Po debacie przed gmachem telewizji polskiej doszło do szarpaniny. Ochrona Andrzeja Dudy siłą odciągała od kandydata PiS Andrzeja Hadacza. - To zwykły prowokator - krzyczeli ludzie z ochrony i nie dopuścili go do kandydata PiS. Mężczyzna, nazywany potocznie Andrzejkiem, zarzucał Jarosławowi Kaczyńskiemu kłamstwa i ostrzegał, że Andrzej Duda jest dokładnie taki sam. W odpowiedzi młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości nazwały go judaszem, a w pewnym momencie po prostu zakrzyczały hasłem: "Andrzej Duda!".
Było to drugie starcie Andrzeja Hadacza z ochroną. Do pierwszego doszło, gdy Andrzej Duda wchodził do siedziby TVP. Hadacz podjął wówczas pierwszą próbę zbliżenia się do zwycięzcy pierwszej tury wyborów prezydenckich, ale został uderzony i powalony na ziemię przez kilku mężczyzn. W rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press zarzekał się, że nie był agresywny, a próbował tylko zadać pytanie. - Potraktowali mnie tak, jak policja traktuje przestępców - żalił się. - Zostałem oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego, który wykorzystał mnie w sposób perfidny pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Teraz nie podoba mu się, że ludzie tacy jak ja popierają Bronisława Komorowskiego - zaznaczył.
Politycy PiS nie mają wątpliwości, że to zwykła prowokacja. - Jak inaczej to nazwać - powiedział AIP Marek Suski. - Nie chcę nawet tego komentować - dodał poseł PiS, nie kryjąc zażenowania całą sytuacją. Oceniać tego wydarzenia nie chciał Andrzej Czerwiński z PO. - Nie znam tego człowieka, a w ten sposób mógłbym go skrzywdzić - wyjaśnił poseł, pytany przez AIP. - Wie pan, w polityce to normalne, że ludzie zmieniają poglądy, ale nie znam tej sprawy. Na pewno znajdą się osoby, które będą to interpretować jako prowokację, jednak nie chcę tego komentować w taki sposób - mówił Czerwiński.
Wicemarszałek Sejmu, Stefan Niesiołowski wyjawił, że Andrzej Hadacz swego czasu odwiedził jego biuro. - Przyniósł jakieś materiały i chciał nawiązać współpracę, ale nie byłem tym zainteresowany. Wyglądał wówczas na bardzo rozczarowanego PiS-em, co teraz wyraża w mało cywilizowany sposób - powiedział dziennikarzowi AIP poseł PO. - Jeśli mamy rozważać czy jest świrem, to przepraszam bardzo ale psychiatrą nie jestem, a nawet oni mają czasem problem z jednoznaczną diagnozą. Z kolei do bycia prowokatorem potrzebny jest ktoś, kto taką osobę opłaci. W tym wypadku byłaby to pewnie Platforma, ale zapewniam pana, że PO nie ma z tym człowiekiem nic wspólnego - podkreślił Stefan Niesiołowski.
Warto przypomnieć kim tak naprawdę jest Andrzej Hadacz. Zasłynął zaraz po katastrofie smoleńskiej jako jeden z najbardziej zagorzałych obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Krzyczał wówczas: - Tusk albo Komorowski - kula w łeb. Nienawidzę ich! - co Platforma Obywatelska wykorzystała później w swoim spocie, pytając: - oni pójdą na wybory, a ty?
Dwa lata później Andrzej Hadacz diametralnie zmienił poglądy. Ramię w ramię z Januszem Palikotem i Ryszardem Kaliszem szedł w Paradzie Równości, a nawet przemawiał do zgromadzonych. Wówczas wielu ekspertów nie wykluczało, że Andrzej Hadacz od początku był opłacanym prowokatorem, a pod krzyżem celowo kreował pozostałych jego obrońców na oszołomów.
W trakcie tegorocznej kampanii prezydenckiej Hadacz sprzyja Platformie Obywatelskiej. Podczas spacerów Bronisława Komorowskiego, przytulał się do niego, zachęcając innych, by głosowali na prezydenta. Podobny obrazek miał miejsce przed gmachem TVP w sobotę, gdy prezydent przyjechał na debatę. Hadacz tulił się do Bronisława Komorowskiego i życzył mu zwycięstwa w konfrontacji z Andrzejem Dudą.