- Takiego koszmaru jak podczas tamtego badania nigdy nie przeżyłem. Lekarz był zdenerwowany, bardzo niedelikatny. Mówiłem, że czuję wielki ból, ale nie reagował - wspomina Andrzej Maciołek. Cztery dni później trafił do szpitala przy ul. Kamieńskiego. Nieprzytomny.
- Ordynator powiedział, że jeszcze kilka godzin i nie żyłbym. Zapytał, czy wiem, jaką krzywdę wyrządził mi lekarz, który robił kolonoskopię - opowiada Andrzej Maciołek. - A potem usłyszałem najgorsze, że muszę mieć stomię, bo mam przerwane jelito grube. Świat mi się zawalił.
Od feralnej kolonoskopii minęły prawie trzy lata. Wrocławianin został rencistą, przeszedł trzy operacje i niewykluczone, że czekają go następne. Oprócz stomii ma też ogromny, niegojący się ropień. Wrocławscy chirurdzy odesłali z nim mężczyznę do prof. Adama Dzikiego z Łodzi, najlepszego proktologa w Polsce.
Dotkliwie okaleczony pacjent zgłosił sprawę do prokuratury i do sądu lekarskiego. Prokuratura umorzyła sprawę, bo biegły sądowy uznał, że nie doszło do błędu lekarskiego.
- Rzadko zdarza się, by z dokumentacji lekarskiej wynikało, że zagrożenie życia i stan zdrowia pacjenta są konsekwencją błędu lekarskiego. A w wypisie ze szpitala przy Kamieńskie-go i w innych dokumentach lekarskich jest napisane, że mój klient doznał jatrogennego uszkodzenie jelita grubego, co oznacza, że doszło do błędu lekarskiego - mówi Tomasz Łacny, adwokat Andrzeja Maciołka. - Pierwsza opinia biegłego w ogóle się do tego nie odnosiła.
Poszkodowany złożył zażalenie na decyzję prokuratury, a sąd ją uwzględnił. Nakazał ponownie zbadać sprawę. Prokuratura powołała tym razem zespół biegłych z zakładu medycyny sądowej z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Mieli sporządzić ją do 28 lutego, ale jest październik, a opinii nie ma.
- Ponaglaliśmy już biegłych pismem z 10 września. Czekamy na odpowiedź. Zlecę, by ustalić, dlaczego zakład medycyny sądowej z Łodzi jeszcze nie odpisał i ustalić, kiedy wyda opinię - zapewnia Jarosław Dorywała, prokurator rejonowy prokuratury Wrocław Stare Miasto.
To, co jest oczywiste dla lekarzy ratujących życie wrocławianina, nie jest już takie dla ich kolegów po fachu z Okręgowego Sądu Lekarskiego Dolnośląskiej Izby Lekarskiej, którzy umorzyli sprawę. W uzasadnieniu napisali wprawdzie, że „niekwestionowanym i bezspornym faktem pozostaje, że następstwem wykonanej u pacj. Andrzeja Maciołka kolonoskopii było jatrogenne uszkodzenie odbytnicy”, uznali jednak, że było to „powikłanie, będące ryzykiem zabiegu endoskopowego, o czym pokrzywdzony został wnikliwie poinformowany”.
Lekarz, który wykonał feralną kolonoskopię, zapytany, czy czuje się winny, nie odpowiada wprost. - Kolonoskopia jest badaniem inwazyjnym, związanym z ryzykiem wystąpienia powikłań. Każdy pacjent jest informowany o ryzyku i że w razie wystąpienia niepokojących objawów powinien bezzwłocznie zgłosić się do lekarza wykonującego badanie - mówi gastrolog i dodaje: - Każde badanie wykonuję z należytą starannością i uwagą.
Andrzej Maciołek ma żal do lekarza: - Do dziś nie odezwał się do mnie i nie zdobył się na słowo „przepraszam”.
Wrocławianin marzy o tym, by odzyskać zdrowie. - Czekam na sprawiedliwość. Jeśli nie znajdę jej w Polsce, napiszę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - mówi.