USA to jedyne globalne supermocarstwo. W sensie nie tylko liczby żołnierzy i posiadanej broni (w tym nuklearnej), ale też możliwości prowadzenia działań wojennych w dosłownie każdym zakątku świata. Jeśli dodamy do tego pozostałych sojuszników z NATO, czyli Europę i Kanadę, staje się jasne, jak wielkim wyzwaniem dla Rosji było targnięcie się na wojnę z Sojuszem Północnoatlantyckim.
Udział Stanów Zjednoczonych w NATO, w różnych kategoriach oceny potencjału zbrojnego - od liczby żołnierzy służby czynnej i generalnie rezerw, przez liczbę czołgów i samolotów, po liczbę okrętów i artylerii, wynosi od 30 do nawet 70 proc. W przypadku broni atomowej to nawet ponad 90 proc.
Siły na lądzie
Przede wszystkim Amerykanie biją na głowę i resztę sojuszników z NATO, i Rosję, pod względem liczby wojska. W przypadku żołnierzy w służbie czynnej to blisko 1,4 mln ludzi. Reszta NATO to 2,2 mln, a Rosja – 800 tys. Różnica między Sojuszem (łącznie z USA) a Rosją jest zdecydowanie mniejsza w przypadku czołgów – choć jest też oczywiste, że nowocześniejsze, lepsze ma NATO (USA – 5,5 tys., reszta NATO – 9,1 tys., Rosja – 12,5 tys.).
Sami Amerykanie mają przewagę nad Rosją, jeśli mowa o pojazdach opancerzonych, od BTR-ów, przez BMP po MRAP-y (50 tys. do 45 tys.) – a przecież reszta NATO ma dodatkowo 93 tys. Przewagę liczbową ma za to nad rywalem Rosja w przypadku artylerii, w tym też rakietowej – choć tutaj też należy pamiętać o różnicy jakościowej, o czym choćby przekonuje HIMARS.
Siły na morzu i w powietrzu
Rosja to typowe lądowe mocarstwo, z kolei USA od początków epoki militarnej potęgi uchodzą za mocarstwo morskie, ale przede wszystkim hegemon w powietrzu. Łącznie różnego typu samolotów wojskowych Amerykanie mają niemal dwa razy tyle, co reszta sojuszników z NATO i trzykrotnie więcej niż Rosja. Podobne proporcje mamy w przypadku śmigłowców.
Jeśli chodzi o łączną liczbę różnego typu wojskowych jednostek pływających, od największych po najmniejsze, Amerykanie na papierze wyglądają dość blado. Ale przecież nie o same liczby chodzi. Grupy lotniskowcowe pływają po wszystkich oceanach – pod tym względem USA są absolutnym hegemonem. Zwłaszcza w porównaniu z Rosją i jej jednym wciąż naprawianym lotniskowcem.
Pod względem konwencjonalnym Rosja nie ma cienia szans na sukces w konfrontacji z NATO. Ale pozostaje jeszcze arsenał atomowy. Tutaj jest właściwie remis. I chyba już tylko na to liczyć może Kreml, stąd ciągłe sięganie po jądrowy straszak.


lena