Kilka lat temu francuska (publiczna) stacja telewizyjna France Sat 3 zapraszała najlepszych tenisistów świata do specjalnej budki z karaoke. Przez kilka edycji wielkoszlemowego French Open była to mała tradycja. Paryską budkę odwiedziły niemal wszystkie wielkie gwiazdy światowych kortów. Roger Federer śpiewał „Simply The Best” Tiny Turner, Rafael Nadal wywijał to utworu „La Bamba” Ritchiego Valensa, ale największe show dał Novak Djokovic i jego interpretacja „I will survive” Glorii Gaynor.
Wtedy Serb największe sukcesy miał dopiero przed sobą, a na koncie przegrany w 2007 roku finał US Open z Federerem. Już jednak dało się wyczuć, że tenis zyskał kolejną wielką postać, a jeśli nie wielką, to wyrazistą. Zabawną również, bowiem Nole szybko dał się poznać jako ekspert od parodiowania innych. Andy Roddick, Rafael Nadal, Roger Federer, Maria Szarapowa, John McEnroe, Filippo Volandri byli przez Serba parodiowani wiele razy i nikt się na niego nie obrażał. Ba, Djokovicia z Szarapową ponoć łączyło potem coś więcej niż tylko przyjaźń.
Djokovic przez lata robił wszystko, by zaskarbić sobie jak największą sympatię kibiców. - Myślę, że on ma chorą obsesję, aby być lubianym. Chce być jak Roger Federer. Być tak bardzo lubiany, że osobiście nie mogę tego znieść - powiedział Nick Kyrgios. Australijski tenisista nie jest jedyną postacią, która ma takie zdanie. Zeszłoroczny finał Wimbledonu na pewno musiał boleć Djokovicia. Londyńska publiczność w sposób ewidentny kibicowała Rogerowi Federerowi, ale ich ulubieniec jednak przegrał.
- Tenis to sport majętnych ludzi i oni nie mogą pojąć, że ktoś pochodzący z małej i biednej Serbii od ponad dekady jest najlepszy na świecie. Novaka źle traktują nie tylko w Londynie. Tak jest wszędzie - w Nowym Jorku, Paryżu, Madrycie. Ale on nie narzeka. Jest najlepszy w historii, a, kiedy zakończony karierę, zamieszka w swoim kraju ze swoimi ludźmi - mówi Srdjan Djokovic, ojciec tenisisty, w przeszłości również świetny sportowiec, mistrz Jugosławii w narciarstwie alpejskim.
Novak chciał coś zrobić „dla swoich ludzi” w czasach pandemii COVID-19. Zorganizował Adria Tour. Pierwsza odsłona towarzyskiego turnieju odbyła się w jego rodzinnym Belgradzie, przy „serbskich” zasadach funkcjonowania w czasach koronawirusa. Po meczach w stolicy Serbii - turniej przeniósł się do Zadaru w Chorwacji. Tam już został oficjalnie przerwany. Novak, jego żona Jelena, oraz kilku znanych uczestników Adria Tour (m.in. Grigor Dimitrow, Borna Coric i Viktor Troicki) zostali zakażeni koronawirusem. „Wszystko, co zrobiliśmy w ciągu ostatniego miesiąca, zrobiliśmy z dobroci serca i szczerymi intencjami. Nasza impreza miała jednoczyć i przekazać przesłanie solidarności i współczucia w całym regionie. Cykl został stworzony tak, by jak najbardziej pomóc zarówno początkującym, jak i przyszłym tenisistom z południowo-wschodniej Europy. Chcieliśmy umożliwić im dostęp do wyczynowego tenisa, podczas gdy inne rozgrywki są wstrzymane z powodu COVID-19” - napisał w oświadczeniu Novak. - To przebija wszystko, wszystkie moje wygłupy - skrytykował Djokovicia Kyrgios. Tenisista z Canberry, ale również jego dobry kompan Andy Murray też w niewybrednych słowach opisał ostatnie działania Novaka.
„Djoker” chciał coś zrobić dla ludzi ze swojego regionu, chociaż opuścił go lata temu. Mając dwanaście lat, trafił do akademii tenisowej Nikoli Pilicia w Monachium. Tam przez kilka miesięcy opiekowała się nim Jelena Gencic, była świetna tenisistka z Jugosławii. Ponoć talent Novaka dostrzegła już, gdy ten miał osiem lat. W Monachium poznał Ernestsa Gulbisa, równie utalentowanego tenisistę z Łotwy. Determinacja obu nastolatków była jednak po dwóch stronach bieguna. - Byliśmy kumplami. Tyle że ja po zajęciach szedłem do pokoju jeść nutellę i grać na konsoli, a on szedł pobiegać i się porozciągać. Obaj mieliśmy talent, ale tylko on miał talent do ciężkiej pracy - przyznawał po latach Gulbis. Syn jednego z najbogatszych Łotyszy za życiowy sukces musi uznać półfinał French Open z 2014 roku, w którym ograł go… Djokovic.
Serb nie zawsze był taką maszyną do wygrywania. Na światowych kortach był już od 2003 roku. Dwa lata później zaliczył pierwszy wielki szlem. W 1. rundzie Australian Open szybko poradził sobie z nim Marat Safin, późniejszy zwycięzca całej edycji. Po pierwszy tytuł sięgnął w 2008 roku. Wygrał właśnie w Melbourne (wtedy pokonał Jo-Wilfrieda Tsongę), w przyszłości zrobił to jeszcze siedem razy, co jest absolutnym rekordem tej imprezy.
Po wygranej z Tsongą na następne wielkoszlemowe triumfy czekał trzy lata. W 2010 roku chciał nawet skończyć karierę. - Przegrałem z Juergenem Melzerem w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. Płakałem, jakbym został znokautowany. Chciałem porzucić grę w tenisa, bo wszystko widziałem w czarnych barwach - mówił.
Tenisową maszyną, którą znamy, jest od 2011 roku. To był, najprawdopodobniej, najlepszy sezon w jego karierze. Wygrał Australian Open, Wimbledon i US Open. Turniej na kortach im. Rolanda Garrosa zakończył na półfinale, lepszy okazał się wtedy Roger Federer - ten mecz to już klasyk starć Fedexa z Nole.
Djokovic bliżej wygrania wszystkich szlemów w jednym roku już nie był. W sumie uzbierał już 17 wielkoszlemowych triumfów - do ośmiu wygranych w Australian Open dołożył pięć zwycięstw na Wimbledonie, trzy razy wygrał US Open i raz French Open. Ponoć wszystko za sprawą diety eliminującej gluten. - Wygrywałem turniej, a w następnej imprezie nieoczekiwanie traciłem siły. Wygrywałem wspaniały mecz, a następnie kreczowałem w połowie kolejnego - tłumaczył Djokovic. W wybitnym dla niego 2011 roku potrafił wygrać 43 spotkania z rzędu. Nawet podtytuł jego książki „Serwuj, aby wygrać” zawiera zawiera cytat „Plan czternastu dni bez glutenu, dzięki któremu osiągniesz mistrzowską formę ciała i umysłu”.
Nikt nie ma wątpliwości, że cel Djokovicia to detronizacja Federera. Tenisista z Bazylei ma na koncie 20 wielkoszlemowych triumfów, Rafael Nadal 19, a on 17. Wielu fachowców jednak uważa, że gdy cała trójka skończy grać w tenisa, to właśnie Djokovic będzie miał najwięcej szlemów na liczniku. - Federer, co do tego nie ma wątpliwości, gra z nich wszystkich najpiękniej. Ale numerem jeden wszech czasów jest jednak Djokovic i w końcu potwierdzą to również suche liczby - uważa Tennys Sandgren, znany amerykański tenisista. - Przed nim jeszcze kilka lat gry. Na pewno ma dużą szansę, aby poprawić wielkoszlemowy rekord Rogera. To jest jego - potwierdza Ana Ivanović, rodaczka i przyjaciółka Djokovica z czasów gry w tourze. Jest w wieku Novaka (rocznik 1987), ale w tenisa nie gra już od ponad dwóch lat. Nole trwa.
Mimo że Kyrgios wygrał z nim dwa mecze, a nie przegrał żadnego, również potrafi zapomnieć o wszelkich animozjach i chwalić go pod niebiosa. Po chwili jednak dodaje: dla mnie nigdy nie będzie najlepszym tenisistą w historii.
To Federer zawsze chciał być przezroczysty, choć lepiej pasuje tu słowo - nieskazitelny. Djokovic, zawsze zabiegający o względy tłumów, potrafił jednak wiele razy pokazać mu złą krew. Bałkańska natura potrafi z niego wyjść, szczególnie, gdy nie idzie. Podczas Adria Tour odbyła się telekonferencja z udziałem ponad 300 tenisistów. Djokovic, przecież pełniący funkcję przewodniczącego Rady Zawodników ATP, się na niej pojawił, bo uznał, że nie ma na to czasu. Zajęty był już swoimi kłopotami.
W Serbii dalej będą go bronić, jest tam nietykalny, osiem razy zdobywał tytuł dla najlepszego sportowca w kraju. Na świecie jednak nie ma teraz dobrej prasy. Mimo ostatnich złych wydarzeń - Djokovic to symbol sukcesu, człowiek mówiący płynnie po niemiecku, angielsku, dobrze włosku. Serbia ma świetnego ambasadora, wręcz idealnie skrojonego pod ich waleczną naturę. A „Djoker” na światowych kortach nie złożył jeszcze broni. Z Rogerem Federerem wygrał 27 spotkań, przegrał 23, z Rafaelem Nadalem 29 razy, przegrał tylko 26. „Wiedziałem, kiedy skończyć karierę” - żartował niedawno na Twitterze Andy Roddick (zwycięzca US Open z 2003 r.), który z Serbem wygrał pięć razy, a przegrał cztery.