Omar Prewitt i Mo Soluade - warszawskie importy podbijają polskie parkiety

Filip Bares
M. Bodziachowski
Omar Prewitt i Mo Soluade podbili w minionym sezonie parkiety Energa Basket Ligi. Amerykanin i Anglik poprowadzili warszawską Legię do jej pierwszych playoffów od 17. lat, ale niestety kontuzje nie pozwoliły im pomóc kolegom w starciu z Asseco Gdynią. - Pomijając pogodę to Warszawa bardzo mi się spodobała - mówi z uśmiechem na twarzy Soluade, o swoim pierwszym sezonie w Polsce.

P: Dla obu z Was to były pierwsze sezony w Polsce. Jakie wrażenia zrobił na Was czas w Legii?

Omar: Mogę po raz pierwszy w karierze powiedzieć, że polubiłem wszystkich swoich kolegów z drużyny czego w innych klubach nie doświadczyłem. Mamy świetną grupę chłopaków i świetny sztab trenerski. Możemy z Mo tylko żałować, że kontuzje przytrafiły się nam akurat na fazę play-off. Pomijając to uważam, że mieliśmy bardzo udany sezon.

Mo: Mieliśmy specjalną więź w drużynie i świetną atmosferę. Jeśli ktoś by spojrzał na to z zewnątrz to pomyślałby, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Takie sytuacje są bardzo wyjątkowe.

P: Jakie są dla Was zalety i wady życia w Warszawie?

Mo: Pomijając pogodę to Warszawa bardzo mi się spodobała [śmiech]. Przedtem nie byłem nigdzie poza granicami Hiszpanii. To co mnie najbardziej zaskoczyło to ilu tu mieszka Amerykanów.

P: Ale masz już doświadczenie w przeprowadzkach, bo pierwszą miałeś w wieku 15 lat.

Mo: Tak, wtedy wyjechałem z Londynu, w którym się urodziłem, właśnie do Hiszpanii. Nie było to dla mnie aż tak trudne, bo dużo podróżowałem z drużyną, bez rodziców. Największym problemem była bariera językowa, ale to nic w porównaniu z językiem polskim [śmiech].

P: W tym roku wygrałeś w Polsce konkurs wsadów. Pamiętasz swój pierwszy raz?

Mo: Byłem w szkole i nawet pamiętam jak byłem ubrany – spodnie khaki i t-shirt. W szkole podczas przerwy poszliśmy z chłopakami na boisko i rzuciłem sobie najlepszego alley-oopa w historii. Nie mogłem w to uwierzyć. Natomiast w meczu pamiętam, że pierwszy wsad zrobiłem od razu nad kimś.

P: Ty Omar jesteś natomiast z Kentucky, więc Europa jest dla Ciebie czymś z pewnością nowym.
Omar: Warszawa jest bardzo zamerykanizowana, więc poruszanie się po mieście było bardzo łatwe. Rok temu grałem w Grecji i na Litwie i było mi bardzo ciężko, tęskniłem za domem. Tutaj nauczyłem się, że nie można siedzieć cały dzień w pokoju tylko trzeba wyjść do ludzi. Różnica czasu też nie jest dla mnie w sumie problemem. Budzę się rano, sprawdzam Snapchata czy Instagrama i jestem na bieżąco z przyjaciółmi ze Stanów. Nauczyłem się też, że muszę tworzyć własne wspomnienia i się aż tak tym nie przejmować. Rok temu było mi z tym zdecydowanie ciężej, ale to minęło.

P: Twoja mama też grała w koszykówkę i nawet została wybrana do składu All-ACC na uniwersytecie.
Omar: Tak i była prawdopodobnie najlepszym koszykarzem w naszej rodzinie. Moje siostry obecnie też grają na uniwersytecie, więc można powiedzieć, że koszykówka jest w naszej krwi.

P: Kiedy zdaliście sobie sprawę, że sport będzie Waszą karierą?
Mo: Nie miałem takiego momentu – to po prostu się stało. Nawet przeprowadzając się do Hiszpanii o tym nie myślałem. Do dziś trochę to do mnie nie dociera i myślę „jak do cholery się to stało?”

Omar: Po pierwszym roku na uniwersytecie. Przychodząc nie wiedziałem czy sobie poradzę, a w drużynie było kilku zawodników lepszych ode mnie, ale miałem bardzo dobry pierwszy sezon. Miałem kilka dobrych występów przeciwko najlepszym młodym talentom w Stanach i wtedy uwierzyłem, że moja przyszłość wiąże się z koszykówką.

P: Mieliście w dzieciństwie jakiegoś idola?

Mo: Jak byłem dzieckiem to klasycznie – Michael Jordan, Kobe Bryant i LeBron James, ale teraz? Teraz jest trochę inaczej i odpowiedź może Cię zaskoczyć. Nemanja Nedović. Grałem z nim jeden sezon w Unicaja Malaga i aż ciężko to opisać. Nie żebym był „fanboyem”, ale sposób w jaki trenuje jest niesamowity. Wszystko robi wolniej, na „chodzonego” i z niesamowitą łatwością jak jakiś profesor. Niesamowity swagger.

Omar: Nie miałem szczególnie ulubionego gracza. Bardzo lubiłem Robbiego Hummela, który miał epizod w Minnesota Timberwolves, ale niestety przegrał z kontuzją. Polubiłem go jeszcze z czasów uniwersyteckich.

P: Po 17 latach przerwy pomogliście Legii awansować do fazy play-off, ale niestety dopadły Was kontuzje. Jak ciężko było oglądać poczynania kolegów z boku?

Omar: Zawsze trudno ogląda się w takich sytuacjach. Wszyscy uwielbiamy rywalizację i chcemy grać cały czas. Mimo to dobrze oglądało się jak nasz zespół walczył jak równy z równym z rozstawionymi z jedynką Arką Gdynia.

Mo: Czuliśmy się jeszcze bardziej częścią drużyny wspierając kolegów. Walczyli do upadłego i jesteśmy z nich bardzo dumni.

P:Przegraliście dwa pierwsze spotkania w Gdyni, ale byliście w stanie wyrównać stan rywalizacji po meczach w Warszawie. Jakie zmiany wprowadził trener Tane Spasev po porażkach?
Omar: Największą zmianą było pozwolenie naszym centrom na rzucanie zza łuku. Po naszych kontuzjach nie mieliśmy nic do stracenia i trener pozwolił zawodnikom na więcej. To co podoba mi się w tej lidze to fakt, że nie ma drużyny, która by rzeczywiście odstawała poziomem od reszty. Każdy może wygrać z każdym. Zazwyczaj kiedy „jedynka” gra z „ósemką” to seria się szybko kończy, ale nie w Polsce.

P: Oglądając serię z Arką wydawało się, że macie bardzo silną więź z trenerem Spasevem.

Omar: Tak. Jest wyjątkowy, bo stara się też ciebie poznać jako człowieka, a nie tylko koszykarza. Jego ulubionym tematem jest rozmowa o jedzeniu i cały czas o nim mówi [śmiech].

Mo: Zgadzam się w 100 procentach. To nie tylko nasz trener, ale przewodnik po życiu. Zawsze pomoże ci jakąś radą i jeśli zobaczy, że coś jest nie tak to podejdzie i z tobą porozmawia. To jest niespotykane w sporcie zawodowym.

P: Mo dorastając z pewnością grał też w piłkę nożną, ale za oceanem to nie jest aż tak popularny sport. Kopałeś piłkę w Kentucky czy tylko rzucałeś?
Omar: Mało kto wie, ale moi najlepsi przyjaciele są za niscy by grać w kosza, więc zawsze grałem z nimi w piłkę. Od kiedy jestem w Europie to też staram się śledzić tutejsze ligi.

P: Kibice Legii nie należą też do tych ortodoksyjnych – czy to w hali czy na stadionie.
Mo: Zdecydowanie nie. Nigdy nie widziałem czegoś takiego na meczu piłki nożnej jak na Łazienkowskiej. W angielskich halach jest dużo spiętych ludzi. W Hiszpanii jest głośno, bo jest po prostu dużo ludzi na trybunach. Tutaj jest doping non-stop. Bardzo to lubię, bo fani są blisko zawodników.

Omar: Nasi kibice są świetni. Niestety nie mamy wystarczająco dużej hali by pomieścić wszystkich, ale atmosfera jest niesamowita. Jest jak na meczu piłkarskim – nie są tradycyjnymi fanami koszykówki. W czasie tego sezonu kilku zawodników z drużyn rywali podchodziło do mnie i nie wierzyli, że tak jest na każdym spotkaniu – zawsze mamy jakiegoś rodzaju oprawę.

P: Jacy zawodnicy w Energa Basket Lidze zrobili na Was największe wrażenie?
Mo: Justin Bibbins z Polpharmy. Jest niski, ale jest po prostu utożsamieniem szybkości, strasznie trudno przeciwko niemu bronić.

Omar: Mi największe problemy sprawiał Michał Sokołowski ze Stelmetu. Bardzo szanuję jego sposób gry, jest bardzo silny i to dobrze wykorzystuje, ale mam wrażenie, że sobie z nim poradziłem.

P: Jaki element Waszej gry jest najbardziej niedoceniany, a nad jakim musicie popracować najmocniej?
Omar: Mo ma niedoceniany rzut z dystansu, a najbardziej musi popracować nad … rzutem z dystansu [śmiech]. A tak na serio to musi być trochę większym egoistą – uwielbia dzielić się piłką i czasem zamiast oddać rzut woli podać, gdy lepiej by było jakby wziął sprawy w swoje ręce.

Mo: U Omara najbardziej niedoceniany jest fakt, że potrafi zrobić dokładnie to co sobie zaplanuje. Jeśli chce rzucać z linii wolnych to wymusi faul na przeciwniku by to osiągnąć. Niewielu jest też zawodników w tej lidze, którym można dać piłkę i powiedzieć „zdobądź punkty”, tak po prostu, w pojedynkę. A nie wiem w sumie co musi poprawić.

Omar: Ty musisz nabrać siły…

Mo: Wszyscy musimy, nie? [śmiech].

P: Jeden na jeden – kto wygra?
Omar: Trener Spasev [śmiech].

Mo: Prawdopodobnie tak.

P: Co musi Legia poprawić żeby zrobić krok naprzód?
Omar: Legia ma wszystko czego potrzebuje by zrobić duży postęp. Wiem, że to pierwszy raz od lat kiedy awansowaliśmy do play-offów, ale mamy wszystko by być jeszcze lepsi. Mamy najlepszych kibiców w najlepszym mieście – czego chcieć więcej.

Mo: Musimy lepiej promować się jako zespół. Mieszkając w Warszawie, duża liczba ludzi, których spotkałem, nie wiedziała nawet, że Legia ma sekcję koszykówki. Tutaj rządzi piłka nożna, ale z takimi występami jak w tym roku niedługo powinno się to zmienić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gol24: Gorący tydzień w Ekstraklasie. Legia i Pogoń przed finałem PP

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl