Nie ma ciała, nie ma tożsamości. Ale jest prawomocny wyrok za zabójstwo i konsumpcję człowieka 20 lat temu

Mariusz Parkitny
Mariusz Parkitny
Na 25 lat został w poniedziałek skazany Robert M. jeden z oskarżonych o dokonanie zabójstwa, a później częściowego zjedzenia swojej ofiary pod Choszcznem
Na 25 lat został w poniedziałek skazany Robert M. jeden z oskarżonych o dokonanie zabójstwa, a później częściowego zjedzenia swojej ofiary pod Choszcznem archiwum gs24
- Sprawiedliwość została wymierzona po latach. W tej sprawie zrobiono wszystko, co możliwe, aby sprawca nie uniknął kary, choć bardzo chciał jej uniknąć - mówił sędzia Stanisław Stankiewicz, uzasadniając wyrok w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat. Robert M. zlecił zabójstwo mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Uczestnicy koszmaru zjedli po kawałku jego ciała, aby w ten sposób zawrzeć pakt o zachowaniu tego w tajemnicy.

Sąd Apelacyjny utrzymał wczoraj w poniedziałek wyrok 25 lat więzienia na Roberta M. Po ogłoszeniu prawomocnego wyroku, od razu trafił do aresztu.

- 25 lat za to, że jestem niewinny - krzyczał Robert M. w drodze do aresztu.

Trzej jego kompani mieli więcej szczęścia. Odpowiadali za zbezczeszczenie zwłok. Ze względu na upływ lat od zdarzenia, sąd umorzył ich wątek. Sprawie od samego początku media nadały przydomek "kanibalistycznej", choć jak zwrócił uwagę sąd, nie o kanibalizm tu chodziło.

- Tu nie mieliśmy do czynienia z osobami, które chciały dokonać aktu kanibalizmu ze względu na jakąś ideologię. Tu chodziło o to, aby zawrzeć pakt milczenia między uczestnikami tego zabójstwa - mówił sędzia Stankiewicz.

Zwrócił uwagę, że choć od zdarzenia minęło ponad 20 lat, to ludzie zaangażowani w wyjaśnienie tej sprawy zrobili wszystko, co możliwe, aby do procesu doszło.

- Do setki czynności związanych ze zbieraniem dowodów, zabezpieczaniem ich, poszukiwaniem ciała i wiele innych - wyliczał sędzia.

Dlatego zdaniem sądu nie był to proces poszlakowy.

- Udało się zabrać nie poszlaki, a dowody - mówił.

Jednym z takich dowodów były zeznania Rafała O. oraz Zbigniewa B., którzy brali udział w koszmarze. Nigdy nie ustalono kim był pokrzywdzony. Nie znaleziono też jego ciała.

Zabójstwo wyszło na jaw dopiero sześć lat temu, gdy policja otrzymała list podpisany przez Zbigniewa B., jednego z mężczyzn, który miał brać udział w zbrodni. List był na temat zapomnianego przestępstwa. Problem w tym, że w chwili wysłania listu R. nie żył już od miesięcy - ktoś wrzucił przesyłkę do skrzynki za niego. Policjanci jednak nabrali przekonania, że list nie jest fikcją. Ruszyło śledztwo.

Wyłoniono podejrzanych. Czterem mężczyznom założono podsłuchy na telefony. Główny oskarżony to Robert M. ps. Student, spawacz, ojciec czwórki dzieci. Do tej pory nie był karany. Udziałowi w zbrodni zaprzecza też Sylwester B., ślusarz z Zielonej Góry, szwagier trzeciego z oskarżonych Janusza Sz. Czwarty oskarżony to Rafał O., kawaler, rencista. To on przyznał, że widział, jak dochodzi do zbrodni i dość szczegółowo ją opisał.

Co miał powiedzieć podczas śledztwa? Do zabójstwa doszło w 2002 r. (między lipcem a październikiem) i że wszyscy oskarżeni spotkali się w nieistniejącym już barze „U Józka” w miejscowości Łasko (pow. choszczeński). Tam miało dojść do spięcia między Robertem M. a nieznanym mężczyzną. Samochodem tarpan, do którego wsiadł również nieznajomy, wszyscy pojechali nad jezioro Osiek (auta nie udało się odnaleźć). Tam Robert M. rozpalił ognisko. A potem Zbigniewowi B. miał powiedzieć: „Wiesz, co masz zrobić”.

- Zbigniew wtedy usiadł na tym mężczyźnie i poderżnął mu gardło. A potem odciął mu głowę. To nie był jeden cios. On ją odcinał! Ja wtedy płakałem jak dziecko. A on odciął kawałek mięsa z boku ciała i kazał nam upiec je na ognisku. I zjeść. Gdy mówiłem im, by się opamiętali, oni mi grozili. Nawet nie wiem, jaki to był smak tego mięsa, byłem tak zdenerwowany - twierdzi Rafał O.

Zbigniew B. odkroił jeszcze kilka kawałków mięsa i podał pozostałym biesiadnikom. Reszta zwłok została zapakowana w folę, obciążona kamieniami i wrzucona do jeziora - pomimo poszukiwań ciała nigdy nie znaleziono.

Choć Rafał O. składał wyjaśnienia piętnaście lat po wydarzeniu, choć miał problem z alkoholem i upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim, sąd nie ma wątpliwości, że mówi prawdę - przez podsłuchy. Wiemy więc na pewno, że skarżony pijąc alkohol za każdym razem wracał do wydarzeń znad jeziora. Opowiadał sąsiadowi co się wtedy stało. Zawsze tak samo. Na dodatek z płaczem, często klęcząc.

- To była dla niego trauma, którą wciąż na nowo przeżywał - mówił sąsiad Rafała O.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie ma ciała, nie ma tożsamości. Ale jest prawomocny wyrok za zabójstwo i konsumpcję człowieka 20 lat temu - Głos Szczeciński

Wróć na i.pl Portal i.pl