Dorota P. była jedną z sześciu osób, którą uniewinniony mężczyzna, który odsiedział niesłusznie 18 lat w więzieniu, oskarżył o udział w jego skazaniu.
Jak ustaliła gazeta kobieta trafiła do lecznicy w czwartek, z powodu duszności, które nagle ją dopadły. Po trzech dniach, w sobotę wieczorem, zmarła. Kilka tygodni wcześniej leżała dłużej w szpitalu, ale po wyjściu nie narzekała na problemy zdrowotne.
- To bardzo dziwne, że Dorota zmarła akurat teraz – mówi dziennikowi jeden z bliskich znajomych kobiety.
Gazeta ustaliła, że śledczy interesowali się Dorotą P. od około roku. To właśnie wtedy wezwano ją po raz pierwszy na przesłuchanie. – Kilka razy ją przesłuchiwali. Opowiadała, że zabierali ją do ciemnych pomieszczeń, straszyli, a później badali wariografem, jakby chcieli coś na niej wymusić – mówi informator „Faktu”.
Kobieta miała za każdym razem powtarzać śledczym, że Komendę rozpoznała sama na portrecie pamięciowym i nikt jej do tego nie nakłaniał. Jednak zdaniem informatora gazety kilka miesięcy temu kobieta wspominała, że wtedy, przed laty, policjanci ją szantażowali i straszyli.
Gazeta przypomina, że trzy miesiące temu ujawniła, iż Dorota P. w latach 90. była prostytutką, obracającą się w kręgu wrocławskich policjantów i prokuratorów.
„W tajemniczych okolicznościach pojawiła się w śledztwie dotyczącym zgwałcenia i zabicia Małgosi Kwiatkowskiej. I to właśnie ona pod koniec 1999 roku rzuciła fałszywe oskarżenia na Tomasza Komendę. 24-letniego wówczas Tomasza znała, bo była sąsiadką jego babci. W śledztwie oczerniała go, przekonując m.in., że to człowiek zdolny do dokonania tak makabrycznej zbrodni” - czytamy w dzienniku.
POLECAMY: