Panie Ministrze, oglądał pan film „Zielona granica” Agnieszki Holland?
Oglądałem tylko pierwszą część filmu. Nie miałem czasu, żeby obejrzeć więcej. Muszę niestety z olbrzymią przykrością i rozczarowaniem potwierdzić, że opinie, które czytałam na temat tego filmu się potwierdzają. Oczywiście, nie mogę w tej chwili ocenić całego filmu, bo tak, jak już powiedziałem, obejrzałem połowę, ale przedstawienie działań Straży Granicznej, które widziałem na ekranie, wydaje się po prostu mocno nieprawdziwe. Trudno sobie wyobrazić, żeby polskie służby zachowywały się z taką agresją wobec osób starszych czy wobec matki z dzieckiem. Pogarda, sadyzm, wstręt – tak nie wygląda rzeczywistość. Mamy do czynienia z tendencyjną, propagandową interpretacją, mającą przedstawiać bardziej niż w złym świetle polskie państwo i polskie służby. Bardzo nad tym boleję, bo to jest po prostu kłamstwo. I to kłamstwo odwołujące się do jednoznacznych skojarzeń: ostre oślepiające światło reflektorów, szczekające psy rzucające się na imigrantów. Wygląda to niestety tak, jakby pani Holland chciała skłamać na temat współczesnej rzeczywistości i użyć tego filmu w celach politycznych, w kampanii wyborczej. Ale chyba się przeliczyła…
Film został dofinansowany m.in. przez instytucje zależne od warszawskiego ratusza oraz Urzędu Marszałkowskiego woj. mazowieckiego. Czy instytucje zależne od MKiDN w jakikolwiek sposób dofinansowały film Agnieszki Holland?
Nie. Dlatego, że zapowiedź filmu o tej tematyce w kampanii wyborczej była jednoznacznie polityczna, w związku z czym nie widziałem powodu, żebyśmy mieli ufać osobie, która wypowiada się publicznie w bardzo agresywny sposób, przekraczając standardy wypowiedzi w debacie publicznej. Przypominam wypowiedzi dotyczące np. „dzieci smoleńskich”. Ktoś, kto używa takiego określenia w kontekście osób, których rodzice zginęli w katastrofie smoleńskiej, bo nie podoba mu się ich zaangażowanie polityczne, chyba traci poczucie rzeczywistości. Zresztą, niektóre interpretacje czy nawet inwektywy pani Holland dotyczące tego filmu i kontekstów z nim związanych, czy porównywanie tzw. „aktywistów” do Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, są po prostu skandaliczne. Ten film od początku powstał jako narzędzie kampanii politycznej. Dlatego uważaliśmy, że nie powinniśmy finansować takiego przedsięwzięcia, a pani Holland nam to ułatwiła, bo po prostu nie występowała do nas o środki. Natomiast decyzje wsparcia filmu przez pana Trzaskowskiego i pana Struzika uważam za nieodpowiedzialne, ale jednocześnie symptomatyczne. Przypominam, że jesteśmy w stanie wojny hybrydowej na polskiej granicy, a funkcjonariusze służb każdego dnia idą do pracy i nie wiedzą, co tam się stanie. Ci ludzie bronią naszego bezpieczeństwa i w zasadzie podstawy funkcjonowania państwa, bo bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne to dwie główne, priorytetowe funkcje państwa. Intencje pani Holland od początku były jasne, więc obaj panowie wiedzieli dobrze, co finansują.
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego szykuje jakąś odpowiedź na film Agnieszki Holland? Może jakieś zachęty, aby ktoś nakręcił film o prawdziwych wydarzeniach na granicy Polski z Białorusią?
Ministerstwo nie produkuje filmów, ministerstwo co najwyżej inspiruje i tworzy warunki do ich powstawania. W tym wypadku, z uwagi na wojnę hybrydową i powagę sytuacji, wszelkie inspiracje fabularne nie są chyba jednak wskazane. Co najwyżej dobry film dokumentalny. Ale i to zależy przede wszystkim od twórców.
