Ojcowie katarskiego sukcesu. Dwie silne głowy u sterów i mocny trzon

Filip Bares
Filip Bares
Sylwia Dabrowa
Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że eliminacje do mistrzostw świata w Katarze będą dla nas wielkim zawodem. Reprezentację porzucił nagle Paulo Sousa i trzeba było szukać nowego selekcjonera, a do awansu potrzebne były dwa zwycięstwa, w tym jedno na Łużnikach w Moskwie. Mimo to we wtorek w Chorzowie udało nam się przypieczętować awans na czwartą wielką imprezę z rzędu. Nie byłoby jednak tego sukcesu bez dobrych decyzji i odrobiny ryzyka.

W obu przypadkach odpowiedzialność spadała przede wszystkim na prezesa i selekcjonera. Kadencja Cezarego Kuleszy zaczęła się od znalezienia prawego obrońcy dla reprezentacji na lata, w postaci Matty’ego Casha. Kolejne miesiące testowały nowego prezesa, a ten jak dziś widać, spisał się bez zarzutów. Najpierw postawił na kontrowersyjnego, ale cenionego w środowisku Czesława Michniewicza, a następnie - wraz z federacjami Czech i Szwecji - wywarł presję na FIFA, by wyrzuciła Rosję z rozgrywek, po jej napaści na Ukrainę. Obie decyzje okazały się być strzałami w dziesiątkę.

Kulesza postawił na trenera znającego naszych piłkarzy i nie kombinował na siłę. Michniewicz miał za sobą trudne rozstanie z Legią Warszawa (z którą wcześniej awansował do fazy grupowej Ligi Europy) i wypominane mu przez część mediów historie sprzed lat (w tym legendarne już 711 rozmów telefonicznych). Zadanie wykonał jednak niemal perfekcyjnie. Nie bał się np. postawić na pomijanego przez Sousę Sebastiana Szymańskiego albo posadzić Grzegorza Krychowiaka na ławce. A w trakcie meczu prawidłowo zareagował, ściągając w przerwie z boiska Jacka Góralskiego, który mocno „pracował” na czerwoną kartkę.

Dla niego była to życiowa szansa, na którą czekał latami. Początki miał trudne (patrz wyżej). Poradził sobie jednak z krytyką, a łzy po końcowym gwizdku były najlepszym dowodem na to, ile go to wszystko kosztowało.

Na koniec oczywiście ci, którzy wywalczyli awans na boisku. W meczu ze Szwecją widać było rękę nowego selekcjonera (choćby po tym, że nie straciliśmy żadnej bramki), ale o sukcesie zadecydował trzon zespołu.

Wojciech Szczęsny w końcu zagrał na miarę swoich możliwości, broniąc sześć strzałów Szwedów i nie popełniając żadnego błędu. Duet Kamil Glik - Jan Bednarek był nie do przejścia. Stoper Benevento w swoim stylu rozegrał 90 minut z kontuzją i „na jednej nodze” rozegrał jeden z ważniejszych meczów w swojej karierze. Sama obecność Glika dodaje jednak wiary kolegom. Awansu nie byłoby też bez Krychowiaka, bardzo krytykowanego ostatnimi czasy. Ze Szwecją wszedł na boisko i od razu wywalczył rzut karny.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl