Nowe warianty koronawirusa nadają pandemii niewidziany wcześniej impet. Dlatego albo już pod naporem lawinowych wzrostów liczby zachorowań, albo w obawie przed nimi rządy kolejnych krajów Europy wprowadzają lockdown, lub przedłużają już obowiązujące obostrzenia.
W Polsce poświąteczne statystyki wciąż wyglądają uspokajająco - przy najmniej na tle listopadowego apogeum drugiej fali pandemii w naszym kraju. Wiele wskazuje na to, że może to być jednak cisza przed burzą.
W Wielkiej Brytanii obowiązuje w tej chwili bezterminowy lockdown. Dziennie na COVID-19 umiera tam obecnie powyżej 1000 osób, notowane są zaś dzienne przyrosty zakażeń na poziomie 40 tysięcy i więcej. Brytyjskie statystyki rosną nieprzerwanie od początku grudnia - i to po okresie względnego wypłaszczania się krzywej zachorowań w listopadzie.
Ale na Wielkiej Brytanii problem się nie kończy.
- Jeśli nie uda nam się powstrzymać brytyjskiej odmiany wirusa, do Wielkanocy będziemy mieli 10 razy więcej przypadków zachorowań. Potrzebujemy jeszcze 8 do 10 tygodni twardych środków - mówiła kanclerz Niemiec Angela Merkel ogłaszając przedłużenie lockdownu. Już w tej chwili Niemcy notują zaś rekordowe dzienne przyrosty zachorowań i dzienne liczby zgonów powyżej 1000.
We Francji wydłużono godzinę policyjną. Od weekendu (co najmniej przez 2 tygodnie) obywatele Francji nie mogą przebywać poza domem już od 18.00 do 6 rano. O 18.00 mają też być zamykane wszystkie sklepy. Wciąż nie wyklucza się scenariusza całkowitego lockdownu.
Włochy przedłużyły stan wyjątkowy - obowiązujący w tym kraju od wielu miesięcy - do końca kwietnia. Stan kompletnego lockdownu (obejmujący między innymi godzinę policyjną i zakaz podróży między regionami kraju) ma zostać utrzymany nie krócej niż do 5 marca.
W Holandii przedłużono lockdown do początku lutego. Szwajcaria przedłuża zamknięcie restauracji, placówek kulturalnych i obiektów sportowych do końca lutego, zapowiada też zamknięcie sklepów sprzedających artykuły inne niż te pierwszej potrzeby. Od środy obowiązuje też miesięczny (na razie) lockdown w Portugalii - nie zamknięto tam jednak szkół. Grecja z kolei otworzyła podstawówki i przedszkola od 11 stycznia - ale przedłużono tam obowiązywanie pozostałych obostrzeń
Czy obecną fazę pandemii w Europie można nazwać trzecią falą? I tak, i nie. Nie - bo w większości krajów notujących dziś największe wzrosty liczby zachorowań - jak choćby w Wielkiej Brytanii i Niemczech - druga fala zaczęła się później, początkowo znacznie mniej gwałtownie niż w Polsce, za to wcale nie zdążyła zauważalnie osłabnąć, zanim nie zaczęły się nowe wzrosty, o lawinowym już charakterze. Ale i tak - bo znane są nowe czynniki zwiększające dynamikę postępów pandemii. To kilka nowych mutacji koronawirusa, wykrytych między innymi w Wielkiej Brytanii, Republice Południowej Afryki i Brazylii. To, co je łączy, to znacznie wyższa zdolność do rozprzestrzeniania się - nowe mutacje są od 50 do 70 procent bardziej zaraźliwe niż te znane wcześniej. To zaś sprawia, że ten niezwykle zaraźliwy wirus, jakim i bez mutacji był SARS-Cov-2, stał się jeszcze groźniejszy - za sprawą szybkości, z jaką obecnie się rozprzestrzenia.
W Europie najszybciej obecnie szerzy się wariant koronawirusa wykryty w Wielkiej Brytanii. Mutację oznaczono kodem N501Y. Odkryta została w połowie września, zaś początkowo przyjęto to ze wzruszeniem ramion - bo różnych mutacji koronawirusa powstało do tej pory nawet już ponad 12 tysięcy. Na początku grudnia nowy wariant okazał się jednak odpowiedzialny za lawinowe wzrosty zachorowań w południowej Anglii - obecnie zaś przypisuje mu się już większość zachorowań w całej Wielkiej Brytanii. Według epidemiologów nowa mutacja koronawirusa nie powoduje groźniejszego przebiegu choroby, nie wpływa też na jej śmiertelność - jednak jej wysoka zaraźliwość całkowicie zmienia dotychczasowe reguły gry. Mutacja N501Y różni się od pozostałych wariantów zmienionym genem odpowiedzialnym za białko tzw „kolca” koronawirusa wiążącego się z ludzkimi receptorami ACE2. To właśnie cecha umożliwiająca koronawirusowi wnikanie do naszych organizmów. Mutacja N501Y jest pod tym względem znacznie bardziej efektywna - stąd też jej wysoka zaraźliwość. Wiele wskazuje na to, że za jej sprawą łatwiej też zarażają się osoby w młodszym wieku.
Dobra wiadomość natomiast jest taka, że według obecnego stanu wiedzy nowa mutacja nie jest odporna na szczepionki Pfizera ani Moderny - wszystko wskazuje więc na to, że szanse na pokonanie pandemii za ich pomocą nie zostaną pomniejszone.
W starciu z nowymi wariantami koronawirusa Polska jest niestety w tyle. Choć trudno w to uwierzyć, w naszym kraju nadal (nie licząc badań naukowych) nie prowadzi się na szerszą skalę sekwencjonowania części pobranych od chorych próbek - co pozwoliłoby na monitorowanie, z jakimi odmianami koronawirusa mamy do czynienia w danej chwili i jest jedyną metodą, która pozwoliłaby na odróżnienie nowego wariantu wirusa od poprzednich. W związku z tym dziś nawet nie wiemy - z naukowego punktu widzenia - czy brytyjska mutacja dotarła już do Polski. Możemy się tego jedynie domyślać. Skoro nic innego nam nie pozostaje, to robi tak na przykład główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban. - Proszę zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Wielkiej Brytanii. Emigranci, którzy tam żyją, odwiedzili rodziny w święta i istnieje uzasadniona obawa, że mamy w Polsce brytyjski wariant koronawriusa, który jest łatwiej trasmitowany. W Wielkiej Brytanii mają olbrzymi wzrost zachorowań - mówił Horban w Polsat News. Następnie stwierdził, że nowy wariant „na pewno” jest już w Polsce.
Tymczasem w Wielkiej Brytanii stwierdzono już obecność kolejnej nowej mutacji koronawirusa - tym razem tej pochodzącej z Brazylii. Jej cechy są obecnie badane przez naukowców.
