Ewa Różańska zdobyła srebrny medal mistrzostw Europy w Monachium, chociaż przed finałem mało było takich, którzy postawiliby na taki rozwój wypadków. Polka w pierwszym rzucie poprawiła rekord życiowy - 71.63 m, a w szóstej serii poprawiła się na 72.12 m. W środowisku wiedziano, że to talent rzutowy, ale do niedawna trudno było nawet jednoznacznie wskazać, czy ostatecznie zdecyduje się na pchnięcie kulą, czy rzut młotem.
W Niemczech wykorzystała pierwszą szansę na medal w seniorskiej imprezie międzynarodowej. Sezon poukładał się tak, że to ona jako jedyna reprezentowała Polskę w walce o medale. Z udziału w zawodach w Monachium kontuzja wykluczyła dominatorkę w tej konkurencji Anitę Włodarczyk. W eliminacjach odpadła medalistka olimpijska Malwina Kopron. Na placu boju została Różańska i postanowiła wykorzystać sytuację do granic możliwości.
Polka przegrała tylko z Rumunką Biancą Florentiną Ghelber. Trzecie miejsce zajęła Włoszka Sara Fantini.
Luźna Ewa
Od tego sezonu trenerką Różańskiej została Malwina Wojtulewicz-Sobierajska, która do 2021 roku trenowała Wojciecha Nowickiego, doprowadzając go do medali mistrzostw świata, a przede wszystkim do olimpijskiego złota w stolicy Japonii. Teraz wróciła w wielkim stylu z nową, bardzo młodą zawodniczką.
- Szczerze powiedziawszy, pierwszym niespodziewanym medalem w mojej karierze trenerskiej był brąz Wojtka Nowickiego na mistrzostwach świata w 2015 roku w Pekinie. Tam też chyba nikt nie wierzył, że on może zdobyć medal - powiedziała trenerka, która zmagania swojej nowej podopiecznej śledziła z Polski.
- Bardzo mi się podobało podejście Ewy. Była bardzo luźna, a jednocześnie wiedziała, po co tam przyszła. Nie było żadnej „spiny”. Wcześniej miałyśmy wszystko przegadane. Mówiłam jej, że nerwy są niepotrzebne, bo już nic nie musi, a może tylko coś wygrać. Mówiłam jej, aby walczyła o marzenia - wskazała Wojtulewicz-Sobierajska.
Dodała, że kocha sport właśnie z powodu jego nieprzewidywalności. - Przychodzi „młoda” i stare wygi leje. To piękne - mówiła.
Dziewczyna z charakterem
- Niektóre rywalki nie wytrzymały presji - przyznała Wojtulewicz-Sobierajska. - Nie wiem, co tam się stało, ale wszystko zadziało się na naszą korzyść. Jestem spełnionym trenerem. Pracuję z Ewą od tego roku i znów udało mi się przygotować zawodnika tak, że szczyt dyspozycji wypadł podczas imprezy docelowej. Lepiej nie mogłam sobie tego wymarzyć.
Analizując ostatnie miesiące i zakończenie współpracy z Nowickim oceniła, że „nic nie dzieje się bez przyczyny”. - Jestem znów szczęśliwym trenerem - powiedziała pani szkoleniowiec. - Cieszę się ze swojej pracy. Dziewczyny dają mi teraz wiele radości z pracy. Z młodymi zawodniczkami pracuje się inaczej, ale zajrzałam do swoich notatek i szybko przestawiłam się na te tory.
W jej ocenie Różańska jest dziewczyną „na bardzo dalekie rzucanie”.
- Ona swoim charakterem, spokojem przypomina zarówno Wojtka Nowickiego, jak i Anitę Włodarczyk. Ewa nie lubi takiego porównywania, ale jest niezwykle pracowita. Asia Fiodorow była ekspresyjna, ale także bardzo ciężko zasuwała na treningach. Lubię pracować z ludźmi konkretnymi, którzy wiedzą, po co uprawiają sport. Ewa przeprowadziła się do Czarnej Białostockiej. W tej miejscowości oraz w Białymstoku przygotowywałyśmy się do mistrzostw Europy. Zimą byłyśmy na jednym obozie klimatycznym w Portugalii - opowiedziała o przygotowaniach do sezonu.
Różańska od razu po sukcesie zadzwoniła do swojej trenerki. - Były łzy, nie ma co ukrywać - podkreśliła Wojtulewicz-Sobierajska. - Mówiłam jej, że 72 metry starczą na medal, bo takie były możliwości finalistek. Stawiałam jednak, że to może dać brąz. Dało srebro. Łatwo się jednak mówi, a to trzeba było zrobić.
