Proces Roberta W. zaczął się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Chodzi o pamiętne wydarzenie z 22 sierpnia 2016 r., kiedy to na korytarzu przed salą rozpraw na V piętrze Sądu Rejonowego Łódź-Śródmieście przy al. Kościuszki oskarżony oblał kwasem siarkowym Katarzynę D.
Poparzona kobieta zaczęła krzyczeć z bólu i wzywać pomocy. Trafiła do szpitala im. WAM w Łodzi, a potem do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, gdzie przeszła liczne operacje i zabiegi.
Skutki ataku kwasem okazały się straszliwe: poparzenia II i III stopnia objęły 20 proc. ciała - m.in. twarz, szyję i ręce. Kobieta na zawsze została oszpecona i już nigdy nie będzie mogła pracować.
Oskarżony Robert W. do sądu został w poniedziałek przywieziony z Zakładu Karnego w Piotrkowie Trybunalskim. Na salę rozpraw został wprowadzony w czerwonym uniformie, co oznacza, że jest szczególnie niebezpieczny. Jego obrońca chciał odroczyć proces z powodu dolegliwości zdrowotnych 51-latka, ale niczego nie wskórał. Tym bardziej, że nawet Robert W. był przeciwko takiemu posunięciu. Co dolega oskarżonemu?
CZYTAJ: Tragedia w sądzie na Kościuszki w Łodzi. Mężczyzna oblał kobietę substancją żrącą
- Po zastrzyku doznałem objawów choroby Parkinsona. Miałem kłopoty z mówieniem. Dostałem drgawek. Nie mogłem pisać. Jednak po odstawieniu tego zastrzyku sytuacja zaczęła się poprawiać - wyjaśnił Robert W.
Pokrzywdzona Katarzyna D. jest oskarżycielem posiłkowym w tej sprawie. Wczoraj nie było jej jednak w sądzie. Kierując się jej dobrem prywatnym, sąd wyłączył jawność procesu na czas składania zeznań przez pokrzywdzoną i oskarżonego. Dlatego dziennikarze musieli opuścić salę rozpraw. Gdy wrócili, zaczęli zeznawać świadkowie.
Wśród nich był ówczesny aplikant Marek O. Z jego relacji wynika, że na korytarzu siedziały obok siebie dwie kobiety: blondynka - pokrzywdzona i brunetka - prawniczka prowadząca jej sprawę. Prawniczka nagle odebrała telefon i oddaliła się, aby porozmawiać. Wtedy do siedzącej samotnie kobiety podszedł oskarżony. Był w golfie i marynarce. Chwilę porozmawiał, po czym odsłonił połę marynarki, wyjął słoik z kwasem siarkowym i chlusnął w stronę Katarzyny D.
CZYTAJ: Oblał kwasem kobietę w łódzkim sądzie. Dostanie dożywocie?
Krzycząca z bólu kobieta zaczęła wzywać pomocy, natomiast Robert W. usiadł i spokojnie czekał na policjantów.
Wśród przybyłych funkcjonariuszy był Jarosław G., który tak opisał tragedię: - Gdy dotarłem na miejsce zdarzenia, kobieta była w łazience i polewała ciało zimną wodą, zaś sprawca siedział na ławce. Był spokojny. Podszedłem do niego i założyłem mu kajdanki. Zapytałem, co się stało. Odpowiedział, że do sądu przyniósł kwas, który sam sporządził i że przybył na rozprawę, którą założyła mu pokrzywdzona. Wyjaśnił, że w ten sposób ją ukarał. Miała to być jedna z trzech kar. Nie pamiętam, jakie miały być kolejne kary.
Według prokuratury problemy pokrzywdzonej zaczęły się w 2005 r., kiedy zamieszkała w bloku u zbiegu ulic Strykowskiej i Wojska Polskiego w Łodzi. Zainteresował się nią jeden z lokatorów - Robert W.
Jednak nie chciała nawiązywać z nim kontaktów. Odtrącony adorator zaczął ją nękać, śledzić i umieszczać złośliwe komentarze na portalach społecznościowych. Ponadto zdobył numer jej telefonu i zaczął przesyłać obraźliwe i znieważające SMS-y.
Był tak uporczywy i dokuczliwy, że Katarzynie D. nie pozostało nic innego, jak za-alarmować policję.
W sprawie tej ruszyło śledztwo zakończone skierowaniem aktu oskarżenia do Sądu Rejonowego Łódź-Śródmieście.
Zaczął się proces i Robert W. wpadł na pomysł straszliwej zemsty.
Posługując się danymi swojej matki, przez internet kupił litr elektrolitu do akumulatorów i w ten sposób przygotował zabójczą mieszankę z kwasem siarkowym.
Kolejna rozprawa została wyznaczona na 18 września.