Pewnie, mimo że występ Roberta był naprawdę znakomity – czuł piłkę, świetnie czytał grę, dobrze radził sobie w fizycznych pojedynkach ze stoperami przeciwnika – pozostał też jakiś niedosyt; bo po perfekcyjnej grze RL9 zamknąłby to spotkanie hat-trickiem i w sposób jeszcze bardziej dosadny podkreślił swój udział w rozłożeniu Realu na łopatki. Każdemu piłkarzowi globu wypada jednak życzyć, aby w wieku 36 lat miał jedynie takie rozterki, że wbił Królewskim w Madrycie „tylko” dwa gole, choć mógł – i w zasadzie powinien – co najmniej trzy.
A jednak - Robert oszukuje PESEL!
W zeszłym sezonie wydawało się przecież, że obserwujemy już początek końca niewątpliwie wspaniałej kariery najlepszego polskiego piłkarza wszech czasów. Na 14. bramkę Roberta w ekstraklasie hiszpańskiej czekaliśmy bodaj do kwietnia, nasz goleador generalnie grał (podobnie jak cały kataloński zespół) chimerycznie, a celownik miał ewidentnie niewyregulowany. Powszechne były wówczas (a nawet uprawnione) opinie, że o ile Lewy nie zapomniał, jak gra się na pozycji numer 9, to na najwyższy poziom już nie wróci. Coś się bowiem po prostu, z banalnego powodu, o którym przypomina każdemu PESEL, skończyło…
Tymczasem w trwających rozgrywkach La Ligi RL9 jeszcze przed upływem października dobił do 14 goli i na tym etapie wypracował znaczącą zaliczkę nad największymi konkurentami do tytułu króla strzelców. Mało tego, piłka tak szuka Roberta pod bramką przeciwnika (czytaj: tak system gry Barcelony na „dziewiątkę” nakierował trener Hansi Flick), że Lewandowski znów popisał się serią, jaką potrafił imponować jedynie w najlepszym momencie w Bayernie. Otóż w pięciu ostatnich występach – z których dwa przypadły w Lidze Mistrzów, a wśród rywali były tak utytułowane i cenione drużyny jak te z Madrytu i Monachium – za każdym razem zdobywał gole, a w sumie uzbierał ich na tym odcinku 10. Słownie: dziesięć! Co, statystycznie, daje dwa na spotkanie, i świadczy o niebywałych formie i rozpędzie strzelca.
Reaktywacja u Herr Flicka
Bez dwóch zdań – Herr Flick ma patent na serwis dla Lewandowskiego, dzięki czemu kibice Barcelony obserwują najlepszą po przebytej reaktywacji wersję Roberta. Szkoda zatem ogromna, że takiego pomysłu na obsługę Lewego ewidentnie brakuje Michałowi Probierzowi. Od początku kadencji obecnego selekcjonera kapitan zdobył (w 12 występach/meczów było w sumie 15) zaledwie trzy gole w kadrze (w tym 2 z rzutów karnych). Mocno rozpędzony napastnik w Barcelonie trafia teraz średnio co 64 minuty, w drużynie narodowej u Probierza – co 277 minut. Co na pewno nie wynika z formy Roberta, a i słabszym towarzystwem w reprezentacji (niż w Barcelonie) trudno wytłumaczyć aż taką dysproporcję.
Michale, masz nad czym myśleć...
