Na rozprawie w czwartek 4 marca w Sądzie Okręgowym w Łodzi Grzegorz Łuczak po raz kolejny zapewnił, że jest niewinny i złożył obszerne wyjaśnienia. Wcześniej pogrążył go zeznaniami jego dobry znajomy Adam K., który też był policjantem. Według Adama K., na pomysł skoku stulecia, o którym nawet śledczy mówili, że był prawdziwym majstersztykiem, wpadł właśnie Grzegorz Łuczak.
Ma ludzi na mieście, którzy taki skok mogą wykonać.
Z zeznań Grzegorza Łuczaka wynikało, że w tej kwestii mogło dojść do nieporozumienia. Otóż pewien ochroniarz okradł bankomat pod Gorzowem Wielkopolskim i oznajmił, że mógłby ukraść cały bankowóz. Oskarżony stwierdził, że jest to możliwe. Swoimi uwagami najpierw podzielił się z Radosławem B., dyrektorem swojej macierzystej firmy ochroniarskiej Servo, z której wywodzili się sprawcy skoku stulecia, a potem z Adamem K. na jego działce podczas grilla.
- Po pewnym czasie Adam K. oznajmił, że ma ludzi na mieście, którzy taki skok mogą wykonać. Najpierw śmiałem się z takiego projektu, a potem krzyczałem, że nie życzę sobie tego typu rozmów – zaznaczył Grzegorz Łuczak.
Sam musiałbym oddawać bankowi skradzione pieniądze
I nawiązał do innych zeznań swego adwersarza. Wynikało z nich, że Grzegorz Łuczak miał oznajmić, że w przypadku skoku na bankowóz nic się nie stanie, gdyż firma Servo dostanie odszkodowanie od ubezpieczyciela.
- To nieprawda. Tak nie powiedziałem. A to dlatego, że wiedziałem, iż ubezpieczenie obejmuje tzw. kradzież pracowniczą do wysokości 50 tys. zł. Tymczasem fałszywy konwojent, który uprowadził bankowóz, był pracownikiem Servo legalnie w niej zatrudnionym. A to oznaczało, że firma – w przypadku kradzieży powyżej 50 tys. zł - nie dostanie odszkodowania. Jest to o tyle istotne, gdyż jako współwłaściciel Servo, mający w niej 20 procent udziałów, sam musiałbym oddawać bankowi skradzione pieniądze – stwierdził Grzegorz Łuczak.
Prezes Servo, Jarosław Kur, który jest w tej sprawie oskarżycielem posiłkowym, powiedział nam, że jego firma ma jeszcze do oddania bankowi około dwóch milionów złotych.
Skok odbył się gładko. Zrabowane miliony zniknęły
Sprawcy skoku stulecia doprowadzili do tego, że główny wykonawca Krzysztof W. działając pod fałszywym nazwiskiem trafił do oddziału spółki Servo w Poznaniu, gdzie pracował jako ochroniarz przy rozwożeniu pieniędzy do bankomatów. Według śledczych, Grzegorz Łuczak pozostawał w cieniu, natomiast na pierwszej linii działali: Krzysztof W., Adam K., Marek K. i Dariusz D.
Skok odbył się bez problemów: 10 lipca 2015 roku. Gdy bankowóz zatrzymał się w Swarzędzu i dwaj konwojenci poszli do banku, Krzysztof W. odjechał samochodem, włączył system zagłuszający GPS i zatrzymał się w w lesie. Tam czterej sprawcy przeładowali kasety z banknotami i dwoma autami ruszyli w stronę Łodzi. Przyjechali do domu Adama K. pod Lutomierskiem. Tam zrabowaną gotówkę podzielono na cztery części – po około 2 mln zł w każdej.
Według zeznań Adama K., Marek K. i Krzysztof W. - Dariusz D. wcześniej odłączył się - wzięli swoją „dolę” i odjechali, zaś pozostałe dwie kupki Adam K. i Grzegorz Łuczak zakopali na pustej działce tuż za płotem posesji Adama K., który po pewnym czasie przybył w to miejsce i doznał szoku ujrzawszy pustą skrytkę.
W sprawie tej Sąd Apelacyjny w Łodzi w 2019 roku prawomocnie skazał: Krzysztofa W. na 8 lat i 2 miesiące więzienia, Adama K. na 6 lat i 2 miesiące, Marka K. na 7 lat i Dariusza D. na 6 lat więzienia.
