- Dziś w zasadzie tam naprawdę pierwszy raz rzucałam oszczepem po mistrzostwach Europy. Nie mogłam normalnie trenować, chodzić, a co dopiero rzucać. Zastanawialiśmy się w ogóle, czy tu wystartuję
- mówiła po zdobyciu złotego medalu mistrzostw Polski Maria Andrejczyk. W konkursie w Bydgoszczy nie miała jednak sobie równych.
Przyznała, że to efekt urazu, którego nabawiła się jeszcze we Włoszech.
- Na początku tygodnia było jeszcze ostrzykiwanie osoczem. Dziś po próbnych rzutach zdecydowaliśmy, że startujemy. W każdej kolejnej próbie czułam się pewniej. Wynik jest super, jak na takie okoliczności
- powiedziała wicemistrzyni olimpijska z Tokio, która tym wynikiem w praktyce zapewniła się start na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Do minimum zabrakło 7 cm, ale dzięki występowi na mistrzostwach Polski zawodniczka z Suwałk bardzo awansowała w rankingu.
- Teraz będzie czas, żeby to wszystko w spokoju poskładać do igrzysk. To one są celem. Nie chciałam jednak odpuścić mistrzostw Polski, bo przez kontuzje opuściłam ich sporo w ostatnich latach. Chciałam dziś wziąć to, na co zasługiwałam w tym sezonie i się udało. Pewnie, że lepiej by było, aby w mojej karierze od Rio wszystko się udawało, ale być może to po prostu "moja droga ninja", tak jak w mojej ulubionej anime
- powiedziała nieco żartobliwie.
Przyznała, że w Bydgoszczy rzucała "siłą woli", ale w końcu mogła założyć swoje ulubione kolce.
- Dużo rozmawiałam ze swoim ciałem, słuchałam go, czułam się coraz pewniej. Mistrzostwa Europy były bardzo ważną, potrzebną lekcją. Teraz odbijam się od dna. Jedyna droga wiedzie w górę
- podsumowała Andrejczyk.(PAP)
