to już koniec, kres życia… Dobiegł do mety, ustanowił rekord w swojej kategorii wiekowej, a teraz jest w przededniu jubileuszowego 25. maratonu – w Nowym Jorku. Rozmowa z profesorem Janem Chmurą, jednym z najwybitniejszych polskich uczonych związanych ze sportem, 75-letni fizjolog, który badania naukowe nadal prowadzi na… własnym organizmie.

Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie - wprowadzenie terminu progu psychomotorycznego zmęczenia do nazewnictwa i literatury światowej, dwa tytuły doktora honoris causa na wyższych uczelniach sportowych w Polsce czy 24 przebiegnięte maratony?
Wszystkie trzy elementy są niebywale ważne, ale najistotniejszym było odkrycie progu psychomotorycznego zmęczenia, bo od tego wszystko się zaczęło. To później nakręcało całą spiralę różnych projektów naukowych, do których zaliczają się również… starty w maratonach. Ścieżka rozwoju każdego młodego człowieka jest inna, ja miałem to szczęście, że na swojej spotkałem świętej pamięci profesora Stanisława Kozłowskiego, wybitnego fizjologa wysiłku fizycznego w skali międzynarodowej, kierownika najbardziej prestiżowego w Polsce Zakładu Fizjologii Stosowanej Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. To właśnie on, po wysłuchaniu mojego wystąpienia na jednym ze zjazdów naukowych, które było zaczynem pojęcia progu psychomotorycznego zmęczenia zaproponował mi współpracę. To było dla mnie, nowicjusza w świecie nauki, coś szokującego, ale dziś wiem, że gdyby nie ręka podana przez pana profesora tego terminu by nie było. Dlaczego? Dlatego, że możliwości PAN były wyjątkowe, ze względu na nowoczesną aparaturę i narzędzia badawcze. Po 30 latach współpracy udało się wygenerować pojęcie progu i wprowadzić do światowego piśmiennictwa. Nie było to łatwe z uwagi na fakt, że trzeba po prostu ten problem przebadać w różnych konfiguracjach, w różnych aspektach. Zresztą, nawet na obecnym etapie projekt wymaga dalszych eksperymentów, dalszych badań, ale trzeba poszerzyć ich zakres. Mianowicie, należy wejść w neurofizjologię, ośrodki korowe i podkorowe, niestety nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Prace muszą więc przejąć inni. Proces wymaga po prostu dalszego zgłębienia, i jeszcze szerszej analizy związanej z przełamywaniem bariery zmęczenia.

W jakim sensie starty w maratonach stały się częścią projektu naukowego?
W prowadzonych badaniach podążałem krok za krokiem, a kolejny był związany z wysiłkami długotrwałymi. Stąd wzięły się starty w maratonach, eksperymenty i badania przeprowadzane na własnym organizmie. Szybko jednak przekonałem się, że każdy maraton to niepowtarzalna historia i emocje, nieopisana przygoda, i cierpienie. Niesie ze sobą nieprawdopodobne doświadczenia i obserwacje. Dotyczące przełamywania bariery zmęczenia, ale też związane z gospodarką wodno-elektrolitową, z nawadnianiem, czy aspektem kardiologicznym. Zdobyte w ten sposób informacje ubogaciły mnie jako naukowca, tym bardziej że maratony przebiegłem na wszystkich kontynentach i praktycznie we wszystkich strefach klimatycznych. A to jest niebywale ważna wiedza nie tylko w świecie sportu, ale również we współczesnym procesie starzenia się człowieka, w czasach, gdy wiele rządów na całej kuli ziemskiej akcentuje bardzo mocno zdrowie obywateli. Ja na własnej skórze przekonałem się jak nieprawdopodobne rezerwy tkwią w organizmie, i jaką drogą można dobry stan zdrowia utrzymać do późnej starości. Szeroko pojęty wysiłek fizyczny, a dokładnie przygotowanie do maratonu, daje kapitalny bodziec do spowolnienia procesów starzenia się organizmu. Jeśli powiem, że dzisiaj mam kalendarzowo 75 lat, to biologicznie jestem znacznie młodszy. Wszelkie badania pokazują, że moja zdolność wysiłkowa jest na poziomie 55-latka. A to dowód, że rządzący powinni przykładać większą wagę do szeroko pojętej profilaktyki i aktywności fizycznej. Jest to jeden z elementów, aby stan zdrowia społeczeństwa utrzymać na jak najwyższym poziomie. Tak naprawdę tu drzemią potężne oszczędności. To stara prawda, że lepiej zapobiegać niż leczyć, bo leczenie jest niezwykle kosztowne. A zatem wstań z kanapy i zacznij ruszać się w najprzyjemniejszej dla Ciebie formie ruchowej. To recepta na zdrowie i wysoką jakość życia. Prawda jest taka, że dla mnie 24 przebiegnięte maratony to była nie tylko sportowa oraz naukowa przygoda, ale i ścieżka do zdrowia. Przede mną 25. maraton, w Nowym Jorku, i rodzinie już zapowiedziałem, że będzie ostatnim. Ale mówiąc szczerze to nie wiem, czy... dotrzymam słowa.

"Kalendarzowo mam 75 lat, ale biologicznie jestem znacznie młodszy. Wszelkie badania pokazują, że moja zdolność wysiłkowa jest na poziomie 55-latka.
"Kalendarzowo mam 75 lat, ale biologicznie jestem znacznie młodszy. Wszelkie badania pokazują, że moja zdolność wysiłkowa jest na poziomie 55-latka. To dowód, że rządzący powinni przykładać większą wagę do szeroko pojętej profilaktyki i aktywności fizycznej" archiwum prywatne profesora Jana Chmury

Dwa tytuły doktora honoris causa to także powód do dumy.
To prawda, bo to jest najwyższy tytuł akademicki, jaki można dzisiaj na świecie osiągnąć, otrzymać. Zapewne nie dostąpiłbym dwukrotnie tego zaszczytu, gdyby nie fakt, że benedyktyńską pracę naukową - teoretyczną od początku starałem się przekuwać na język praktyki. Przecież trenerzy nie czekają na wielkie teorie, oni czekają na wdrożenie, czyli na praktyczne rozwiązania. I to właśnie, jak myślę, zostało zauważone przez senaty uczelni w Katowicach i ostatnio w Gdańsku, gdzie dostąpiłem tego najwyższego akademickiego zaszczytu.

Jak najprościej wytłumaczyć laikowi, czym jest próg psychomotoryczny zmęczenia?
Długoletnie obserwacje pokazują, że w sporcie wyczynowym - a zwłaszcza w grach sportowych, gdzie szczególnym przykładem jest tu piłka nożna - jest zbyt dużo długich przestojów w treningu. Z wielu powodów: kiepskiej organizacji, braku indywidualizacji ćwiczeń, zbyt szczupłej kadry szkoleniowej i innych, których suma wpływa na obniżenie intensywności treningu. Ja to nazywam syndromem niskiej intensywności. Tymczasem podczas zajęć powinniśmy osiągnąć intensywność, na którą oczekuje mózg każdego zawodnika, czyli na obciążenie występujące na progu psychomotorycznego zmęczenia. Bo taka dawka genialnie rozwija organizm. Jeśli zapewnimy optymalne warunki, ludzkość będzie świadkiem nowych niewyobrażalnych dotąd rekordów świata, bo w sporcie wszystko związane jest z permanentnym przełamywaniem progu zmęczenia. Po zajęciach z właściwie dobranym obciążeniem, „jutro” jest większa tolerancja na narastające zmęczenie. Oczywiście - używając przenośni. W procesie treningowym właśnie o to chodzi, żeby podnosić tolerancję narastającego zmęczenia. Przesuwanie bariery zmęczenia w kierunku coraz wyższych obciążeń wpisuje się właśnie pojęcie progu psychomotorycznego zmęczenia. W tym punkcie w każdym organizmie występuje optymalne pobudzenie ośrodkowego układu nerwowego. A optymalne pobudzenie ośrodkowego układu nerwowego przenosi się w piłce nożnej na najbardziej wyostrzone procesy analityczno-decyzyjne, które są solą tej gry. Piłkarz na progu psychomotorycznego zmęczenia osiąga najwyższy poziom szybkości i trafności reagowania na bodźce wzrokowo-słuchowe, które występuje w czasie gry. A także największą mobilizację i koncentrację uwagi oraz podejmuje optymalne decyzje, szybciej przewiduje ruch przeciwnika, ma najlepsze czucie piłki, gra wręcz koncertowo. Czyli krótko mówiąc odkrycie progu psychomotorycznego zmęczenia otwiera nowe możliwości zwiększania intensywności treningu w granicach pełnego bezpieczeństwa. A to krok milowy w przełamywaniu kolejnych granic ludzkich możliwości, dzięki wydobywaniu niewyobrażalnego potencjału z mózgu. Tym bardziej, że wciąż jest ogromna ilość nieaktywnych połączeń między komórkami nerwowymi. To jest po prostu rzecz, którą dopiero dzisiaj dotykamy. A w zasadzie zaczynamy dotykać. Nie mamy – jeszcze - bezpośredniego dojścia do poszczególnych ośrodków korowych, które za ten stan rzeczy odpowiadają. Są zatem przepotężne rezerwy, ale myślę, że uda nam się taką metodologię - najlepiej we Wrocławiu, gdzie moje prace kontynuuje syn Paweł – wygenerować. To znaczy technologię treningową, która pozwoli na wydobywanie potencjału mózgowego i przekuwanie go na niewyobrażalne dzisiaj rekordy świata. Oczywiście, współdziałamy w tym dziele z najwybitniejszymi zakładami naukowymi na świecie.

Mam rozumieć, że to nieodległa perspektywa, gdy piłkarze będą biegać dynamiczniej i myśleć bardziej efektywnie, a w związku z tym piłka nożna będzie grą jeszcze szybszą niż jest dzisiaj?
Tak, futbol przyszłości będzie atrakcyjniejszy niż dziś. Nie tylko zresztą piłka nożna, ale generalnie gry sportowe. I dzisiejsze rekordy świata w dyscyplinach indywidualnych także pójdą w zapomnienie. O ile oczywiście trener zastosuje po tym optymalnym dla mózgu – zbadanym i ustalonym indywidualnie dla każdego zawodnika – obciążeniu treningowym, odpowiednie środki regeneracyjne. Już w trakcie treningu, a nie tylko po zakończeniu wysiłku. Kluczowa będzie mentalność i świadomość zawodnika dotycząca wydobywania potencjału mózgowego i przełamywania progu psychomotorycznego zmęczenia. To jest ogromne wyzwanie dla całego środowiska sportowego na świecie, ale nie mam wątpliwości, że czeka nas przełom. Należy jednak podkreślić, że obecnie dużym niebezpieczeństwem są przeładowane terminarze, zawodnikom również trzeba dać więcej czasu na regenerację.

"Podczas zajęć powinniśmy osiągnąć intensywność, na którą oczekuje mózg każdego zawodnika, czyli na obciążenie występujące na progu psychomotorycznego
"Podczas zajęć powinniśmy osiągnąć intensywność, na którą oczekuje mózg każdego zawodnika, czyli na obciążenie występujące na progu psychomotorycznego zmęczenia. Bo taka dawka genialnie rozwija organizm. archiwum prywatne profesora Jana Chmury

Poznałem pana jako praktyka, nie teoretyka. Jako istotną figurę w sztabie Czesława Michniewicza w Zagłębiu Lubin w 2007 roku, w mistrzowskim sezonie tego klubu….
…choć niektórzy zawodnicy nie rozumieli mojej roli, nie czuli jej. Fenomenalnie czuł to natomiast Łukasz Piszczek, który akurat przyszedł z treningu u Feliksa Magatha i już rozumiał jaka jest ogromna różnica między tym, co robiło się wcześniej w Zagłębiu, a tym jak pracował w Bundeslidze.

Robił pan badania, w których sam uczestniczył mając 58 lat. Zapamiętałem też pogadanki z zawodnikami i żonami na temat żywienia, ale też życia seksualnego. I wręcz uparł się pan, żeby na mecz na finiszu ligowych rozgrywek na kluczowy mecz polecieć samolotem? Po co było to wszystko?
Co do samolotu, po prostu była to długa, męcząca trasa, na bardzo ważne bardzo dla nas spotkanie. W autokarze, mimo że jest klimatyzacja, organizm męczy się przez wiele godzin w pozycji siedzącej, niepozwalającej na odpowiednią regenerację i właściwe krążenie sercowo-naczyniowe. Dlatego właśnie zaproponowałem, żeby polecieć samolotem, który znacznie skraca czas podróży. Żywienie? No nie może być tak, gdy mąż wraca po ciężkim meczu, że żona postawi na kolację golonkę i smażoną kapustę z grzybami. Gdyż organizm zamiast się regenerować po wysiłku, musi się skupić głównie na trawieniu ciężkostrawnego posiłku. Kilkanaście lat temu to nie było wcale takie oczywiste w światku piłkarskim, próbowałem zatem wyedukować znakomite małżonki zawodników w zakresie dietetyki. Jeśli natomiast chodzi o tę drugą sferę, to ekstaza seksualna w wielu przypadkach wydobywa ogromny potencjał psychofizyczny. Jest ważna w kontekście rozładowania wszelkich napięć, ale jeśli do zbliżenia dochodzi rano w dniu meczu, to współczesnego piłkarza czeka gra na nogach niczym z waty. Dlatego sugerowałem małżonkom, aby szukały optymalnej pory do zresetowania wszystkich napięć; tak, aby piłkarz do rywalizacji przystępował w pełni naładowany emocjonalnie i energetycznie.

A testy? Czemu przeprowadzał je pan także na sobie? Już wówczas pojawił się pomysł startów w maratonach?
Nie, maratony to późniejszy projekt w moim życiu. Testy w Zagłębiu Lubin przeprowadzałem także na sobie, bo chciałem pokazać zawodnikom, że nie wypada potraktować tych badań niepoważnie i wypaść gorzej od mnie. Trudno byłoby zresztą tym młodym ludziom pogodzić się z faktem, że facet niemal sześćdziesięcioletni ma większe możliwości wysiłkowe od nich. Tak więc to wyzwalało dodatkową motywację i taki miało cel. A wiedziałem, co robię, ponieważ widziałem, jak reprezentanci Polski – i to w najlepszych dla naszego futbolu czasach – po prostu odpuszczali testy. Parametry, które były rejestrowane na początku zgrupowania nie były wcale maksymalnymi. Zatem wyliczanie obciążeń na podstawie zarejestrowanych wartości było kompletną fikcją. Przerabiałem to kiedyś na obozie z moim znakomitym przyjacielem Antonim Piechniczkiem. Wtedy zgrupowania kadry były znacznie dłuższe niż obecnie i skoro wyniki wyjściowe zostały poprawione, parametry znacząco poszły w górę, to wszyscy wyjeżdżali do domów zadowoleni. Tymczasem nie zawsze było to efektem ciężko wykonanej pracy, co w pierwszej chwili wywołało lekki szok u Antoniego. Najważniejsze jednak, że to już historia, a wielkość Piechniczka polegała na tym, że potrafił wyciągnąć i wdrożyć właściwe wnioski.

Profesor Jan Chmura po 20 latach dostąpił takiego zaszczytu jak Kazimierz Górski - został doktorem honoris causa AWFiS w Gdańsku
Profesor Jan Chmura po 20 latach dostąpił takiego zaszczytu jak Kazimierz Górski - został doktorem honoris causa AWFiS w Gdańsku archiwum prywatne profesora Jana Chmury

Skąd zatem wziął się pański pomysł na maratony? I to już ukończeniu przez pana 60. roku życia?
Miałem w pewnym momencie dość… dziekanowania na wydziale, chciałem się zresetować, odciąć się po prostu od przeróżnych problemów uczelnianych i doszedłem do wniosku, że start w maratonie we Wrocławiu byłby taką naturalną odskocznią. A przy okazji chciałem się sprawdzić i przekonać, czy jestem w stanie przełamać barierę 4 godzin – co się zresztą udało, choć dotarło do mnie dopiero po jakimś czasie. I po prostu urzekła mnie ta kolorowa rzeka zawodników. Naprawdę trudna do zliczenia rzesza, która wytworzyła tak nieprawdopodobny klimat i atmosferę podczas zawodów, że niemal z miejsca zrodził się pomysł na zdobycie Korony Maratonów Polski - to jest cykl 5 największych imprez biegowych w kraju. Osiągnąłem ją w 1,5 roku. A gdy się dowiedziałem podczas jednego ze startów, że ktoś rozmawiał o Koronie Maratonów Ziemi, to po powrocie do domu sprawdziłem w internecie, o co chodzi, konkretnie o 7 maratonów, każdy na innym kontynencie. Tak zrodził się projekt naukowy, a potem kolejny obejmujący 6 największych maratonów świata, gdzie amatorzy biegają z najlepszymi zawodowcami globu; ja na przykład startowałem w Berlinie i w Londynie z mistrzem świata Eliudem Kipchoge… To ważne, bo podkreśla sportowy aspekt tej przygody. Kiedy zdobywałem Koronę Maratonów Ziemi, pięciokrotnie kończyłem bieg na pudle - 3 razy byłem drugi i 2 razy trzeci w swojej kategorii wiekowej. A na Antarktydzie uzyskałem najlepszy czas w całej historii spośród Polaków startujących w mojej kategorii wiekowej, 60-69 lat.

W wieku 65 lat przebiegł pan maraton w 3 godziny 22 minuty, więc zakładam, że świadomość progu psychomotorycznego zmęczenia bardzo pomogła w wykręcenia tak fantastycznego czasu w wieku, w którym mężczyźni w Polsce przechodzą na emeryturę.
Tak, to był efekt permanentnego przełamywania bariery zmęczenia na poziomie kory mózgowej. Swoją drogą wysiłek maratoński jest niewyobrażalny dla osoby, która nigdy nie przebiegła morderczego dystansu, jest ekstremalnym obciążeniem dla całego organizmu.

Ile w pana przypadku trwało takie standardowe przygotowanie do maratonu, a ile regeneracja po nim?
Kończąc książkę pod tytułem „Jak przebiec maraton po pięćdziesiątym roku życia” piszę o minimum półrocznym okresie przygotowawczym. Trenowałem pod kątem pierwszego startu równe 24 tygodnie. Teraz, przed 25. maratonem w życiu, generalnie biegam co drugi dzień pokonując od 15-20 do ponad 30 km w zależności od fazy przygotowań. Im bliżej startu, ten najdłuższy dystans przebiegam w wieku 75 lat, 3-4 razy. Aby go pokonać, mówię o dystansie adaptującym do wysiłku podczas maratonu, odwiedzam podczas jednego treningu 9 okolicznych miejscowości i trzy powiaty. Taki trening trwa ponad 3 godziny. Żartuję, że gdybym wszedł na trening polskich piłkarzy - łącznie z kadrą narodową – to mało kto wytrzymałby moje tempo. Oczywiście, także z tego powodu, iż to jest inna dyscyplina sportu i inna jej specyfika. Jeśli badania wskazują, że z wysoką intensywnością zawodnicy pokonują w granicach około 3-4 km w pierwszej i drugiej połowie to ja przebiegam od 4 do nawet 8 kilometrów na takiej intensywności podczas swojej cotygodniowej „zaprawy”.

Jak długo wraca organizm do normalnego funkcjonowania po maratonie i tym ekstremalnym – jak pan powiada - wysiłku?
Na Antarktydzie już na drugi dzień mogłem przebiec następny maraton, ponieważ niezwykle czyste powietrze powoduje, że jest zupełnie inna dynamika regeneracji. W normalnych, europejskich warunkach dochodzę do siebie około tygodnia. Komórki mięśniowe są napięte i obolałe, wytwarza się niejednokrotnie stan zapalny, są to bardzo przykre sprawy, ale tak do tygodnia można wrócić do siebie. Na Antarktydzie już nazajutrz czułem się doskonale. Przekonałem się, że krystalicznie świeże powietrze, i zimno powodują znacznie większą tolerancję na zmęczenie niż gorąco.

"Na własnej skórze przekonałem się jak nieprawdopodobne rezerwy tkwią w organizmie, i jaką drogą można dobry stan zdrowia utrzymać do późnej
"Na własnej skórze przekonałem się jak nieprawdopodobne rezerwy tkwią w organizmie, i jaką drogą można dobry stan zdrowia utrzymać do późnej starości." archiwum prywatne profesora Jana Chmury

Mam rozumieć, że to nie był pana najtrudniejszy maraton? Że w tropiku, w Afryce czy w Azji było trudniej zaliczyć te 42 km 195 m niż na Antarktydzie?
Na Antarktydzie przebiegłem maraton w 4 godziny, 6 minut 42 sekundy, a w strefie równikowej w 4,5 godziny. Temperatura w nocy sięgała 32 stopni Celsjusza, wilgotność 90 procent i piekielnie trudno było przystosować organizm do takich warunków. Musze dodać, że na Antarktydzie w końcowej fazie biegu, zerwała się potężna wichura i śnieżyca, temperatura odczuwalna wahała się między minus 10 a minus 15 stopni. Fragmentami nie byłem w stanie przełamać prędkości wiatru i chwilami dreptałem po prostu w miejscu. W takim momentach jedna półkula mózgu podpowiadała: - Jasiu, daj spokój, nie ma sensu dalej cierpieć, jesteś już tak wyczerpany, że musisz zejść z trasy. Tymczasem druga półkula podszeptywała: - Nie! Jasiu wspólnie przełamiemy tę barierę zmęczenia, popracujmy jeszcze…
Zmierzam do tego, że niezwykle ważnym elementem jest psychika, ale kluczowym - siła ducha! W czasie każdego maratonu modlę się na różańcu, żeby Pan Bóg pozwolił szczęśliwie zakończyć każdy maraton. Zdaję sobie sprawę jako fizjolog, jako trener, co może się wydarzyć w organizmie w tym wieku. Byłem świadkiem 3 zgonów w czasie maratonu, w Londynie działo się to obok mnie, natomiast w Nowym Jorku tuż przed metą i dosłownie chwilę po zakończeniu biegu. A ja mam kochaną rodzinę i chciałbym jeszcze pożyć troszeczkę, pocieszyć się synami, małżonką, wnuczkami… Dlatego przygotowanie motoryczne i psychiczne łączę z przygotowaniem duchowym i to wyzwala w moim przypadku niebywałą moc. Kiedy na Antarktydzie miałem ostatni upadek 1,5 km przed metą, byłem tak przemarznięty, że nie czułem palców u nóg ani u rąk, drżałem z zimna. Gdy upadłem, to wystąpiły w moim organizmie takie kurcze, że ciało było absolutnie sztywne. Próba podniesienia palca wywołała nieprawdopodobny ból, piekący… Byłem przekonany, że to już jest koniec. Nie tylko maratonu, ale w ogóle kres mojego życia i gdyby nie siła ducha, i nie ten rozerwany różaniec na lodowcu, który zauważyłem, nie wstałbym. Tymczasem wstałem, zrobiłem pierwszy krok, drugi, następny i… następny. Zacząłem biec, dotarłem do mety i zakończyło się to drugim miejscem w mojej kategorii wiekowej na 200 startujących osób.

Gdzie konkretnie biegał pan na równiku?
Na Malediwach, na niewielkiej wyspie Hulhumale położonej na Oceanie Indyjskim. Musieliśmy 7-kilometrową pętlę obiec kilkukrotnie, aby można było osiągnąć dystans maratoński. Biegałem też na Hawajach, w Honolulu, na Pacyfiku, ale tam było łatwiej. Znacznie. Na Malediwach były tak ekstremalnie trudne warunki, że dostałem zatrucia… wodnego. Piłem tak dużo, że w efekcie byłem cały opuchnięty. Tak bardzo, że nie widziałem już obrączki na palcu. W Afryce, na płaskowyżu w Johannesburgu skala trudności była podobna… Biegłem w kotle gorąca: lejący się żar z nieba, 32-34 stopnie Celsjusza i rozgrzany asfalt do około 70 stopni.

W dalszym ciągu pracuje pan ze studentami?
Owszem, kontakt z młodzieżą wyzwala u mnie dodatkową energię. Gdy realizowałem projekt Korona Maratonów Ziemi, studenci we Wrocławiu czekali na mój przyjazd z każdego biegu - co ciekawego przywiozę, jakie obserwacje? Fajna sprawa, ponieważ to też tak człowieka troszeczkę podnosi na duchu i mobilizuje, żeby jutro być jeszcze lepszym, tym razem na wykładzie. Teraz dzielę się wiedzą i doświadczeniem w Warszawie, w niepublicznej Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie. Na uczelniach państwowych po osiągnięciu 70 roku życia już nie mogę. Mimo biologicznych 55 lat i faktu, że jestem pełen werwy; decydują kwestie formalne.

Wspomniał pan, że dzieło naukowe we Wrocławiu kontynuuje syn – Paweł. Też już akademik z tytułem profesora, zdaje się, że najmłodszy w Polsce.
Zastanawialiśmy się, co dalej, gdy Paweł kończył studia. Na uczelni płace były i są nadal na bardzo niskim poziomie; aby zafunkcjonować - taki młody człowiek musi pracować na 2-3 etatach. Zadeklarowałem po prostu daleko idącą pomoc finansową, bo akurat była taka możliwość – to przywilej, bo wiem, że wiele osób takich możliwości nie ma i nie kontynuuje dalej pracy naukowej. Syn zajął się zagadnieniami związanymi z grami zespołowymi i fizjologią wysiłku fizycznego. Nie było łatwo, ale dziś Paweł mówi: - Tato, piłka nożna i badania naukowe to moje życiowe pasje. Stara się wdrażać naukowe wnioski do praktyki, podnosząc tym samym jakość treningową. No, a jako ojciec dziękuję Panu Bogu, że dożyłem takich czasów, że dziecko ma tak ogromną satysfakcję z pracy zawodowej. W wieku 37 lat został profesorem i widzę, że naprawdę na tej drodze się spełnia. I w sumie myślę, że początki miał mimo wszystko… łatwiejsze ode mnie. Gdy prowadziłem badania w AWF Wrocław - Punkt Konsultacyjny w Jeleniej Górze - i w Wojewódzkiej Przychodni Sportowo-Lekarskiej w Jeleniej Górze, moje pierwsze projekty – a od początku zgłębiałem zagadnienia związane z funkcją mózgu w procesie treningowym i generalnie z wydolnością fizyczną – były bardzo różnie odbierane. Jako że funkcjonowałem w zagłębiu sportów zimowych, początkowo zajmowałem się zawodnikami uprawiającymi właśnie te dyscypliny. Później doszli kolarze z Lechem Piaseckim i Zenonem Jaskułą na czele, a w kolejnych latach specjaliści w innych dziedzinach. Nawet jednak wówczas moje projekty badawcze spotykały się z, hm, dużym dystansem środowiska naukowego. A nawet – z niedowierzaniem i komentarzami, iż staram się uprawiać „pseudonaukę”. Długo zamiast akceptacji i zrozumienia, miałem kłody pod nogami. Dopiero publikacje w najbardziej prestiżowym w latach 80-tych niemieckim czasopiśmie naukowym, zmieniły postrzeganie mojej pracy. Dlatego młodych ludzi utwierdzam w przekonaniu w sens wysiłków, które podejmują; podstawą jest zawsze wiara w siebie. Nie można się poddawać i załamywać, przejściowe porażki są wkalkulowane w końcowy sukces - jestem tego najlepszym przykładem! A swoim studentom niezmiennie powtarzam: wciąż wiele pozostało do odkrycia w świecie nauki. Bo taka jest właśnie prawda…

Rozmawiał Adam GODLEWSKI

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

T
To Ja
u mnie działa łonanism i chlanie wódy, odmładza
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl